sobota, 21 kwietnia 2018

O pożytkach płynących z posiadania (niektórych) książek

W Toaście na progu Andrzej Mencwel przytacza taką oto anegdotę z lat 80. ubiegłego wieku:
[…] nie tylko żywienie psów, ale i ludzi stanowiło polską sztukę walki, wymagającą specjalnej zaprawy i wyszukanych chwytów. Nie było przecież tak, żeby coś można było kupić zwyczajnie, zawsze trzeba było użyć fortelu wzmacniającego pozycję na skąpym jednostajnie rynku, a mogło nim być, na przykład Przeminęło z wiatrem, którego liczne edycje publikowało wydawnictwo, w którym pracowała Ania. Nabywaliśmy je u źródła po zniżonej cenie, jeden zapasowy egzemplarz mieliśmy zawsze pod ręką i nie pamiętam już wszystkich okazji, w jakich się on przydał, ale można powiedzieć, że były one wszelakie. Czar tej łudzącej opowieści o końcu amerykańskiej idylli kolonialnej podczas okrutnej wojny domowej działał z równą mocą na dentystkę i hydraulika, urzędnika i mechanika, przedszkolankę i milicjanta, zadziałał również w szczególnym sklepie mięsnym, gdy chodziło o karmę dla psa. Karma taka zresztą wtedy nie istniała, a w normalnych, czyli ludzkich sklepach mięsnych wyskrobywano do cna wszystkie kości, podroby i skrawki. Udało mi się jednak odnaleźć na jednej z praskich ulic jatkę końską, w której kupowałem mięso dla naszego psa, nie zdradzając jego przeznaczenia. Ponieważ zachodziłem tam dość często, więc zjednałem sobie panią sklepową, dzięki jej słabości do Rhetta Butlera, którego utożsamiała, rzecz jasna, z Clarkiem Gable'em, poznanym dwadzieścia lat wcześniej na ekranie kina Praha, w filmie masowo wówczas oglądanym i uznanym za najbardziej udany film roku w Polsce nazywanej Ludową. Nasz egzemplarz Przeminęło z wiatrem pani sklepowa uznała za druk nieomal podziemny i skwapliwie go schowała. Chociaż mogę powiedzieć, że pośród różnych dziedzin pogranicznych zajmowałem się również socjologią kultury, to nie znam metod ani opracowań, które takie zbiorowe oczarowania oraz jednostkowe uwiedzenia by tłumaczyły. Jakim cudem opowieść o wojennej katastrofie posiadaczy niewolników mamiła pochodzące z awansu społecznego masy odbiorców, tego do dziś nie pojmuję.
Andrzej Mencwel, Toast na progu, Kraków 2017, s. 105-106

2 komentarze:

  1. Przyznaję, że nie wpadłbym na to, by książkę wykorzystywać w taki sposób. No ale zdecydowanie jest coś w stwierdzeniu, że PRL był okresem, który wydobywał z ludzi wszelkie pokłady kreatywności i rozbudzał zmysł kombinatorstwa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie - jak mówi przysłowie - potrzeba matką wynalazku.;) Podejrzewam, że takich książek było więcej, bo jednak co lepsze tytuły rozchodziły się b. szybko i to głównie wśród znajomych księgarzy.

      Usuń