czwartek, 26 września 2013

Bez książek i teatru

W dzisiejszej "Rzeczpospolitej" na pierwszej stronie ukazał się artykuł Joanny Ćwiek na temat „kulturalnych” wydatków Polaków. Według raportu GUS w 2012 r. każdy obywatel wydał średnio 428,28 zł na tzw. kulturę, przy czym lwią część tych wydatków pochłonęły abonamenty za internet i telewizje kablowe. Na prasę, książki, kino i teatr przeznaczono kilkakrotnie mniejsze kwoty. Szczegóły na zestawieniu poniżej.


Co prawda wydaliśmy o 5,6% więcej niż w latach poprzednich, ale nie jest dobrze. Jak wynika z badań, taki stan rzeczy spowodowany jest brakiem zainteresowania kulturą (ponad połowa ankietowanych) i/lub brakiem środków finansowych.



55 komentarzy:

  1. A to roczne czy miesięczne wydatki? W obu przypadkach i tak nic mi się nie zgadza :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Roczne niestety. Mnie też się nie zgadza, także w skali miesięcznej (przynajmniej w niektórych miesiącach).

      Usuń
    2. No to sponsoruję parę osób w sferze zakupu książek, za to ktoś dopłaca do mojego nowego telewizora :D

      Usuń
    3. U mnie podobnie.
      Patrzę na znajome emerytki i myślę, że mimo pewnego zainteresowania, oprócz abonamentów za telewizje (różne) i internet, wydają pewne kwoty na prasę i czasem bilety do kina. Książek nie muszą mieć na własność, bo korzystają z bibliotek, a teatr jest dla nich za drogi. Pewnie mieszczą się w średniej 428, 28 zł.

      Usuń
    4. Uroki statystyki, niezbyt mnie przekonują takie wyliczenia.

      Usuń
    5. Obawiam się, że te kwoty nie są zbytnio przesadzone.;(

      Usuń
    6. Przypuszczalnie nie są, ale i tak niewiele z tego wynika.

      Usuń
    7. Wynika m.in. tyle, że książki elektroniczne powinny być zwolnione z wysokiego podatku.;) I może misja TVP powinna wreszcie się zmienić - tak, aby podrasować upodobania widzów.

      Usuń
    8. Gdzieś mi wczoraj mignęło, że sprzedaż książek elektronicznych nie jest np. wliczana do statystyk nakładów liczonych przez Bibliotekę Narodową, więc wykazywany jest spadek, zapaść, ogólny kryzys.

      Usuń
    9. A szkoda, bo ten rynek coraz bardziej się chyba rozwija. W ub. tygodniu sama doń dołączyłam.;)

      Usuń
    10. Nie chwaliłaś się, gratulacje:) Ponoć za rok, dwa zostaną wypracowane odpowiednie mechanizmy i statystyka zacznie obejmować e-booki. Ciekawe, czy w badaniach czytelnictwa BN też nie uwzględnia e-booków :P

      Usuń
    11. Nie chwaliłam się, jakoś nie było okazji.;)
      Skoro BN odnotowuje czytelniczą zapaść, to może e-booków nie uwzględnia. Mnie ciekawi natomiast, czy BN bada czytelnictwo w bibliotekach.

      Usuń
    12. Na pewno biblioteki wypełniają jakieś potężne kwity statystyczne, ale chyba się ich nie uwzględnia w tych jeremiadach o spadku czytelnictwa.

      Usuń
    13. Otóż to. A mogłoby się okazać, że statystyczny Polak czyta nie 2,5 książki rocznie, a 3,7.;)

      Usuń
    14. Mogłoby. Ale widać łatwiej zadzwonić do 1500 wybranych losowo osób, niż zliczyć te słupki spływające z bibliotek i podzielić przez liczbę obywateli :)

      Usuń
    15. Wolę nawet nie wyobrażać sobie, jak żmudne są takie wyliczenia.;(

      Usuń
    16. O, w takiej Nowej Hucie w zeszłym roku na głowę mieszkańca przypadało 3,37 książki wypożyczonej z biblioteki; na realnego użytkownika już 21,6 :D

      Usuń
    17. Nie przesadzajmy ze żmudnością, komputery istnieją.

      Usuń
    18. Gdzie można sprawdzić nowohuckie i inne statystyki?

