Brykam, parskam, rżę, staję dęba, rozdaję kopniaki. Więzy, nie będę wybierał pomiędzy wami! Liny, lassa, nie wybieram żadnego z was, wybieram i jedno, i drugie! Słyszycie? Nie będę wybierał! [s. 173]
Wschód, zachód to jak dotąd jedyny zbiór opowiadań Salmana Rushdie. Wydany w 1994 r., zawiera dziewięć tekstów, po trzy w każdej z części: Wschód, Zachód i Wschód Zachód. Całość objętościowo jest skromna (174 strony w polskim wydaniu), ale za to bogata w treść i zróżnicowana pod względem formy oraz stylu. A poza tym: inteligentna, finezyjna, przewrotna i dowcipna.
Książka zaczyna się dość poważnie od dość realistycznych obrazków prosto z Indii, by za chwilę zaskoczyć tragikomiczną przypowiastką o włosie Proroka, który znalazców doprowadza do zguby. W części „zachodniej” robi się jeszcze ciekawiej: Yorick opowiada niestworzone historie o dzieciństwie Hamleta, w Londynie wybucha szał z powodu aukcji filmowych pantofelków, a Kolumb udaje zakochanego, byle tylko uzyskać zgodę królowej na morską wyprawę. Ostatnia część to już zderzenie Wschodu z Zachodem, przynoszące tyleż nieporozumień, co interesujących mieszanek – chyba tylko u Rushdiego hinduscy dyplomaci porozumiewają się językiem ze Star Treka, a pisarz-schizofrenik tak gorączkowo poszukuje guru, że wpada po uszy w okultyzm.
To streszczenie być może sugeruje lekturę zwariowaną (chwilami taka jest), ale jeśli zajrzeć głębiej, okaże się, że w istocie mowa jest o istotnych sprawach: emigracji, utopijnych dążeniach, przyjaźni i fanatyzmie religijnym. Powraca temat domu oraz rozdarcia wewnętrznego bohatera, kto zechce, doszuka się również wątków autobiograficznych autora. Nie wszystkie opowiadania mi się podobały, niemniej Wschód, zachód to dobry i wysmakowany zbiór.
______________________________________________________________________
Salman Rushdie, Wschód, zachód; przeł. Maria Gromkowa, Rebis, Poznań 1997