O ile bardzo łatwo mi jest określić dokładnie początek mojej kariery jako scenarzysty, o tyle trudno byłoby mi powiedzieć, w jakim momencie zaczęły się psuć moje stosunki z żoną. Mógłbym oczywiście stwierdzić, że stało się to właśnie owego wieczoru, lecz do tego wniosku doszedłem dopiero później, ponieważ jeszcze przez pewien czas Emilia nie okazywała żadnych zmian w stosunku do mnie. (str. 10)
Pytania do dyskusji:
2. Jak Emilia scharakteryzowałaby męża, gdyby to ona opisywała historię swojego małżeństwa? Czy tytuł powieści uległby zmianie?
3. Riccardo i Rheingold odmiennie odczytują mit Odysa i Penelopy. Która z interpretacji jest Wam bliższa?
4. Według Rheingolda psychologia to wszystko, bez psychologii nie ma historii (s. 167). Zgadzacie się z tym? Czy Moravia skutecznie zastosował się do tego poglądu w „Pogardzie”?
5. Czy powieść Moravii jest dzisiaj atrakcyjną lekturą? Dlaczego?
6. Wasze pytania
Zapraszam do rozmowy.
Ad 5. Moim zdaniem nie jest. Przydługa opowieść o marudnym kolesiu zapatrzonym w czubek własnego nosa. Faceci nie są szczególnie wysublimowani jeśli chodzi o cudze uczucia i emocje, ale on chyba pobił rekordy tym swoim kompletnym niezrozumieniem Emilii. Strasznie to było męczące, choć - przyznaję - nieźle napisane.
OdpowiedzUsuńMnie się wydaje, że on jest zaślepiony, ale niekoniecznie w czubek własnego nosa. Niby myśli o żonie, tylko nie trafia w jej potrzeby.
UsuńSkupiony jest na swoich potrzebach, swojej pasji teatralnej - przecież nawet nie raczył przed ślubem poinformować Emilii o sytuacji mieszkaniowej. Co prawda dziwne, że ona nie wypytała go o taki "drobiazg", ale w końcu mogła oczekiwać czegoś więcej niż wynajęty pokój (Riccardo uważał, że ślub z nim był dla Emilii awansem społecznym, co jest niewykluczone). Na dodatek póki wszystko było w porządku: to znaczy miał i stół, i łoże, nie zwracał na żonę szczególnej uwagi, nie analizował ani swoich uczuć, ani jej. O jej potrzebach pojęcia nie miał, bo chyba wcale jej nie znał i nie chciał poznać. Kilka jego wypowiedzi odebrałem tak, jakby jej niemal łaskę zrobił, że się z nią ożenił, dając przepustkę do klasy średniej.
UsuńRiccardo mi się wydawał po prostu młody i niedojrzały, faktycznie zapatrzony w czubek własnego nosa, ale wydawało mi się, że sporo zrobił dla Emilli. zgadzam się, że nie znał jej potrzeb ani w ogóle za dobrze jej nie znał, ale przecież to dla niej zabrał się za te scenariusze filmowe, więc jakoś na swój sposób się starał. a o sytuacji mieszkaniowej powiedział dość krótko po oświadczynach (sprawdziłam w książce, czy dobrze pamiętam) i sam przyznał, że była to jedna z nielicznych okazji, kiedy widział Emilię płaczącą. ja na miejscu narzeczonego już w tym momencie bym się nad przyszłą żonką zastanowiła...
UsuńMiałem wrażenie, że on jej o braku mieszkania powiedział dopiero po ślubie. Ale Twoje ostatnie zdanie sugeruje, że Emilia poleciała, brutalnie mówiąc, na kasę? I się zawiodła? To całkiem możliwe, jednak wynika z tego, że oni przed ślubem też ze sobą nie rozmawiali, w końcu takie rzeczy, jak podstawy materialne, powinno się wyjaśnić. Czyżby on się nie chwalił (bo nie miał czym), a ona nie wnikała, przekonana, że złapała Pana Boga za nogi?
UsuńW moim odczuciu Riccardo jest bardzo niepewny siebie. On chyba nie wierzył, że Emilia może go kochać dla niego samego, stąd te sugestie, że małżeństwo było dla niej awansem społecznym. Gdyby Emilia wypytała go zawczasu o kwestię mieszkaniową, byłby przekonany, że ona wychodzi za niego z powodów materialnych; dostałby dowód, którego podświadomie szukał. Nie widzę nic złego w tym, że kobieta marzy o domowym ognisku i nie uśmiecha jej się tułaczka po wynajętych pokojach, gdzie nie można czuć się swobodnie.
UsuńU mnie w książce stoi jak byk: "poco dopo il fidanzamento" - może tłumacz z jakiegoś powodu zdecydował się przetłumaczyć 'fidanzamento' jako małżeństwo a nie narzeczeństwo?
UsuńMyślę, że może Emilia niekoniecznie poleciała na kasę, może po prostu na innego faceta, na kogoś kim Riccardo nie był, tylko wydawało jej się, że jest. Bo jakoś nie odniosłam wrażenia, żeby jej tylko o tę kasę chodziło. Chyba chciałą, żeby R. był kimś bardziej przebojowym, zdaje mi się, że w książce też gdzieś było, że Emilia na początku myślała, że jej narzeczony jest bardziej znanym intelektualistą niż faktycznie był (czy coś w tym stylu). A może chciała po prostu uciec od matki, bo też zastanawiało mnie też to, dlaczego młode małżeństwo nie zamieszkało z matką Emilii, skoro ona miała na tyle spore mieszkanie, że sama wynajmowała pokoje. Przecież taki krok nie byłby niczym wyjątkowym. Szczególnie we Włoszech
Eireann: zgodzę się tutaj z Tobą, że Riccardo był bardzo niepewny siebie. Jakby został przy teatrze i robił to, co lubi, może Emilia miałaby o nim nieco lepsze mniemanie.
UsuńPo polsku też jest "kilka dni po zaręczynach".
UsuńEmilia nie po to wychodziła za mąż sferę wyżej, żeby męża sprowadzać do matki; możemy się domyślać, że mamma i córka zrobiły mariażowi odpowiednią reklamę w dzielnicy: "mój zięć jest redaktorem w gazecie" :)
Zacofany: na pewno masz rację, czemu ja na to nie wpadłam ;)
UsuńA ja myślę, że to nie kwestia zajęcia jest tu kluczowa. Cały czas się zastanawiałam, co się wydarzyło podczas tej kolacji z Battistą. Czy B. już wtedy "przystawiał się" do Emilii? A może Emilii się nie spodobało, że Riccardo pozwolił tak komenderować sobą obcemu facetowi, który być może da mu pracę?
UsuńBezszmer: no może nie Emilia robiła reklamę, ale mamma wydawała się dość obrotna. Być może ci nowi lokatorzy u mamusi to był tylko pretekst, żeby się Emilia nie sprowadziła z powrotem? Jaki to byłby wstyd wśród kumoszek...
