wtorek, 8 maja 2012

Opatrzność niech nad nią czuwa

Wszyscy z grubsza wiedzą, kto taki romantyk, główni zainteresowani - nie zawsze. Tak sprawę widzi bohaterka powieści Anity Brookner czyli Kitty Maule, specjalistka od literatury romantycznej, będąca żywym przykładem owego stwierdzenia. W nielicznych przerwach od pracy naukowej stara się zagłuszyć nieznośną samotność lub dla odmiany snuje marzenia o obiekcie swojego zauroczenia. I jakoś nie może dostrzec, że ów obiekt jest mało uchwytny i niespecjalnie odwzajemnia jej uczucia. Bidula nie zauważa nawet, że jej życie zaczyna przypominać literaturę, niestety raczej w żałosnym wydaniu.


Zamiast biegać do wróżki nieszczęsna Kitty powinna wybrać się do psychoterapeuty, który być może podbudowałby jej samoocenę i nauczył realnej oceny rzeczywistości. Przydałoby się również przetrzeć lustro: główna bohaterka dojrzałaby w nim wreszcie młodą, atrakcyjną kobietę wymagającą jedynie bardziej nowoczesnej garderoby. Niestety Kitty Maule to ciężki przypadek. Dziewczyna jakby nie na miejscu: nie do końca "angielska", nie w pełni dorosła, obca także w środowisku zawodowym. Nawet jej staromodny, acz strój podkreśla odstawanie od ogółu. Gdyby jej styl bycia był chociaż oryginalny! Płonne nadzieje - panna Maule jest ciekawa głównie wtedy, gdy zacznie rozprawiać o swoich ulubionych Romantykach.


Książka Brookner jest i romansem, i powieścią akademicką. Krąży wokół konkretnego utworu literackiego ("Adolf" Benjamina Constanta) i ściśle z nim współgra, co w moim odczuciu jest największą zaletą "Opatrzności". Ma w sobie jeszcze coś istotnego: lekkość i humor. Niepokoi mnie kapkę powtórzenie kilku wątków z książki o rok wcześniejszej (A Start in Life) oraz niedociągnięcia w prowadzeniu fabuły. Powieść na szczęście ma dużo do zaoferowania, więc przymykam na to oko.;)


Podziękowania dla maiooffki, która zmobilizowała mnie do wspólnego czytania "Opatrzności".


______________________________________________

Anita Brookner Providence, Triad Grafton, London, 1986
______________________________________________

18 komentarzy:

  1. ja coś chyba źle trafiłam z Brookner. zaczęłam czytać 'The Latecomers' podchodziłam chyba ze dwa razy i nie udało mi się skończyć, a tu już druga książka Brookner o której piszesz, i która mnie by zainteresowała, przynajmniej tematycznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam, jak pisałaś o 'The Latecomers'. Może faktycznie to nie była TA książka?;) Ja tak miałam z 'Hotel du Lac' (kiepskie tłumaczenie). Potem była "Rodzina i przyjaciele" i jakoś połknęłam haczyk. Teraz chyba mam już ok. 5 innych jej książek w szafie.;)

      Usuń
    2. haha, no widzisz, powtarzam się! chyba poszukam jakiś innych książek Brookner, będę miała wtedy więcej do powiedzenia :)

      Usuń
    3. To nie był przytyk.;) Blogerzy b. chwalą m.in. Fraud.
      A tu:
      http://brooknerday.blogspot.com/
      prawdziwa skarbnica wiedzy.;)

      Usuń
    4. haha, wiem, że to nie był przytyk, wcale tak tego nie odebrałam :)
      dziękuję za link, będę miała co czytać w pracy ;)

      Usuń
    5. Swoją drogą p. Brookner wykazała się dużą płodnością w dojrzałym wieku.;)

      Usuń
    6. to się nazywa "6-ty" zmysł autorki...

      Usuń
    7. Tak myślisz? Dla mnie to swoiste przebudzenie.;)

      Usuń
  2. Połączenie romans-powieść akademicka na ogół mi się podoba (jestem np. wielką fanką Opętania A.S. Byatt), ale coś mi się wydaje, że nie jesteś do końca "Opatrznością" zachwycona? Czy polecasz jednak raczej inne tytuły tej autorki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka mi się podobała, ale 'A Start in Life' jest moim zdaniem lepsze. Podobała mi się także "Rodzina i przyjaciele", choć to nie jest historia o środ. akademickim. Dzisiaj pewnie inaczej oceniłabym także "Hotel du Lac", który 2 lata temu niezbyt przypadł mi do gustu.;( (wszystkie te książki omawiałam na blogu).

      Ja też b. lubię powieści akademickie, dawno temu zaczytywałam się powieściami Lodge'a, M. Bradbury'ego i K. Amisa. Zabawa murowana.;)

      Usuń
  3. ha! zakupiłam! nawet z identyczną okładką, jak we wpisie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ;) Mnie na niej szczególnie zależało, bo Kislinga b. lubię. Do mnie dotarła natomiast 'Fraud'. Liczę na wymianę wrażeń.;)

      Usuń
  4. ja na nią trafiłam przypadkiem, w sklepie z używaną odzieżą :)
    książka jest krótsza od latecomers, więc mam nadzieję się z nią jakoś uporać i dam znać o wrażeniach :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oby zatem była lepsza niż 'Latecomers'.;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dla mnie to była jedna z pierwszych i najlepszych Brookner. szczerze mówiąc w Kitty mogłabym się dopatrzeć bez trudu cech niektórych moich koleżanek. intelekt intelektem kariera naukowa to tez sporo, ale nic nie przebije wykształconej w nich presji na zakładanie rodziny. Do dziś problem bywa aktualny. Choć o ile dobrze pamiętam końcówka książki wskazuje na to, że Kitty jednak jakoś z nim sobie poradzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja miałam wrażenie, że Kitty sama uważała założenie rodziny jako coś, co nada sens jej życiu. Z chwilą gdy nie miała konkretnej pracy do wykonania, wpadała w panikę. W rozmowie z jednym z wykładowców otwarcie mówiła o tym, że dobrze zająć się literaturą, żeby uciec od codzienności i jego problemów. Czyli sprawdziło się to, co mówią psychologowie: w pracę uciekają osoby z niepoukładanym życiem osobistym.;(
      Kitty do końca wierzyła, że Maurice będzie jej zbawcą, dopiero na koniec straciła złudzenia. Cóż, nie ona jedna upatrywała szansy na odmianę losu w związku z mężczyzną, masz rację. Powiedziałabym, że to częsta przypadłość u kobiet przed 30-tką.;(

      Usuń
  7. przeczytałam! ha! nawet ciężko nie było, i to nie tylko ze względu na długość, a raczej krótkość, utowru ;)
    myślę jednak, że błędem Kitty nie było to, że wierzyła, że Maurice będzie jej zbawcą, ale że o niego nie zawalczyła - ile razy powstrzymywała się od uśmiechu, dotknięcia, wyrażenia swoich uczuć? takich problemów panna Fairchild z pewnością nie miała!
    ale ogólnie wrażenia pozytywne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, ona tłumiła wszelkie oznaki większej sympatii wobec Maurice'a, przy czym to on chyba na początku narzucił potajemny tryb znajomości.
      Teraz mi się przypomniało, jak ubawił mnie fragment paryski, kiedy to M. zapragnął się wykąpać, a biedna Kitty odczytała to jako zapowiedź wspólnej nocy. Nie dość, że sama wysyłała niejasne sygnały, to nie potrafiła także czytać cudzych.;(

      Usuń