Trzydzieści lat to prawdopodobnie wystarczająco dużo, aby zaadaptować się w nowym kraju. Nawet jeśli jest tak egzotyczny jak Japonia. Amerykance Rebecce Otawa ta sztuka najwyraźniej się udała, choć sama daleka jest od hurraoptymizmu. Jej książka „W Japonii czyli w domu” świadczy o głębokim zrozumieniu i szacunku dla odmiennej kultury, świadczy też o czymś jeszcze – o dużej pokorze.
Autorka krok po kroku oprowadza czytelnika po swoim domu i sąsiedztwie, i nawet jeśli zagląda w mało spektakularne miejsca, są one zawsze atrakcyjne ze względu na swoją inność. Niemal na każdym kroku uderza przywiązanie do hierarchii i rytuałów – obojętne, czy jest to ustalanie kolejności domowników do kąpieli, wymiana prezentów czy picie herbaty. Otawa pisze, że powtarzane formułki i czynności są rodzajem medytacji, wskazuje też na ich głębszy sens: Forma, czyli przyjęty sposób robienia rzeczy, ma dla wszystkich Japończyków wielkie znaczenie psychologiczne. Forma wspiera relacje społeczne i zapewnia społeczeństwu gładkie funkcjonowanie. (s. 178)
Dla mnie to jedno z ciekawszych zagadnień poruszonych w książce, ściśle powiązanym z kwestią edukacji. W przeciwieństwie do krajów zachodnich, gdzie szkoły nastawione są na przekazywanie uczniom wiedzy, w Japonii kładzie się nacisk na socjalizację, co oznacza kształtowanie uległych i użytecznych członków grupy. Autorka wyjaśnia, że społeczeństwo jest w Japonii źródłem wszelkiego dobra, o ile członkowie przestrzegają reguł społecznych i nigdy nie kwestionują autorytetu grupy. (s. 140) Podobne podejście w naszej kulturze jest w zasadzie nie do przyjęcia, ponieważ prowadzi do uniformizacji. Z drugiej strony trudno nie zauważyć, że owo posłuszeństwo stanowi kręgosłup japońskiego narodu.
„W Japonii czyli w domu” porusza naturalnie znacznie więcej tematów niż te wybrane przeze mnie. Jest niezwykle cenną lekturą ze względu na osobę autorki: trzydziestoletnie doświadczenie dało jej wgląd w sprawy, z którymi być może nie zetkną się inni cudzoziemcy, również ci przyjeżdżający do Japonii na kilka lat. Książka Otawy jest według mnie świetnym uzupełnieniem innych publikacji o Kraju Kwitnącej Wiśni dostępnych na polskim rynku.
_________________________________________________________________________________________
Rebecca Otawa „W Japonii czyli w domu. Amerykanka w Kraju Kwitnącej Wiśni” tłum. Iwona Kordzińska-Nawrocka, Świat Książki, Warszawa, 2013
_________________________________________________________________________________________
lubię japońszczyzne i książki o Japonii. może nie pasjami, ale od czasu do czasu fajnie jest sobie coś odmiennego poczytać. albo o czymś odmiennym ;) ostatnio przeczytałam "Życie jak w Tochigi" i się niestety rozczarowałam (ciesząc się jednocześnie, że książka została tylko pożyczona od koleżanki). z tego, co piszesz, ta zapowiada się lepiej!
OdpowiedzUsuńPo "Życie..." miałam nawet kiedyś sięgnąć, ale zniechęciły mnie wypowiedzi samej autorki na jej blogu.;( Otawa pisze prosto, w bardzo uporządkowany sposób (czyli w duchu japońskiej harmonii;)) i b. mi to odpowiada. Zdecydowanie polecam.