UsuńEireann: jeśli Emilia była tak nieśmiała, jak się wydaje, to wystarczy, że B. rzucał lubieżne spojrzenia w jej dekolt, żeby poczuła się upokorzona.
Usuńchyba nie chodziło o samą kolację, tylko o to, że Riccardo się spóźnił kwadrans, zostawiając Emilię z Batistą, co się wydarzyło podczas tego kwadransa nie wiemy, ale cokolwiek by to nie było Emilia stwierdziła, że Ricardo oddaje żonę w ręce producenta.
UsuńBezszmer, ale Emilia wyraźnie nie chciała jechać z Battistą.
Usuńwydaje mi się, że za pierwszym razem tak po prostu nie chciała, bo wolała z mężem (może wtedy go jeszcze kochała?), a on nie dość, że on ją wsadza do samochodu z Battistą, to jeszcze jakby daje im więcej czasu dla siebie.
UsuńMam dziś refleks szachisty :-/
UsuńBezszmer, masz rację, że Riccardo nie jest aż tak zapatrzony w siebie, bo wiele robi z myślą o Emilii. Wydaje mi się jednak, że tu chodziło o coś więcej, bo reakcja Emilii - jak na nią oczywiście - była dość gwałtowna. Odniosłam wrażenie, że wcale nie dawała się łatwo wyprowadzić z równowagi.
A czy na pewno robił to dla Emilii? Może miał dość babskich szlochów, może sam sobie chciał udowodnić, jaki to z niego prawdziwy mężczyzna, a może po prostu uznał, że żona obdarowana mieszkaniem będzie w jeszcze większym stopniu od niego zależna i jeszcze bardziej mu wdzięczna?
UsuńZWL, teraz nie mam czasu, aby siedzieć przed komputerem, ale widzę że dziś mogę dać Ci swoje pełnomocnictwo do wypowiadania się także i w moim imieniu. W pełni się z Tobą zgadzam:)
UsuńO proszę:) W takim razie zacznę używać liczby mnogiej w moich wypowiedziach :D
UsuńBardzo ostro go oboje oceniacie.
UsuńZWL, a czy wtedy myślałby z lękiem, że ona go kocha ze względu na to mieszkanie, czy z zadowoleniem: "wiem, jak ją zatrzymać i przywiązać do siebie"?
Bo dawno mnie żaden bohater tak nie zirytował, więc nie zamierzam okazywać mu żadnych względów. Precz z wyrozumiałością!:)
UsuńA czy on naprawdę chciał odzyskać Emilię jako Emilię, a nie użyteczną pod każdym względem żonę i święty spokój, który nazywał szczęściem?
Irytację rozumiem i podzielam. Ale i tak będę bronić Riccarda, bo widzę w jego postępowaniu sporo dobrej woli, a grzech młodości i niedojrzałości popełnia każdy z nas.
UsuńTa sytuacja była szansą by ZYSKAŁ Emilię taką, jaka była w rzeczywistości. Problem w tym, że niedojrzale zachowali się oboje.
Właściwie to mógłbym się z Tobą zgodzić, ale wolę popieniaczyć: czy to była dobra wola, czy strach, że przestanie mu być miło i wygodnie? :P
Usuńja myślę, że jemu było miło i wygodnie w wynajmowanym pokoju, a i mieszkanie, i samochód kupił dla Emili, bo chciał żeby to jej było miło i wygodnie. tak więc będę go bronić razem z Eireann :)
UsuńEch, jak koalicja, to ja kapituluję :D
UsuńZWL: No wiesz co? Co z Ciebie za pełnomocnik?:P Ruszam z posiłkami!
UsuńZostawiłaś mnie samego, a tu widzisz: koalicje, ataki frontalne, to nie na moje nerwy :P Dawaj napalmem :D
UsuńMnie u Ricarda najbardziej raziło poczucie wyższości, z jakim traktował Emilię i dlatego nie jestem w stanie uwierzyć w jego rzeczywiście szczere intencje. Tzn. on sobie (i nam jako czytelnikom) tworzył iluzję, że jest taki szlachetny i cudowny, a tylko ona zła i niewdzięczna (to, że po pół roku czy jakoś tak wpadł na to, że sytuacja z sekretarką mogła być niewłaściwie przez Emilię odebrana, po prostu klękajcie narody, ludzki i mądry pan:P), ale w mojej ocenie jedynie po to, by siebie wybielić. Niby myśli tak intensywnie i się dręczy, ale cały czas (patrz: sen-mara w grocie) kombinuje jakby tu dojść do punktu wyjścia, czyli bóg-mąż i żona wpatrzona w niego wzrokiem spaniela. No nie mogę, po prostu nie mogę go znieść!
Usuń(ZWL: tak się to robi, widzisz!:PP)
Aleś wygarnęła, pozostaję pełen podziwu:)
UsuńZ tą sekretarką to ja zrozumiałam, że on raczej był zdziwiony tym, że ona nie była o niego zazdrosna ani że nie zrobiła mu awantury, a to było już po spotkaniu z Battistą. Dopiero po pół roku Riccardo sobie uświadomił, że to był znak, że Emilia przestała go kochać, bo jakby kochała, to by rzucała tymi garnkami i talerzami. Nie chcę go w żadnym razie wybielać, nie wypada mi się też nie zgodzić ze stwierdzeniem, że traktował Emilię z poczuciem wyższości, np wspominając o brakach w jej edukacji, i pewnie, że chciał być jej centrum świata, ale pomimo to uważam, że ją kochał, i się starał ją uszczęśliwić, Myślę nawet, że na tym polegał jego błąd, gdyby trzymał się swojej ścieżki i pisał do teatru, myślę, że Emilia bardziej by go szanowała. I bardziej szanowałby samego siebie, a nie frustrował, że musi tyle ustępować.
UsuńW ostatnim zdaniu jest święta prawda, ale z przedostatnim się nie zgadzam:) W każdym razie ja za taką miłość i takie uszczęśliwianie serdecznie dziękuję.
UsuńWłączę się z opóźnieniem: moim zdaniem R. jest młody i niedoświadczony, błędnie odczytuje potrzeby żony tzn. za bardzo skupia się na tych materialnych. Nie ma co ukrywać, E. zależało na wyższym statusie społecznym i majątkowym.
UsuńNie uważam, żeby się wywyższał, natomiast z pewnością jest idealistą, także w stosunku do własnej osoby.;( To widać szczególnie dobrze w jego interpretacji postępowania Ulissesa.
A tak ogólnie: gość za dużo myśli, a za mało robi. Okropne!:)
Zaintrygowało mnie "poczucie wyższości, z jakim traktował Emilię", bo ja nie zauważyłam go w zupełności.