      Wklepywanie liczb do komputera przyjemne raczej nie jest.;(

      Usuń
    19. Przypuszczam, że dane i tak spływają drogą elektroniczną. Dane wziąłem stąd: http://witryna.biblioteka.krakow.pl/?page_id=56, liczba mieszkańców 212 500 osób. To pierwsze, co mi wyskoczyło przy wyszukiwaniu, pewnie dla innych obszarów też można coś takiego znaleźć i zrobić.

      Usuń
    20. Dzięki. Moja biblioteka nie chwali się poziomem czytelnictwa, muszę zapytać u źródła.

      Usuń
    21. Dziwne, u nas wiszą w gablotce i na tle powiatu wypadamy bardzo bardzo:)

      Usuń
    22. Doszukałam się danych na stronie internetowej biblioteki - średnia roczna wyszła w przybliżeniu 2,41 książki na głowę (mieszkańca miasta).

      Usuń
    23. To średnia krajowa:) U nas na stronie nie ma, ale spróbuję sobie spisać z gablotki, jeśli nie zapomnę.

      Usuń
    24. Będzie ciekawie porównać. Podobno w miastach podwarszawskich kultura to trudny "odcinek" - zbyt blisko stolicy i jej oferty.

      Usuń
    25. Bardzo możliwe. W bibliotece, chociaż przyznam, że bywam głównie koło południa, widuję głównie uczniów i starsze panie - nie przypuszczam, żeby osoby pracujące w normalnym trybie miały szanse do niej wpaść (czynne do 17, mało kto zdąży wrócić z pracy w Warszawie).

      Usuń
    26. Do 17.00? To rzeczywiście mało ciekawie. Ale może w soboty biblioteka jest czynna?
      U nas godziny otwarcia są b. dogodne, 2x w tyg. do 20.00, w soboty do 14.00. Użytkowników w wieku 25-50 ponoć i tak najmniej.

      Usuń
    27. W poniedziałki do 18, bo urząd gminy pracuje dłużej. O sobotach zapomnij.

      Usuń
    28. Więc nie ma się co dziwić, że ludzie inwestują w telewizje i internet.;)

      Usuń
    29. Niestety. Ale za to przedstawienia dla dzieci w sąsiednim miasteczku zawsze mają nadkomplety:)

      Usuń
    30. To chyba dobrze świadczy o rodzicach, którzy posyłają swoje pociechy na te przedstawienia. Mam zresztą wrażenie, że dorośli częściej inwestują w kulturę dzieci niż własną.;)

      Usuń
    31. To akurat prawda. Sami do teatru nie pójdziemy, bo drogo i nie ma dzieci z kim zostawić, ale dzieciom nie żałujemy, niech się ukulturalniają:)

      Usuń
  2. Z drugiej strony jak chcę iść do teatru, wszystkie miejsca są zarezerwowane na 3 miesiące do przodu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam i takie sytuacje.;) W teatrze najczęściej widzę pełne albo prawie pełne sale.

      Usuń
    2. Na TK w Krakowie pytałem pana z Teatru Słowackiego jak się dostać na ich, bodajże, Oza. Pan podał jakiś termin i kazał dzwonić co najmniej pół roku wcześniej. I, zgadza się, sale czy to w teatrach czy to filharmonii, w większości nabite po brzegi.

      Usuń
    3. Podobnie ma się sprawa np. z "Dziadkiem do orzechów" w T. Wielkim. Teraz na szczęście można bilety kupować przez internet, więc jest łatwiej - trzeba tylko w porę się obudzić. W Słowackim też można tak kupować, sprawdzałeś?

      Usuń
  3. Hm, a czy w tych wyliczeniach uwzględniono wydatki na podręczniki? A przecież podręczniki to też książki :) I jak to możliwe, że rocznie na internet wydaje się tylko 114 zł? To według mnie koszt za dwa miesiące, ale nie za rok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O podręcznikach w artykule nie ma ani słowa, może takie wydatki są kwalifikowane do wydatków na edukację?
      Jeśli pani A wydaje na internet rocznie 0 zł, a pani B - 228 zł, to średnia wyjdzie 114 zł.;) U mnie internet kosztuje 37 zł, korzystają z niego 2 osoby, więc te koszty jakoś się rozkładają.

      Usuń
  4. Dziś spotkałam panią, która kiedyś pracowała w naszej szkole w stołówce, a teraz jest na emeryturze i co miesiąc otrzymuje 1200 zł. W obliczu takich faktów te statystyki wydają się wręcz optymistyczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka kwota starcza ledwie na podstawowe opłaty, na jedzenie może już brakować. Przygnębiające.