UsuńCzy Brytyjczycy nie piszą podobnych książek?
myślę, że nic nie straciłaś nie sięgając po książkę Ikedy. jej wspomnienia są napisane baaaardzo prosto, i miałam wrażenie że autorka nie tylko nie szanowała odmiennej kultury, ale i swojego czytelnika. na blogu może pisać, że czegoś nie wie, i że nic ją to nie obchodzi, stylem potocznym, ale ja w stosunku do książki mam nieco większe wymagania. jeśli jeszcze bym książkę kupiła, to dlatego, żeby jednak się czegoś o Japonii dowiedzieć. niby Ikeda ostrzega, że nie jest to książka o Japonii, ale o jej życiu w Japonii, ale moim zdaniem nieco przesadziła z pobieżnym traktowaniem tematu.
Usuńprzyznam się, że nawet się nie rozglądałam za książkami o Japonii napisanymi przez Brytyjczyków. jeśli już jakieś rzuciły mi się w oczy to raczej napisane przez Amerykanów (z tego, co pamiętam) a do nich podchodzę z ostrożnością ;)
Otóż to - luźny styl blogowy nie zawsze dobrze wypada w książce. A jeśli do tego, jak piszesz, temat potraktowany został pobieżnie, to raczej na pewno nie mam czego żałować.;( Trzeba się za to czym prędzej rozejrzeć za Tomańskim wspomnianym poniżej przez Porządek_alfabetyczny.
UsuńO tak, do Amerykanów trzeba podchodzić z ostrożnością, widzą świat zupełnie z innej perspektywy.;) Otawa jest chlubnym wyjątkiem na szczęście. Dziwne, że Brytyjczycy nie zgłębiają kultury japońskiej. W beletrystyce podobają mi się związki Mitchella z Japonią - i to bardzo!;)
Dokładnie!
UsuńCo do Brytyjczyków to być może są jakieś ciekawe książki na temat Japonii, tylko nie zwróciłam na nie uwagi? Bo wydają mi się dosyć zainteresowani kulturą Japonii, dosyć dużo się tłumaczy, nieźle też jest z dostępem do książek, bo je się ciągle wznawia, i tak jak Anglicy nie za bardzo kupują tłumaczone książki, to mam wrażenie, że nie dotyczy to literatury japońskiej (i ostatnio pewnie skandynawskich kryminałów).
A Tomańskiego sobie już zapisuję :)
Brytyjczycy chyba nie podróżują tak często jak Amerykanie, może stąd ten brak reportaży/wspomnień/esejów o Japonii?
UsuńTo ciekawe, co piszesz o tłumaczonych książkach, chociaż z drugiej strony my też nie porywamy się na literaturę z mniej popularnych stron świata.
tez mam japońskiego feblika, wiec do książki na pewno zajrzę. Mam nadzieje ze opisy japońskich obyczajów są tam jak najbardziej szczegółowe, tak jak lubię. A zycie jak w Tochigi przeglądałam kilkakrotnie w księgarni, ale wydawało mi się ze to kiepsko napisane. Widzę, że Patrycja potwierdza moje podejrzenia ;)
OdpowiedzUsuńMoje podejrzenia Patrycja też potwierdziła. Szkoda, mimo wszystko.
UsuńOpisy japońskich obyczajów nie są szczegółowo opisane, ale dają pojęcie np. o pogrzebie, oglądaniu księżyca (tak, tak:)), kolejności domowników w kąpieli. To taka przyjemna gawęda, zbliżona do klimatu "Japońskiego wachlarza". Niestety ma niecałe 200 stron.;(
Chyba kiedyś już wspominałam, że na kursie dla nauczycieli miałam okazję poznać dwie sympatyczne Japonki. Byłam zdumiona ich opowieściami o pracy: przede wszystkim szokiem była dla mnie liczebność klas: ponad pięćdziesiąt osób! Bez tego posłuszeństwa, o którym wspominasz, nie byłoby chyba mowy o prowadzeniu lekcji z taką grupą gimnazjalistów. Podkreślam, że chodzi o lekcje języka angielskiego, więc to już w ogóle jakaś paranoja. :(
OdpowiedzUsuńI tu może tkwić problem - autorka pisze również, że nauczyciele jej synów nie byli szczególnie wymagający czy surowi, skupiali się głównie na wpajaniu im posłuszeństwa. Teraz rozumiem, dlaczego Japończycy słabo znają angielski.;(
Usuńczytankianki: Japoński wachlarz uważam za świetny, ceremonie oglądania księżyca za fascynującą, czyli na pewno rozejrzę się za tym tytułem :).