UsuńTo ona zachowuje się wobec niego koszmarnie i kilka razy oświadcza mu, że nim gardzi i że on nie jest mężczyzną. Czy można komuś bliskiemu bardziej dotkliwie dać do zrozumienia "jesteś zerem"?
Dla mnie kłopot z poczuciem wyższości i być może nadmiarem wolnego czasu przy kompletnym braku pasji i zainteresowań ma Emilia. Zwróćcie uwagę na jej pożegnalny list, jak sprytnie zrzuca winę na męża.
Fakty są takie, że Riccardo był aspirującym pisarzem, ona skończyła tylko kilka klas, ale ani razu nie wyczułam, żeby z tego powodu jej dogryzał, czy to jakoś akcentował.
W konflikcie Riccardo-Emilia jestem zdecydowanie po stronie Riccarda. Wiele wskazuje na to, że Emilia była materialistką, jej chęć posiadania DOMU była przemożna. Na pewno wpłynęły na nią doświadczenia z dzieciństwa, ale to absolutnie nie usprawiedliwia jej postępowania.
Zastanowiła mnie też uwaga o tym, że Riccardo za mało robi. Rezygnacja z wymarzonego zawodu, zmiana życiowych planów po to, żeby Emilia miała to, czego najbardziej potrzebuje, to jest mało?
Całkowicie się z Tobą zgadzam. Riccardo, choć błądzi, działa na rzecz poprawy bytu swojej żony, rezygnując ze swoich ambicji, co najwyraźniej było dla niego sporym wyrzeczeniem. A Emilia? Ściera kurze.;( Jej materializm jestem w stanie zrozumieć, ale późniejszego zachowania - nie.
UsuńJa też. Tym bardziej, że dla Riccarda to nie była decyzja o zmianie koloru skarpetek, a rezygnacja z wielkiego marzenia, z życiowych planów.
UsuńAd 1. Trudno mówić o racjach Emilii, bo znamy je tylko z relacji Riccarda, ale i z tego widać, że to był dziwny związek, oparty chyba na złudzeniach z obu stron. Oni się tak naprawdę nie znali, ani swoich ambicji, ani upodobań, planów. Odnosiłem wrażenie, że nawet w szczęśliwym okresie małżeństwa żyli obok siebie - czy w ogóle rozmawiali o czymś więcej niż obiad?
OdpowiedzUsuńWygląda to tak, jakby każde z nich wstąpiło w związek małżeński ze swoim wyobrażeniem męża/żony, a nie z realną osobą.
UsuńWydaje mi się, że racje Emilii są dość czytelne, mimo że nie sformułowane przez nią samą. Sytuacja z Battistą, od której się wszystko zaczęło, była co najmniej niestosowna. Późniejsze sygnały ze strony Emilii, że coś jest nie tak, były już bardzo czytelne i nie rozumiem, jak można było tego nie widzieć. A niby to on był ten "cywilizowany", a ona "prymitywna".
On czyli Riccardo, i ona - Emilia; niejasno się wyraziłam.
UsuńWydaje mi się, że przyczyną rozpadu tego związku w pewnym sensie było milczenie Emilii. Gdyby wyłożyła swoje racje zaraz pierwszego wieczoru, wszystko potoczyłoby się inaczej. Ten związek miałby jeszcze szansę. Ale jej nieśmiałość i oczekiwanie, że mąż sam się domyśli, doprowadziły do tego, że problem urósł do niebotycznych rozmiarów.
Hm, oczekiwanie od mężczyzny, że sam się domyśli, to dość nierealistyczne wymaganie, a potem są właśnie takie historie. Masz rację, powinna była od razu powiedzieć, że poczuła się wystawiona. Przez całą książkę się dziwiłem, że Emilia ani razu nie zrobiła karczemnej awantury z rzucaniem talerzami, postępowała chyba zbyt subtelnie.
UsuńEirean: bardzo dobrze powiedziane, że każde z nich wstąpiło w związek małżeński ze swoim wyobrażeniem drugiej osoby, ja też miałam takie wrażenie podczas lektury.
UsuńZWL, ano właśnie ;-). Weźmy też pod uwagę, że książka powstała pięćdziesiąt lat temu.
UsuńA co tu ma 50 lat do rzeczy? Już bohaterki Boccacia wiedziały, że faceci są beznadziejni, a w sztuce robienia awantur nikt by im nie dorównał:)) To chyba nie kwestia czasów, tylko osobowości Emilii. Postawiłbym hipotezę, że mamusia ją stłamsiła.
UsuńA ja bym się zgodziła. Ale zastanawiałam się też, czy nie mamy tu do czynienia ze stereotypowym postrzeganiem ról męża i żony. Może tylko mammie wypada walnąć pięścią w stół i rzucać talerzami o ścianę, a młodej, delikatnej żonie nie? Chyba obyczajowość mogła być wtedy inna, a włoski temperament to w końcu stereotyp.
UsuńA czy ten związek w gruncie rzeczy nie jest stereotypowy? Ona rzuca pracę i zajmuje się pucowaniem wspólnego pokoju, a on gania po mieście za zleceniami, stara się o mieszkanie, kredyt itp. I na dodatek postrzega ją wyłącznie jako żonę do kuchni i sypialni, a nie jak człowieka. Same stereotypy, więc awantura by była jak najbardziej na miejscu. I nie zapominajmy o stereotypowej teściowej:))
UsuńDla mnie te 50 lat, o których piszą dziewczyny ma istotne znaczenie, chociażby z punktu widzenia perspektyw dla Emilii w sytuacji, gdyby chciała definitywnie rozstać się z mężem. Małżeństwo było czymś, co wyznaczało jej wartość i pozycję - teraz nadal się to zdarza, jednak znacznie rzadziej.
UsuńAle nie przesadzaj, to było pół wieku temu, a nie pięćset lat. Skoro Emilia mogła pracować przed ślubem, mogła pracować też jako rozwódka czy nawet opuściwszy męża bez rozwodu. Sama zresztą o tym mówi. Nie sądzę, by wywołało to jakiś skandal, szczególnie w Rzymie.
UsuńNie, no pewne że by mogła, ale ta ich mentalność (i jego, i jej) teraz zdecydowanie nie jest topowa i typowa (przynajmniej w dużych miastach, do jakich niewątpliwie zalicza się i Rzym). Tymczasem w książce mamy dwie pary małżeńskie i obie funkcjonują na identycznych zasadach.
UsuńZWL, ale rozwód byłby dla niej porażką. Zresztą i dzisiaj tak jest postrzegany.
Usuńna pewno były to jeszcze czasy, kiedy kobieta przy mężu była na właściwszym miejscu niż kobieta samodzielna, ale mimo wszystko uważam, że Emilia mogłaby z powodzeniem funkcjonować bez męża. Co najwyżej matka by jej kołki na głowie ciosała:) A ze znalezieniem nowego faceta problemów też by nie miała.