      Usuń
    2. Gorzej niż przygnębiające! Zwłaszcza, że mimo iż należę do grona osób przyzwoicie zarabiających, nie stać mnie na to, by wychodzić do kina czy teatru całą rodziną. Akurat w tym miesiącu mieliśmy kulturalną rozpustę: byłam z dzieciakami dwa razy w teatrze i raz w kinie - same bilety dla naszej trójki kosztowały ponad 150 złotych; gdybyśmy byli w czwórkę, byłoby ponad 200 złotych. A gdzie dojazd i dodatkowe atrakcje typu lody po seansie, że o popcornie w kinie nie wspomnę (jak wyjście, to wyjście!)? Jeśli ktoś zarabia około 2 tysięcy na rękę (a przecież bywają i niższe dochody), to nie ma takiej opcji, aby mu na to starczyło.

      Usuń
    3. Dzisiaj zaprosić koleżankę do kina to już spory wydatek.;( Masz rację, rodzinne wyjścia kulturalne mogą mocno nadszarpnąć domowy budżet. Dobrze, że chociaż w muzeach (przynajmniej niektórych) można kupić bilety rodzinne.
      Wychodzi na to, że kultura jest dla bogaczy.

      Usuń
  5. Aniu ubiegłaś mnie, wyjątkowo rano włączyłam telewizję i usłyszałam o tym artykule w Rzeczpospolitej :). Po pierwsze statystyki to największe kłamstwo świata. Robiłyśmy w pracy pewne zestawienia (statystyki) w kilka osób, każdy zrobił to po swojemu a wyniki były skrajnie różne. Podając wyniki należałoby podać metodologię wyliczeń. Nie chcę twierdzić, że jest gorzej, bądź, że jest lepiej, bo dobrze na pewno nie jest obserwując poziom kultury wokół nas. Mnie zastanowiło, że telewizję i internet zalicza się do wydatków na kulturę, bo owszem można w telewizji trafić czasami na film, lub teatr, a w internecie czytać książki, ale nie oszukujmy się- większość bezmyślnych użytkowników ogląda seriale, reklamy czy inną telewizyjną papkę, że o internecie nie wspomnę (portale społecznościowe, gierki...sama nie wiem, co jeszcze). Choć z drugiej strony to jakaś metoda na podwyższenie statystyk. Do dziś nie mogę wyjść z szoku, jak podczas wizyty u znajomych (wykształconych ludzi) w ogromnym domu nie znalazłam nie tylko biblioteczki, nie tylko półki na książki, ale nawet jednej książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może Twoi znajomi mają czytniki elektroniczne? Albo schowek w piwnicy?:) Żartuję naturalnie. Nigdy nie spotkałam się z taką sytuacją, w najgorszym razie na półce tkwiła "Nasz szkapa", podręcznik do fizyki albo coś w tym stylu.
      Zaliczenie telewizji i internetu do wydatków na kulturę również mnie dziwi, traktuję je bardziej jako źródła informacji, od biedy - rozrywki.
      Masz rację, warto sprawdzić, w jaki sposób badano odbiorców kultury. Pole do popisu i błędu jest spore.

      Usuń
    2. Mnie za to dziwi ten "nowy telewizor" na tym grafie, czy jak się to tam nowocześnie nazywa, infografice :P

      Usuń
    3. "Nowe telewizory" podobno b. podniosły statystyki - w ub. roku ze względu na Euro 2012 odnotowano zwiększony popyt na ten sprzęt.;)))

      Usuń
  6. Tajemnicą jest dla mnie powód wliczenia opłat za kablówkę, internet i nowy telewizor do wydatków na kulturę. Wielu przecież udaje się zainwestować w te rzeczy, i zupełnie z kultury nie skorzystać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie mój przykład uzasadnia uwzględnianie wydatków na kablówkę: wykupiłam ją dla TVP Kultura i Ale kino;) Naturalnie zdaję sobie sprawę, że jestem mało reprezentatywna.

