środa, 27 października 2021

W kuchni państwa Walls

[...] Kilka miesięcy po utracie pracy tata przyniósł do domu całą torbę produktów: puszkę kukurydzy, półtora litra mleka, bochenek chleba, dwie puszki szynki, torebkę cukru i kostkę margaryny. Puszka z kukurydzą momentalnie zniknęła. Ukradł ją ktoś z rodziny i prócz złodzieja nikt nie wiedział, kto. Tata, zajęty robieniem dla nas kanapek z szynką, nie miał czasu wszcząć śledztwa. Tamtego wieczoru najedliśmy się do syta, popijając kanapki mlekiem. Gdy następnego dnia wróciłam ze szkoły, Lori wyjadała coś łyżką z filiżanki. Zajrzałam do lodówki. Leżało w niej jedynie pól kostki margaryny.

Lori, co jesz?

Margarynę odparła.

Skrzywiłam się.

Naprawdę?  

No przytaknęła. Wymieszaj ją z cukrem. Smakuje jak lukier.

Poszłam za jej radą. Nie smakowała jak lukier. Trochę chrzęściła, bo cukier się nie rozpuścił, i zostawiała w ustach tłusty osad. Ale i tak ją zjadłam.

Mama, wróciwszy wieczorem do domu, zajrzała do lodówki.

Co się stało z kostką margaryny? spytała.

Zjadłyśmy ją odpowiedziałam.

 

środa, 20 października 2021

Szklany zamek

Film Szklany zamek w reżyserii Destina Crettona okazał się na tyle frapujący, że przeczytałam pierwowzór literacki czyli wspomnienia Jeannette Walls. Dobrze się stało, ponieważ książka obszerniej pokazuje osobliwy styl życia Wallsów. A więc nie tylko liczne przeprowadzki, niekonwencjonalne metody wychowawcze, mrzonki ojca i dziwaczne poglądy matki, ale też momentami skrajne ubóstwo. Ubóstwo, należy podkreślić, spowodowane „nonszalancją” rodziców i tym bardziej dotkliwe, że szło w parze z głodem, brudem i ogólnym zaniedbaniem. 


środa, 13 października 2021

Wielka gra

Wczoraj zakończył się II etap XVIII Konkursu Chopinowskiego i w oczekiwaniu na ciąg dalszy podczytuję wspomnienia Jerzego Waldorffa dotyczące tej imprezy. Tak pisał o III Konkursie, który odbył się w 1937 r.: 

Publiczności przez cały czas trwania imprezy, przed i po południu, było pełno. Składała się i odtąd już zawsze składać się będzie w większości z melomanów — wielbicieli Chopina, ale także i z ludzi odwiedzających salę Filharmonii w Warszawie tylko co pięć lat, właśnie podczas Konkursów Chopinowskich, kiedy obstawiają młodych kandydatów, jak się obstawia konie wyścigowe na turfie, a potem szalenie się emocjonują tym, który dojdzie pierwszy do mety nagród i dzięki owym „sportowym" melomanom towarzyszy Konkursom warszawskim tradycyjnie atmosfera niesłychanego podniecenia.

piątek, 8 października 2021

Obiad à la Jana Beňová

Z Rebeką spotykałam się zawsze przed samym obiadem. Robiłyśmy razem zakupy. A potem spokojnie, bez pośpiechu  wysączałyśmy flaszkę krajowego wina. Zero siedem. Rebeka w tym czasie gotowała, bo w przeciwieństwie do mnie nie była amatorką kanapek, tylko mięsa w sosie. Największe wrażenie robiły na niej dania tradycyjne i treściwe przyrządzone w domu, na przykład gulasz szegedyński albo kurczak z ryżem i z kompotem. Przypominały jej rodzinę i posiłki z mamą, która umarła.

Rebeka lubiła gotować również dlatego, że przy jedzeniu dobrze się piło wino. „I tak to, droga Elzo, upływa nam życie: gotujemy, sprzątamy, popijamy. Ale wiesz, ja czasem sobie mówię, my to przecież robimy zamiast pracy, ale pomyśl tylko, że te kobiety, co siedzą do czwartej w robocie, muszą potem wyrobić się ze wszystkim, na co my mamy cały dzień".     

Jana Beňová, Café Hiena (Plan odprowadzania) przeł. Marek Kędzierski, Nisza 2015, s. 19

 


sobota, 2 października 2021

Café Hiena

Café Hiena stawia początkowo silny opór, nie daje się łatwo przeniknąć. To rodzaj pisarstwa, które się akceptuje bezwarunkowo, albo odrzuca po kilku stronach. W powieści Jany Beňovej długo nie wiadomo, o co chodzi, dokąd zmierza fabuła. Niby jest czwórka bohaterów, coś im się przydarza, ale  właściwie nic istotnego. Wszyscy ewidentnie dryfują, od czasu do czasu markując planowe działanie. To zresztą specyficzne towarzystwo, oddające się wyjątkowo specyficznej twórczości: przesiadywaniu w kawiarni, chodzeniu po mieście, badaniom i obserwacjom. Walce o życie.