UsuńEireann: czy ja wiem, czy porażką? Skoro Emilia potrafiła sobie uzmysłowić, co czuje do męża, to równie dobrze potrafiłaby sobie przetłumaczyć rozwód na "uwolnienie", a nie "porażkę". Mimo swej delikatności nie wyglądała mi na kobietę, która zgodzi się żyć z pogardzanym mężczyzną, byle tylko nie być napiętnowaną jako rozwódka i nie czuć się przegrana.
UsuńSkandalu by pewnie nie wywołało, ale o rozwody we Włoszech jest okropnie trudno, i myślę, że jeszcze trudniej było 50 lat temu. Pewnie, że Emilia z powodzeniem mogłaby funkcjonować bez męża, albo znaleźć sobie drugiego, ale skoro już jednego miała i jej z nim nie wyszło, myślę, że byłoby to dla niej swojego rodzaju porażką.
UsuńMimo wszystko zdecydowała się odejść. Ciekawe, czy pisząc, że może zostać kochanką Battisty, chciała tylko dodatkowo upokorzyć Riccarda, czy już kombinowała, jak sobie ułożyć życie.
UsuńMyślę, że z powodu tego że to Riccardo jest narratorem tej opowieści, nie mamy szans dowiedzieć się niczego prawdziwego na temat Emilii. On zaczął ją zauważać i zastanawiać się nad tym, co ona czuje, dopiero gdy pojawiły się problemy. A i wtedy był za bardzo skupiony na sobie, żeby przedstawić nam jakiś sensowny jej obraz.
UsuńNie miałam pojęcia, że rozwód we Włoszech to problem; ale to jest właśnie to, czego mi brakowało podczas lektury - brak mi wiedzy o tamtejszej obyczajowości, co może wpływać na moją ocenę zachowań bohaterów.
UsuńEireann: Rozwód we Włoszech, z tego co się orientuję, trwa latami, więc tylko sobie wyobrażam, że pięćdziesiąt lat temu było jeszcze trudniej. Nie wiem jak na to zapatruje się opinia publiczna, może patrzy bardziej łaskawym okiem niż prawo.
Usuńzacofany: na początku myślałam, że chciała odejść tak naprawdę, ale teraz skłaniam się ku stwierdzeniu, że Emilia chciała po prostu Riccarda ukarać.
Zastanawiam się, czy bardziej ukarałaby Riccarda, pozorując odejście, czy bardziej siebie, wracając do niego po okresie rozłąki. Szkoda, że Moravia ukręcił dylematowi łeb tą ograną sztuczką z wypadkiem. Czy tylko ja miałem wrażenie, że jemu samemu też się znudziło to ciągłe mękolenie Ryśka i chciał czym prędzej skończyć? :P
UsuńNiestety obawiam się, że tak parszywe zakończenie mogło być z góry zaplanowane. Co bardzo źle by o nim świadczyło (o Moravii, bo Ricardo i bez tego jest na dnie:P)
UsuńZakończenie z wypadkiem kompletnie mi się nie podobało, a już ta scena w grocie to absolutny koszmarek, ale myślę, że Moravia musiał jakoś uśmiercić Emilię. Bo nie wyobrażam sobie ich małżeństwa, jeśli miałoby przetrwać. A tak, to się rozstali, definitywnie ;)
UsuńZdecydowanie nie myślimy o Moravii jako o dobrym pisarzu, prawda? :)
UsuńScena w grocie godna harlekina, jak widać od psychoanalizy do taniej psychodelii jeden krok. Chociaż nie powinienem się wywyższać, bo do końca miałem nadzieję, że ktoś kogoś zabije, przy czym jednak stawiałem na Ryśka duszącego niewierną Emilię i dźgającego Battistę nożem do masła.
A ja powiem, że zwidy R. nie były dla mnie kiczem, bo traktowałam go jako osobę lekko zaburzoną. Miałam wrażenie, że popada w szaleństwo, tak obsesyjnie drążył temat.
UsuńEmilia była dla mnie zimną rybą. Jestem w stanie zrozumieć, że wyszła za R. z powodów mało romantycznych, ale jej późniejszego zachowania - nie bardzo. Irytowała mnie tak samo jak jej gapowaty mąż. Rodzaj kobiet, które na zatroskane pytanie mężczyzny: "Czy coś się stało?" odpowiadają "Nic", mimo że wiadomo, że się stało.
R. jest mało pojętny, ale przynajmniej stać go na konfrontację, niestety E. sadystycznie prowadzi swoją gierkę pt. "Nie powiem ci, nie powiem ci". No, ludzie!
Zupełnie inaczej odbieram Emilię. Trafiło mi do przekonania twierdzenie ZWL, że została zdominowana przez matkę. Myślę, że jest zdolna do silnych emocji, tyle że dusi je w sobie. Jej zachowanie niekoniecznie musi być gierką, może być podszyte myślą "chyba nie wypada" albo "nie będę sprawiać mężowi bólu, bo to i tak nic nie zmieni". Względnie "nie powiem mu, bo znowu będzie mękolił".
UsuńMyślę, że o matce zbyt mało wiemy, żeby wydawać sądy. To, że kazała córce zostać przy mężu, może wynikać z innej przyczyny: nie chce córki u siebie.;) I słusznie, bo pępowina została odcięta raz na zawsze (a przynajmniej powinna;).
UsuńW Emilii zabrakło mi szczerości i dlatego nie jestem w stanie jej polubić.
Może ja znowu polecę jakimś stereotypem, ale czy włoska mamma nie miałaby najchętniej całej rodziny wokół siebie i czy tam w ogóle istnieje czy istniało pojęcie odcięcia pępowiny?
UsuńWłoskie mammy (i nie tylko włoskie) zakochane są głównie w synkach, z córkami łatwiej się rozstać.;)
UsuńEch, taką ładną teoryjkę mi położyłaś :(
UsuńPocieszę Cię: podobno włoska mamma nadal jest ważną personą w rodzinie, a już na pewno dla mężczyzny. Potem na liście męskich priorytetów jest piłka nożna, koledzy, jedzenie i na końcu partnerka.;(
UsuńŻadna pociecha:) A swoją drogą, Rysiek to chyba sierotka był, bo o żadnej mamma mowy nie ma.
UsuńMoże dobrze, bo gdyby jego mamma zaczęła się wtrącać, mogłoby dojść do zupełnie innej tragedii.;(
UsuńAle przynajmniej coś by się działo:P
UsuńZastanawiam się, czy Emilia w ogóle miała jakieś plany i upodobania. Na mnie sprawia wrażenie osoby zupełnie ich pozbawionej. Jedyna scena, w której jest ożywiona, to rozmowa z kucharką, której wydaje kulinarne dyspozycje.
UsuńWedług mnie z powieści wynika, że chęć posiadania domu i niemartwienia się o jutro zdominowała wszystko.