      Usuń
  7. chciałam się już zacząć porównywać, ale ja chyba za bardzo nie mogę ;) swoją drogą tak niskie wydatki na kulturę wcale mnie nie dziwią, skoro jak dzisiaj w radiu słyszałam w Polsce średnia krajowa to 1/3 europejskiej średniej... a też wiadomo, że ta średnia jest dziwnie wysoka, bo kto tak naprawdę zarabia te 3808 brutto?
    co do uwzględnienia wydatków na telewizję, myślę że tak samo można by kwestionować uwzględnienie wydatków na niektóre książki, jak na przykład bestseller 50 twarzy Greya, bo co to za kultura? i nie, nie mam na myśli tematyki, tylko to, jak to jest napisane ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do zarobków na poziomie tych w Europie Zach. raczej nie powinniśmy się porównywać, wesoło nie jest. Na dodatek społeczeństwo coraz bardziej się starzeje, emerytury maleją, więc cudownej zmiany chyba nie będzie.
      Greya nie czytałam, ale statystyki czytelnicze niewątpliwie poprawił.;)

      Usuń
    2. w tym samym radiu powiedzieli, że na dotarcie do 2/3 średniej europejskiej nie ma co liczyć. smutne to.
      Greya też nie czytałam, statystyki czytelnicze masz rację niewątpliwie poprawił, tylko mam nadzieję, że przynajmniej niektóre czytelniczki rozkręciły się i sięgnęły jeszcze po jakąś książkę, niekoniecznie drugą część trylogii ;) ale może jestem za duzą idealistką...

      Usuń
    3. Zarobki będą u nas jeszcze długo niskie, taki nasz los.
      Obawiam się, że czytelniczki mogły sięgnąć po książki zbliżone tematycznie - pojawiła się seria innej autorki z kolorami w tytule (pomarańczowy, bursztynowy itp.).

      Usuń
  8. Wcale się nie dziwię,że wydatki na kulturę lecą na łeb na szyję, która nie rzadko bywa zwichnięta.Z kilku powodów, przynajmniej ja widzę kilka.Zacofany wspomniałeś o użyteczności/możliwości korzystania z bibliotek, to jedna kwestia, (a zatem i innych takowych "przybytków). Po części nie ma takiej tradycji, uczestniczenia w kulturze.W domach, z betonu, gdzie jest tradycja czytania, jest też często tradycja uczestniczenia w innych dziedzinach kultury. Kultura, która kosztuję, a i nie często jest kiepskiej jakości (patrz kino tzw. głównego nurtu, albo kino polskie). Przykłady można mnożyć. Rozumiem, że kultura to także wybór. Wybór, nie rzadko luksus, i nie chodzi tutaj tylko o sferę finansową. Dla przykładu
    Warszawa, Prezydent Warszawy, chlubi się tym, że przez tydzień kultura będzie dostępna dla osób z niepełnosprawnościami, (sic!) Przez tydzień. Mamy XXI wiek, największe miasto polskie. Czy tylko ja widzę to zacofanie, kuriozum...
    Poza tym nie buduję się świadomego uczestniczenia, tworzenia kultury, dzisiaj działania raczej skupiają się na wątku konsumenckim...Jak odległa jest postawa np młodopolska? I co nazywa się, uczestniczeniem w kulturze? Czy zakup książki, pójście do Opery, już czyni mnie jej uczestniczką? Niskie zarobki, to oddzielny, bardzo ważny wątek. Nie można żyć na skraju ubóstwa, nie mieć zabezpieczonych podstawowych potrzeb, i chociażby świadomie rozwijać w sobie odbiór kultury.
    Społeczeństwo polskie, widać to chociażby w sposobie kształcenia na poziomie wyższym, nie przykłada się, z reguły, wagi do chociażby krytycznego odbioru tekstu naukowego, tak wynika z nie tylko moich doświadczeń. Przypadki odstąpienia od tej, można niestety napisać reguły, są. Są bardzo rzadkie. Niezwykle ceniłam sobie te właśnie zajęcia. A zaliczenie internetu jako źródła kultury, jest chwytaniem się brzytwy, to tak jakby telefon uznać nie jako narzędzie komunikacji, ale jako jej istotę. I nie chodzi mi tutaj o komutatory - przestrzenno- czasowe, ale jako źródło porozumienia. Tyle, ode mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na tydzień kultury dla osób z niepełnosprawnościami też zwróciłam uwagę - jest to kuriozum. I przypomniało mi się, że są np. teatry w stolicy, w których osoby na wózku mają utrudniony (albo wręcz niemożliwy) dostęp.
      Czy na studiach nie jest obecnie tak, że dąży się do jak najszybszego uzyskania tytułu, zaświadczeń itp., a nie konkretnej wiedzy?

      Usuń