Psalm 44 to cieniutka książeczka, wydawać by się mogło - do przeczytania w jeden wieczór. A jednak tak się nie da: opowieść Danilo Kiša przytłacza i męczy, zmusza do częstego zaczerpywania tchu. Nie dlatego, że opowiadając o Holokauście, autor epatuje brutalnością, bo tego nie robi. Przeciwnie, okrucieństwo oddaje półsłówkami i rozkłada na raty.
Fabuła powieści koncentruje się wokół ucieczki dwóch więźniarek z Auschwitz, ale to nie obozowa rzeczywistość najbardziej porusza. Największą siłę rażenia mają wspomnienia Marii z Węgier: pierwszy szok wywołany antysemickim atakiem, gwałtowny wykład ojca o nazizmie, masakra nad Dunajem, odwiedziny u koleżanki ukrywającej się w warsztacie stolarskim. Ten ostatni epizod szczególnie intensywnie przemawia do wyobraźni: dziewczyna przesypia całe dni w trumnie, a kiedy wybudza się z letargu, gra mozartowskie Requiem na paciorkach pamiątkowych korali.
Węgierskie doświadczenia w pewien sposób zaimpregnowały główną bohaterkę na okropieństwa wojny, zapewne dlatego wydaje się wyzuta z emocji. Wiemy, że się boi, co zresztą nie dziwi – ma kilkutygodniowe dziecko, za które czuje się odpowiedzialna. Z Marią mam jednak duży problem, ponieważ jej postać zupełnie mnie nie przekonuje. Jest nieznośnie nijaka, albo gorzej – gapowata. Nawet jeśli autor tak ją sobie wymyślił, nawet jeśli miała być antybohaterką, nie wzbudza niestety żadnych emocji, trudno się do niej przywiązać.
Oczywiście nie przekreśla to powieści, którą nomen omen sam Kiš po latach krytykował, nie bez powodu, za patos. Mimo uchybień Psalm 44 pozostaje wciąż dobrą prozą: z licznymi odniesieniami do Biblii, rwaną narracją, która z czasem stanie się dla pisarza charakterystyczna, oraz błyskotliwymi skojarzeniami. Jak na debiut naprawdę nieźle.
_______________________________________________
Danilo Kiš Psalm 44, przeł. Danuta Cirlić-Straszyńska
Książkowe Klimaty, Wrocław 2016