Z mamą rozmawia tylko telefonicznie i widzimy tylko jej reakcje, więc trudno wyczuć, jaki faktycznie miała wpływ na córkę.
Trzeba jej oddać sprawiedliwość, że o kuchni miała pojęcie - menu zadysponowane na Capri całkiem niezłe.;)
UsuńMoże panie domu w latach 50. ograniczały się do działania w czterech ścianach? Komitety, akcje charytatywne itp. to raczej amerykańska specjalność.
Też na to zwróciłam uwagę. :) A również na to, że to właściwie jedyny moment w powieści, kiedy ona normalnie się z kimś komunikuje, bez półsłówek, aluzji, niejasnych oskarżeń, pretensji, przemilczeń.
UsuńNawet nie chodzi mi o jakieś działania na rzecz innych, ale jakiekolwiek zainteresowania, typu hodowla świnek morskich, robienie na drutach, czytanie książek, uprawa kwiatków doniczkowych, cokolwiek. Ona jest wyprana z jakichkolwiek pasji, zamiłowań.
Masz rację, w rozmowie z kucharką Emilia jedyny raz przemówiła "ludzkim" głosem.;(
UsuńA może Riccardo nie zauważał żadnych zainteresowań u żony? W końcu oglądamy ją jego oczami.
Emilia chyba uczyła się angielskiego, bo w opisie jej pokoju na Capri jest wzmianka o zeszycie z ćwiczeniami do angielskiego, więc może jakies zainteresowania jednak miała, tylko Riccardo ich nie dostrzegł?
UsuńFaktycznie była taka wzmianka - plus dla Emilii.;)
UsuńMacie rację. W dodatku to był chyba podręcznik do gramatyki, co świadczy o pewnym stopniu zaawansowania.
Usuń1. Nie jestem w stanie wczuć się w sytuację żadnej ze stron, ale zdecydowanie bardziej irytował mnie Riccardo, może dlatego że było go niestety zdecydowanie więcej niż Emilii. Dawno nie czytałam wynurzeń tak ciężkiego idioty jak on.
OdpowiedzUsuńTo małżeństwo to w ogóle jakieś nieporozumienie - Riccardo cały czas chodziło tylko o to, by mieć kogoś, kto będzie go bezkrytycznie wielbił, pełnił funkcję reprezentacyjną, a dodatkowo użytkową (seks). Ble!
Święte słowa, to samo mówię od początku:)
UsuńZ grubsza zgadzam się z Wami. Muszę przyznać, że cały czas nie mogłam uwierzyć, że E. i R. kiedykolwiek się kochali.
UsuńNie nazwałabym go "ciężkim idiotą". Irytował mnie tylko jego brak domyślności, bo już przy pierwszym spotkaniu Battisty z Emilią było widać, że coś jest nie tak.
UsuńR. jest wyjątkowo zaślepiony, fakt. Do pewnego stopnia można to tłumaczyć jego idealizmem.
UsuńNiepojęte jest dla mnie też to, że ona nie powiedziała wprost Riccardowi o swoich obawach czy złych przeczuciach. Kolejna porcja tajemniczych min i przemilczeń. Tak jakby poddawała go psychologicznemu eksperymentowi?
UsuńTo jest dla mnie największa zagadka, zwłaszcza że wobec męża potrafiła być bardzo stanowcza.
UsuńAd 6. Pytanie brzmi: mam na półce "Kobietę leoparda" Moravii - czy to jest tak samo irytująca powieść jak "Pogarda"? Bo jakoś nie mam ochoty próbować, ale może stracę arcydzieło przez to?
OdpowiedzUsuńSkoro jest już na półce, to wiele nie tracisz.;)Spodziewałabym, że tytułowa kobieta nie będzie tak neurotyczna jak Rysiek, raczej agresywna.;) Ja na pewno poczytam coś Moravii, ale raczej nie będą to "Obojętni", bo mogłaby to być powtórka z rozrywki.;(
UsuńMoże nawet przekartkuję, zanim się zdecyduję jej pozbyć:)
UsuńJa mam na półce "Opowiadania rzymskie" Moravii, ale spokojnie dam im szansę. Aż tak mnie pisarz nie zniechęcił, poza tym spotkałam się z dobrą opinią na temat tych opowiadań, tyle że nie pamiętam już gdzie...
UsuńIrytująca, ohydna powieść Moravii to "Podróż do Rzymu". Moravia chyba miał jakieś problemy ze sobą, gdy pisał tę powieść.
UsuńZWL
UsuńJeśli faktycznie będziesz pozbywał się Moravii, chętnie go przygarnę.;)
Ok, to przejrzę albo podczytam i się odezwę:)
UsuńBędę zobowiązana.
Usuńad. 3. Interpretacja Rheingolda wydaje się nieco przerysowana, ale z pewnością coś w niej jest. Zawsze mnie dziwiło, że Odyseusz tyle lat się tułał po tak niewielkim obszarze.
OdpowiedzUsuńMnie się interpretacja Rheingolda też podobała, z tym samym zastrzeżeniem. W każdym razie wnosi to powiew świeżości do interpretacji Odysei, tak samo jak Penelopiada Atwood:)
UsuńA Odysowi się nie dziw, co biedak mógł poradzić na zmasowaną niechęć bogów olimpijskich? :D
Rheingold powiedziałby, że to typowe szukanie winy we wszystkim dookoła, tylko nie w sobie :-P
UsuńPewnie tak. A w gruncie rzeczy nie chciało się Odysowi wracać do chałupy, a bo to źle mu było u tych wszystkich czarodziejek i królewien? :P
UsuńBędę z Wami w pełni zgodna, choć nie czytałam "Odysei", wobec czego nie mam pojęcia jak to jest z oryginalną historią, czy faktycznie jest taka, jak przedstawiał ją Riccardo.
UsuńWybitne dzieła literackie mają to do siebie, że można je interpretować dowolnie, a już na gruncie psychoanalizy to ho ho:)) W każdym razie po raz kolejny wskazuję Penelopiadę, bo mnie podbiła od razu. A Riccardo, o ile pamiętam jego mętne wywody, raczej dość klasycznie podchodził do Odysei.
Usuń"Penelopiada" od dawna kwitnie u mnie na półce, ale może teraz wreszcie się doczeka, bo o ile na Moravię nie mam najmniejszej ochoty, o tyle na historię Odysa i Penelopy (u Atwood chyba raczej w odwrotnej kolejności) i owszem!
UsuńŚmiem twierdzić, że byłaby to znakomita odtrutka po miazmatach Moravii:)
UsuńHm. I po raz kolejny szlag trafił starannie ułożony plan czytelniczy na wrzesień i październik!
