sobota, 2 października 2021

Café Hiena

Café Hiena stawia początkowo silny opór, nie daje się łatwo przeniknąć. To rodzaj pisarstwa, które się akceptuje bezwarunkowo, albo odrzuca po kilku stronach. W powieści Jany Beňovej długo nie wiadomo, o co chodzi, dokąd zmierza fabuła. Niby jest czwórka bohaterów, coś im się przydarza, ale  właściwie nic istotnego. Wszyscy ewidentnie dryfują, od czasu do czasu markując planowe działanie. To zresztą specyficzne towarzystwo, oddające się wyjątkowo specyficznej twórczości: przesiadywaniu w kawiarni, chodzeniu po mieście, badaniom i obserwacjom. Walce o życie.

Wydaje się, że na Petržalce, gdzie mieszkają bohaterowie, trudno funkcjonować normalnie. Według narratorki prawobrzeżna dzielnica Bratysławy składająca się głównie z bloków jest potrzaskiem, z którego nie sposób się wyrwać. Petržalka to miejsce, gdzie czas nie gra roli. Żyją tu stworzenia, o których reszta globu myśli, że już nie istnieją, że wymarły. W skrócie: marazm i beznadzieja. Elza demonizuje betonową Petržalkę, mniej lub bardziej świadomie obarcza ją za swoje (i nie tylko swoje) niepowodzenia, jednak intuicja każe powątpiewać w jej wersję. Może to kwestia indywidualnej percepcji lub uprzedzeń wyniesionych z domu rodzinnego (wszak na P. mieszkają ludzie o twarzach jak naleśnik), a może to po prostu przejaw hassliebe, skoro w pewnym momencie kobieta stwierdza, że Petržalka to jej joga i zen. Ba! Okaże się nieustającą inspiracją podczas pisania debiutanckiej książki.

Tak czy owak, uczynienie miasta bohaterem książki było świetnym pomysłem. Ostatecznie wpadamy w błędne koło: fikcja na tyle swobodnie miesza się z metafikcją, że nie wiadomo, kto kogo lub co tutaj kreuje. Mnie to odpowiada, wolę niedopowiedzenia od krystalicznej jasności. Proza Beňovej jest lekko depresyjna, niemniej nie przygnębia – okazuje się, że nawet na nieszczęsnej Petržalce zdarzają się rzeczy zabawne (jak na przykład młody Ginsberg  tworzący imidż okolicy). Chciałabym kiedyś tu jeszcze powrócić.

_________________________________________________________

Jana Beňová, Café Hiena (Plan odprowadzania) przeł. Marek Kędzierski, Warszawa, Nisza 2015

 

 

 

6 komentarzy:

  1. Przerzucanie odpowiedzialności na kogoś lub coś za własny brak zdecydowania/odwagi to takie ludzkie (szeroki wachlarz takich zachowań możemy obserwować w literaturze - choćby w Trzech siostrach Czechowa, jak we własnym życiu. Jestem pod wrażeniem rozległości - różnorodności twoich lektur. A u mnie banany i banany (czyli klasyka i biografie)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łatwiej obarczać czynniki zewnętrzne za własne niepowodzenia niż krytycznie spojrzeć na własne poczynania. W literaturze to jest faktycznie dość popularny wątek, na ogół dobrze wypada - łatwo się wzdycha do Moskwy.;)
      A ja podziwiam Twoją konsekwencję w czytaniu klasyki i biografii.;)

      Usuń
  2. Mnie chyba "Café Hiena" też będzie odpowiadać, bo książka bardzo mocno kojarzy mi się z "Magnetyczną górą" Réki Mán-Várhegyi, której lekturę wspominam b. miło. Jako ciekawostkę dodam, że u Węgierki pojawia się Békásmegyer ("bezkresne morze bloków"), czyli odpowiednik Petržalki - z Békásmegyer równie ciężko się wyrwać, bo wg miejskiej legendy w sercu osiedla znajduje się złomowisko odpadów elektrycznych, z którego wydobywa się promieniowanie przyciągające wszystkich mieszkańców :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, widzę, że faktycznie są zbieżności. "Magnetyczną górę" mam od chwili premiery w planach, za jakiś czas na pewno po nią sięgnę.

      Usuń
    2. W takim razie cierpliwie czekam na wrażenia z lektury. A wracając jeszcze do miejsc, gdzie czas nie gra roli, to ciekawym byłoby stworzenie listy takich literackich Petržalek i Békásmegyerów. Przy odpowiedniej liczbie tytułów można by się wybrać na całkiem zacną wycieczkę :)

      Usuń
    3. Pytanie, czy nie ugrzęźlibyśmy na takim blokowisku.;)
      Gdyby się zastanowić, lista zapewne byłaby dłuższa. Osiedle jest m.in. u Masłowskiej i Orbitowskiego, przy czym czas raczej gra rolę. Niemniej sceneria interesująca.

      Usuń