Zamiłowanie Rachel Cusk do metafor i porównań doprowadza mnie do szału. W „Arlington Park” spasowałam krótko po chmurach nadchodzących jak maszyny, jak rozkwitające na rozgwieżdżonym niebie czarne kwiaty (s. 7), w „Wariacjach na temat rodziny Bradshaw” było już znacznie lepiej, ale bez zgrzytów się nie obeszło. W przypadku „Po. O małżeństwie i rozstaniu” kreatywność autorki sięgnęła zenitu i tak na przykład o opis skomplikowanej ekstrakcji zęba ciągnie się przez sześć stron, historia tortu pieczonego na ważną uroczystość rodzinną – podobnie. Nie uważam, aby pisanie o cierpieniach związanych z rozpadem małżeństwa wymagało aż tak finezyjnego kamuflażu. Osobiście wolałabym konkrety, ale najwyraźniej Cusk preferuje kwiecisty styl.
Przymykając oko na styl, otrzymujemy zapis emocji autorki w okresie po rozstaniu z mężem oraz próbę wytłumaczenia sobie powodów zaistniałej sytuacji. Czyni to bardzo pokrętnie, a przynajmniej taka jest jej relacja ze staniu „po”. Analizuje swoją rolę matki i żony, przygląda się małżeństwom swoich rodziców i dziadków, rozbiera na czynniki pierwsze historię Agamemnona i Klitajmestry. Korzysta również z pomocy terapeuty, od którego nie życzy sobie usłyszeć, że za dużo myśli (s. 123). Tu w moim odczuciu Cusk odsłoniła swoją piętę achillesową - ona naprawdę zbyt intensywnie drąży problemy, drepcząc wciąż w kółko i nie znajdując sposobu na wyjście z impasu. I o tym właściwie jest książka o bezsilności i bezradności.
„Po. O małżeństwie i rozstaniu” nie jest dla mnie udaną książką. O wiele ciekawszy jest według mnie wywiad z autorką zamieszczony w sierpniowych Wysokich Obcasach (nr 35/2013 z 31.08.20130). Cusk wreszcie operuje konkretami i pozwala czytelnikowi lepiej zrozumieć sytuację. Z niektórymi stwierdzeniami trudno mi się zgodzić, na przykład z tymi, że:
(... ) w momencie, w którym zawierasz małżeństwo, przestajesz istnieć. Nie ma jakiegoś ja, jest tylko ta nowa, wspólna tożsamość i nie można, ot tak, któregoś dnia tego procesu cofnąć.
oraz:
(...) jeśli wstępujesz w związek małżeński jako feministka, to jest to wejście bez wyjścia. Wchodzisz i udajesz, że jesteś nadal feministką, ale tak naprawdę nie ma możliwości na pozostanie feministką w małżeństwie.
OK, mogę zaakceptować takie poglądy. Dziwię się natomiast wówczas, gdy pisarka stwierdza, że mimo upływu ponad trzech lat od rozstania z mężem nie jest mądrzejsza ani na jotę i nie potrafi określić, dlaczego właściwie chciała się z nim rozstać. Zważywszy na wysiłek włożony w przepracowanie problemu oraz wiek Cusk (46 lat), dziwię się nawet bardzo. W rezultacie nie pozostaje mi nic innego, jak uznać lekturę książki i wywiadu za spotkanie z ciekawym, bo zupełnie odmiennym ode mnie, człowiekiem. Od dalszych kontaktów raczej się wstrzymam.
______________________________________________________________________________________
Rachel Cusk „Po. O małżeństwie i rozstaniu”, przeł. Agnieszka Pokojska, Wyd. Czarne, Wołowiec 2013
_______________________________________________________________________________________