UsuńNo przestań, wciśniesz w jakąś wolną minutkę, to niegrube, acz brzemienne w myśli:)
UsuńJak rozumiem, możemy pominąć jako oczywistą konieczną w tym miejscu wymianę zdań na temat braku wolnych minutek? Brzemienne w myśli? Tym gorzej, ciężko będzie czytać podczas mycia zębów:(
UsuńCoś znajdziesz wolnego. Przy myciu zębów będzie akurat, a brzemienne myśli najdą Cię potem, nie zakłócając dbania o higienę jamy ustnej:P
UsuńPodpiszę się pod Zacofanym, "Penelopiadzie" warto znaleźć miejsce w czołówce kolejki.;) Atwood musiała się nieźle bawić podczas jej pisania, takie miałam wrażenie.
Usuńad. 2. Gdyby to była opowieść Emilii, książka zachowałaby 1/4 objętości. Myślę, że przedstawiłaby męża jako człowieka bez charakteru, zresztą powiedziała mu, że nie jest mężczyzną, a w tym się zawiera chyba wszystko.
OdpowiedzUsuńPogarda żony była tym, co najbardziej bolało Riccarda; gdyby powieść była relacją żony, nosiłaby tytuł "Samotność".
Coś w tym jest, co napisałaś, choć ja nie zmieniałabym tytułu książki. Riccardo traktował ją z dużo większą pogardą niż ona jego, miał ją kompletnie w nosie, uważając że wyświadczył jej w istocie przysługę, żeniąc się z nią.
UsuńRiccardo i pogarda? Nie widzę tego u niego zupełnie. Za bardzo - mimo wszystko - zabiegał o jej względy. Gdyby mu nie zależało na żonie, znalazłby sobie jakąś flamę lub inne hobby, a dla zachowania pozorów nadal żyłby z E. nie zważając na jej dąsy.
UsuńWydaje mi się, że Emilia opisałaby go jako mięczaka chodzącego z głową w chmurach, stręczyciela i głupca. Widziałabym tytuł "Ślepiec".;)
Też nie uważam, by Riccardo traktował żonę z pogardą. On ją bardzo kochał, zależało mu bardzo na tym, by czuła się dobrze, by była szczęśliwa.
UsuńPomyślałam nawet, że po wyznaniu żony sam mógł zacząć sobą gardzić z powodu porzuconych ideałów (czyli sztuki wyższej) dla mamony.
Usuń6. Czy ktoś z Was widział film? Ja nie i cały czas zachodzę w głowę, czy można było zrobić z tego coś znośnego (pomijam udział głośnych w tamtym czasie gwiazd, które na pewno przyciągały publiczność), zachowując sens tej powieści?
OdpowiedzUsuńNo wiesz, Bardotka w przezroczystych peniuarach i ogólnym negliżu (http://www.jeremyparzen.com/img/contempt.jpg) zdecydowanie podnosiła atrakcyjność obrazu. A poza tym pewnie, jak na polskim filmie - nuda.
UsuńSama bym sobie chętnie na nią popatrzyła, choć mam wrażenie że obsadzenie akurat jej w tej roli zmusza do całkiem innego odbioru tej historii.
UsuńZdecydowanie. Na plakacie do filmu wyeksponowano biust BB, mam wrażenie, że i akcenty fabularne mogły zostać inaczej rozłożone, aż się boję domyślać, co z Emilii zrobiono.
UsuńNo jak to co? To samo, co zrobiono z Bardotki.
UsuńJeśli chodzi o plakaty, mnie najbardziej zdumiewa ten!
Cudny. Jest też wersja w stylu "bo zupa była za słona": http://www.leninimports.com/brigitte_bardot_contempt_italian_movie_poster_2a.jpg
UsuńZa to u nas w kraju podkreślano wyłącznie aspekt psychologiczny dzieła: http://www.leninimports.com/brigitte_bardot_contempt_polish_movie_poster.jpg
W tym czasie chyba było u nas embargo na goliznę, więc trzeba było sobie radzić: widzisz czarne okulary, wyobraź sobie nagi biust:P
UsuńZaczęłam właśnie doceniać subtelność okładki Czytelnikowego wydania książki:)
Masz na myśli to koszmarne niebieskie z omdlewającą femme fatale? Na tle plakatów faktycznie subtelne, chociaż pewnie kawałek biustu zwiększyłby sprzedaż.
UsuńTak, właśnie to. Też mi się wydawało koszmarne, ale proszę, jaka korzyść z dyskusji! Co do biustu, masz rację, ale obawiam się że akurat u tej femme fatale nie byłoby czego prezentować:(
UsuńMożna tę femme fatale wymienić na model mniej pruderyjny, jakby poszukać, to zdjęcie z gołym biustem wyszłoby taniej niż zdjęcie z zasłoniętym. Takie czasy.
UsuńFilmu nie widziałam, ale zanim zabrałam się za książkę, przeczytałam jego opis i znalazłam parę zdjęć z planu, po których spodziewałam się zupełnie innej opowieści ;)
UsuńCzytałam w kilku miejscach, że film jest lepszy od powieści. Pewnie posłużył mu brak możliwości przeniesienia Ryśkowych dywagacji na ekran.;)
Usuń1.
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia, kogo obwinić o rozpad związku. Chyba raczej Emilię. Emilia traktowała męża przedmiotowo, jak maszynkę do robienia pieniędzy, nie interesowała się jego problemami, nic więc dziwnego, że Riccardo czuł się rozżalony. "Zadawałem sobie pytanie, jak może, kochając mnie, nie odgadnąć, jakie ciężkie mam przed sobą problemy" - wyznał. Emilia codziennie z błogą miną kupowała nowe przedmioty do mieszkania, podczas gdy nie mieli z czego płacić kolejnych rat za mieszkanie. Riccardo zaczął postrzegać siebie nie jak obiecującego pisarza, lecz jak zapędzonego w kozi róg biedaczynę. Chciał odwzajemnienia miłości, przyjaźni, tymczasem żona zachowywała się jak prostytutka.
Ale Riccardowi też wiele można zarzucić. Powinien przyjąć do wiadomości, że Emila go nie kocha i dać jej spokój. Powinien też zrezygnować z trybu życia, który mu nie odpowiada, i zająć się tym, co lubi, czyli pracą pisarską. Nikogo nie można zmusić do miłości. Próby uduszenia Emilii, wykręcanie jej palców to podłe, małostkowe zachowanie. "Pocałujesz mnie albo dobrowolnie, albo cię do tego zmuszę - wycedziłem". Kedy tak się zachowywał, i we mnie budził pogardę. On rzeczywiście był za mało męski. Kobietom podobają się mężczyźni, którzy okazują zazdrość, a on w ogóle nie był zazdrosny i sam pchał ją w łapy tego reżysera.
5.
Dla mnie "Pogarda" była dobrą odtrutką po koszmarnej, wyjątkowo kiepskiej "Podróży do Rzymu", którą przeczytałam kilka tygodni temu. Znowu bardzo lubię Moravię.