OdpowiedzUsuńMyślę, że jedyny zawód, jak może Cię spotkać w książce Otawy, to jej "chudość". Śmiało mogłaby napisać drugi tom.
UsuńJak na trzydzieści lat życia i poznawania kraju, 200 stron o których piszesz w komentarzu wyżej, to bardzo mało!
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że to co przedstawiasz jako zalety książki jest wynikiem tego, że po tylu latach spędzonych w Japonii nie można chyba nie przejąć części japońskich cech, z ich pokorą na czele. Wydaje mi się też, że właśnie pokora jest czymś, czego zabrakło w książce Anny Ikeda, choć zastrzegam że ciągle znam ją tylko z fragmentów.
Tak, 200 stron to stanowczo za mało, ale może to kolejny przejaw przejęcia japońskich nawyków, a konkretnie skromności.;)
UsuńMasz rację, po tylu latach życia w Japonii, na dodatek pod jednym dachem z rodzicami męża, nie sposób nauczyć się pokory. To jest na pewno b. trudne, autorka między wierszami sygnalizuje, że bywało ciężko.
Być może czytałyśmy te same fragmenty, bo miałam podobne wrażenie.;( Wczoraj zaczęłam czytać "Z pokorą i uniżeniem" Nothomb, która dość podobała mi się jakieś 12 lat temu, tymczasem teraz musiałam ją odłożyć ze względu na niemal szyderczy stosunek autorki do zachowania Japończyków. Niestety w innej jej książce dostrzegłam podobne podejście. Nie wiem, skąd to poczucie wyższości.
Zupełnie zapomniałam o Nothomb - też ją czytałam jakiś czas temu i też mi się podobała. Objętościowo niewątpliwie jest podobna do książki Otawy, ale jak widać to nie wystarczy:)
UsuńPoczucie wyższości zazwyczaj bierze się z braku zainteresowania i zrozumienia dla odmienności. Łatwo jest wychwycić i obśmiać różnice, trudniej zastanowić nad nimi, a przy okazji i nad sobą, nie mówiąc już o tym, że to drugie znacznie gorzej się sprzedaje.
Wyśmiać, skrytykować jest zawsze łatwo, fakt. Mimo wszystko dziwię się osobom, które w obcej kulturze starają się wprowadzać zachodnie porządki. Z boku to dość śmieszne, żeby nie powiedzieć - żałosne. Na szczęście Otawa ma inne podejście.;)
UsuńMnie u pani Ikedy raził brak stylu, a nie pokory:)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wlasnie 'Made in Japan' Tomańskiego, w której autor koncentruje się nie na tradycji, tylko na tym, co dzieje się w Japonii teraz, m.in, o tym jak trudno jest w takim społeczeństwie wprowadzać (niezbędne) zmiany. Jeden z szefów firm, szukając nowych rozwiązań i próbując wybić pracowników z terroru konsensusu wymyślił, by obowiązującym językiem w firmie był angielski, który jego zdaniem pozwala na zupełnie inny sposób myślenia ;)
A czy Ikeda nie tłumaczyła się, że jej książka jest przedrukiem zapisków z bloga i stąd luźny styl?;) Tak pisała, zdaje się, przy okazji premiery książki.
UsuńKsiążkę Tomańskiego mam na uwadze, dzięki za uwagę - współczesne społeczeństwo japońskie też b. mnie interesuje. Z tego, co piszesz, zapowiada się interesująco.
W przeciwieństwie do przedmówców dobrze mi się czytało książkę Ikedy i nie jestem nią rozczarowana, przeciwnie , dzięki niej wróciła mi faza na czytanie o Japonii (po kilku latach przerwy od azjatyckich klimatów).Po "W domu czyli w Japonii" sięgnę z przyjemnością :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że chociaż jedna osoba broni książki Ikedy.;) Myślę, że jeśli trafię na nią kiedyś w bibliotece, przyjrzę się jej dokładniej.
Usuń