A czy nie uważasz, że beztroska finansowa Emilii wynikała z tego, że mąż nie raczył jej powiedzieć, że nie mają pieniędzy? To by pasowało do tezy, że ze sobą nie rozmawiali o sprawach poważniejszych niż obiad.
UsuńMieszkali przedtem w wynajętym pokoju, z trudem wiązali koniec z końcem. I nagle mąż kupuje mieszkanie. Czy w tej sytuacji rozsądna kobieta nie powinna się zaniepokoić i sprawdzić, skąd mąż ma pieniądze i czy na pewno je ma? Emilia go o nic nie pytała, nie chciała przyjąć do wiadomości, że mają kłopoty finansowe. Ciężar zdobywania pieniędzy zwaliła na jego barki. Była egoistką i materialistką :)
UsuńA nie była przypadkiem typową żoną epoki: mąż zarabia, a żona wydaje na dom? To nie egoizm i nie materializm, zapewne tak ją wychowano, a Riccardo modelu związku partnerskiego nie wprowadził:P
UsuńHm, nie pamiętam, czy ona po zawarciu ślubu nadal pracowała. A Riccardo istotnie powinien się z żoną rozmówić od razu po ślubie i ustalić jakieś zasady :)
UsuńNie pracowała, siedziała w pokoju i nieustannie sprzątała go do błysku:)
UsuńPowiedziałabym, że oboje przyczynili się do rozpadu małżeństwa, do którego prawdopodobnie w ogóle nie powinno dojść. Zbyt wiele ich dzieliło i mieli odmienne cele w życiu.
UsuńPrzede wszystkim mieli zupełnie inne oczekiwania. Typ Emilii to typowy, stanowczy macho z tłuściutkim kontem i skłonnością do przemocy, o czym świadczy oderwanie ramiączka sukienki. Przecież Emilia wpatrywała się w niego z zachwytem, co zauważył zazdrosny mąż. Riccardo to niedoszły pisarz, osoba wrażliwa, ze skłonnością do autoanalizy, chwilami może wręcz natrętną, o niepewnych dochodach. Do tego brak wspólnych tematów poza seksem. To wszystko chyba z góry było skazane na zagładę.
UsuńPrzepraszam za spóźnienie, ale od czwartku walczę z grypowymi bakcylami. Będę stopniowo nadrabiać zaległości. :)
OdpowiedzUsuń5.
OdpowiedzUsuńNie odpowiada mi typ wielosłowia, które uprawia Morawia w "Pogardzie". Czasem miałam wrażenie, że rozważania Riccarda można by znacznie skrócić. Nie jestem też miłośniczką tak ostentacyjnego psychologizmu - że nie wspomnę o demonstracyjnym freudyzmie - w literaturze, ale w tamtych czasach to była na pewno atrakcja. Nawiązania do "Odysei" ciekawe, ale wyłożone momentami wręcz łopatologicznie. Poczułam wręcz chęć przeczytania na nowo dzieła Homera. :) Szkoda, że za gruba na lekturę klubową.
Podobała mi się możliwość wirtualnej podróży do Włoch. :) Poza tym wymykający się łatwym ocenom bohaterowie, którzy jak widać w komentarzach wyzwolili w nas silne emocje. Lubię takie zabawy z czytelnikiem jak w zakończeniu, ale u Moravii jest to trochę zbyt grubymi nićmi szyte. W ogóle uśmiercenie Emilii to według mnie niepotrzebny akcent melodramatyczny.
Mnie zastanowiło gadulstwo Moravii i tłumaczę sobie to tylko chęcią pokazania, że R. ma już niemal obsesję na punkcie żony. Ale cieszę się, że mimo wszystko dobrze się czyta "Pogardę".
UsuńMnie też naszła ochota na Homera.;) Podróż do Rzymu, zawsze w cenie, nawet na kartach książki - zgadzam się.
Zgodzę się również w kwestii finału - mogło obejść się bez tragedii, wystarczyłoby odejście Emilii.
Mnie w ogóle starożytność coraz bardziej kusi. :)
UsuńObsesja - to słowo doskonale oddaje stan jego umysłu. Z nim naprawdę było kiepsko, i to się nasilało. Te dwie dziwne wizje Emilii nie wzięły się z powietrza.
Podróż na Capri chyba jeszcze bardziej nęcąca niż Rzym. :)
Może powinniśmy zatem moglibyśmy wspólnie omówić kiedyś jakiś tekst antyczny? Najchętniej spoza kanonu lektur szkolnych.
UsuńCapri kojarzy mi się b. poetycko.;)
Popieram. Najlepiej jakąś tragiczną tragedię. Albo Sejm kobiet Arystofanesa:P
Usuń"Sejm kobiet" może być strzałem w dziesiątkę - sprawa zatem przesądzona.;)
UsuńTylko z zastrzeżeniem, że to utwór od 18 lat:D
UsuńPo takim zastrzeżeniu popularność "Sejmu..." może wzrosnąć.;)
UsuńI naturalnie dzięki za trop.
Dodam, że starsze tłumaczenia starannie tuszowały wulgarność oryginału, sprawdzę w domu, czyje tłumaczenie "odkryło" te szczególne walory tekstu:))
UsuńZatem czekam na podpowiedź, starożytne sprośności mogą urozmaicić dyskusje.;)
UsuńArystofanes osiągnął mistrzostwo w dziedzinie intrygujących, lapidarnych tytułów. Chmury, Ptaki, Żaby i Osy rozpalają moją ciekawość do czerwoności. :)
UsuńStrzeliłem sobie w stopę tym Sejmem kobiet, bo właśnie się okazało, że w moim wydaniu go nie ma:( W każdym razie jedyne chyba tłumaczenie Sejmu jest autorstwa Janiny Ławińskiej-Tyszkowskiej. Dużo łatwiej dostępne są komedie wymienione przez Lirael. Najciekawsze z nich są chyba Ptaki.
UsuńMyślicie, że jakieś zwierzątka będą ciekawsze od "Sejmu kobiet"?;) Ja już się napaliłam na ten ostatni, weźmy go, proszę!
UsuńTylko sprawdźmy najpierw dostępność, bo to może być biały kruk. Wydanie było chyba tylko jedno:)
UsuńWydania są trzy: Komedie, PIW 1970; Trzy komedie, seria Biblioteka Narodowa, i wznowienie tego tomu w serii Arcydzieła kultury antycznej.
UsuńWielkie dzięki. U mnie w bibliotece Arystofanes jest.
Usuń"Sejm kobiet" jest dostępny na Allegro chyba tylko w takim zbiorczym wydaniu z "Lizystratą" i "Plutosem".
UsuńA może w ramach łagodnego oswajania ze starożytnością Owidiusz i "Sztuka kochania"? Wersja książkowa dostępna jest w różnych wydaniach, poza tym tekst można przeczytać m.in. tutaj, a liczba stron idealna.
Ustaliliśmy pokątnie z ZWL, że ostatecznie możemy sporządzić wersję pdf "Sejmu...". A Owidiusza możemy tak czy inaczej omówić.;)
UsuńOwidiusz jest rozkoszny, ale chyba nie dość kontrowersyjny:)
UsuńRównież się tego obawiam.;(
Usuń1. & 2.
OdpowiedzUsuńWracając do Emilii, chwilami przypominała mi porcelanową lalkę niezdolną do głębszych uczuć. Wyjaśniła Riccardowi, dlaczego go nie opuszcza - alternatywą była praca, którą wykonywała wcześniej, plus mieszkanie w wynajętym pokoju, a to jej nie interesowało. Jej nie groziła śmierć głodowa na ulicy, zresztą w sytuacji dramatycznej matka mogła zrezygnować z któregoś z lokatorów. To była jakaś dziwna bierność połączona chyba z dostrzeganiem plusów dla siebie w tej chorej sytuacji. Powiedzieć komuś "gardzę tobą, ale nigdy nie powiem ci, dlaczego" to jest po prostu cios poniżej pasa i jeszcze dość koszmarny szantaż emocjonalny. Przecież ona doskonale widziała, co się z nim dzieje po tej deklaracji.
Z perspektywy Emilii ta historia mogłaby mieć tytuł "Stracone złudzenia", ale on już jest zajęty. :)
Co więcej, po takim wyznaniu nadal z nim żyła - to mnie mocno dziwi.
UsuńWydaje mi się także, że Emilia w dużej mierze manipuluje swoim mężem.
Właśnie, wydawać by się mogło, że naturalną konsekwencją tych wyznań o pogardzie (wielokrotnych i z zastrzeżeniem, że nigdy nie wyjaśni dlaczego!) byłoby rozstanie. Ale Emilia sama wyjaśnia: musiałaby pracować i mieszkać w wynajętym pokoju. Dodajmy, że pracować jako wykwalifikowana maszynistka z doświadczeniem, nie robotnica w kamieniołomie.
UsuńOtóż to - brak tu konsekwencji. Wychodzi na to, że górę wzięło wygodnictwo.
UsuńProszę Państwa,Moravia opowiedział nam historię niejednoznaczną, tak jak to czesto bywa w zyciu, kiedy to kłócimy się i rozstajemy nie wiedząc dokładnie dlaczego. A prawda jest taka, że oni nie pasowali do siebie i choc było to bolesne musieli się rozstać. Tu nie ma okazji do kompromisu, bo każda ze stron ma swoje wady - to związek niedobranych ludzi. Pewnnie mogli sie do siebie dostosować ale zabrakło dobrej woli. Myślę też, że Moravia sam do końca nie wiedział jak poprowadzić tę książkę do końca i po prostu zostawił problem czytelnikom - nic tak nie fascynuje jak niejednoznaczność. Oglądając film tę niejdnoznaczność reżyser wyeksponował co daje do myslenia i nawet jeśli film ma swoje słabe strony, to jest wart obejrzenia.
OdpowiedzUsuńMnie też ta niejednoznaczność połączona z wieloma znakami zapytania bardzo odpowiada.
UsuńMyślę, że w przypadku Riccarda problemem nie był brak dobrej woli, bo jemu bardzo zależało na uzdrowieniu chorej sytuacji, tylko prozaiczne okoliczności, które nie pozwalały mu zapewnić Emilii takiego poczucia bezpieczeństwa, jakiego od niego oczekiwała.
Ta niejednoznaczność świadczy moim zdaniem o kunszcie autora - jasno daje do zrozumienia, że Emilia opowiedziałaby zupełnie inną historię i przerzuca zadanie na czytelnika. Nie daje łatwych rozwiązań, o czym świadczy nasze różne postrzeganie bohaterów. Dla mnie to duży plus.
UsuńTak, rozbieżności w opiniach na temat bohaterów są bardzo duże, czasem wręcz krańcowo różne, a według mnie to dobrze świadczy o książce i autorze. :)
UsuńCałkowicie się z Tobą zgadzam.;)
UsuńWitam, ja niestety w tym miesiącu nie zdążyłam - jestem w trakcie czytania, więc na razie nie czytam nawet komentarzy :> wrócę do nich po skończonej lekturze ( a nie dużo mi już zostało). Ciekawa jestem czy niektóre z postaci irytują was tak samo jak mnie :>>>
OdpowiedzUsuńBardzo jestem ciekawa, kto Cię irytuje, bo w komentarzach są dwie różne wersje. :)
UsuńZapraszamy i czekamy.;) Na dobrą sprawę w "Pogardzie" nie ma sympatycznych postaci.;(
UsuńKucharka Agnesina jest w miarę neutralna. :)
UsuńPowieść o miłości i o fatalnym w skutkach nieporozumieniu między małżonkami/kochankami. Nie chcę być spojlerem, no ale wszyscy tutaj chyba czytali książkę, poza tym taki opis znajduje się zapewne na jej okładce (nie wiem, bo znam ją z audiobooka w niezłej interpretacji aktorki M. Pejko). Przypomina mi ta historia książkę Iana McEwana "Na plaży w Chesil", też o dramatycznych skutkach problemów z komunikacją, obie zresztą rozgrywają się w podobnym czasie, na początku lat 60-tych. Wtedy ludzie byli jeszcze zablokowani, co ich często gubiło, jak się okazuje, chyba dziś kochankowie są bardziej otwarci/bezpruderyjni/bezwstydni, ale czy potrafią tak idealistycznie kochać, jak Riccardo Emilię...?
OdpowiedzUsuńCiekawostka: powieść ta została zekranizowana w Polsce w reżyserii Ś. P. Andrzeja Łapickiego, z Teresą Budzisz-Krzyżanowską w roli Emilii i - uwaga! - Andrzejem Wajdą jako producentem. Chciałbym to zobaczyć... BŚ
"Na plaży w Chesil" to wg mnie zupełnie inna bajka, przede wszystkim o całą dekadę starsza. McEwan skupia się na seksualności, na przełamywaniu zahamowań między młodymi małżonkami, tymczasem u Moravii seks nie stanowi problemu, można wręcz odnieść wrażenie, że jest to sfera, w której Emilia i Riccardo dobrze się porozumiewali (do czasu, naturalnie).
UsuńWierzę, że ludzie nadal potrafią kochać idealistycznie, wystarczy się rozejrzeć.;) A że ta miłość jest najczęściej odarta z romantycznej otoczki, to inna sprawa.
Myślę, że wspomniana przez Ciebie adaptacja mogła być niezłym kąskiem, obsada niezła. Wajda jako producent (gdzieś to już widziałam;) - znakomite posunięcie. Doczytałam się, że grał również Nowicki - do roli Rheingolda pasował znakomicie moim zdaniem.