piątek, 30 grudnia 2011

W pięciu punktach


Gdybym chodziła na sylwestrowe bale, z chęcią wypróbowałabym kreację jak na zdjęciu poniżej. To cudowne dzieło wykonała Jolis Paons wykorzystując kartki z książki telefonicznej. Dla miłośniczki słowa drukowanego - suknia jak znalazł. Ale ponieważ 31 grudnia nie świętuję i omija mnie szał przygotowań, spokojnie mogę zająć się bilansem rocznym. Nie księgowym, rzecz jasna, a książkowym.;)I nie liczby są tu najważniejsze, a tytuły. Zatem - do dzieła.



1. Książki najlepsze w 2011 r.

W tym roku udało mi się trafić na wiele książek bardzo dobrych, jeszcze więcej - dobrych. Wybrać nawet pięć czy dziesięć najlepszych byłoby mi trudno, wyróżnię zatem trzy, które moim zdaniem zasługują na większą uwagę:

Amos Oz - Mój Michael
Wiesław Myśliwski - Nagi sad
Magdalena Tulli - Włoskie szpilki

Do tej listy bez wahania dodałabym jeszcze:

Muriel Spark - The Driver's Seat
Iris Murdoch - A Fairly Honourable Defeat

niestety tłumaczenia na język polski brak.;(


2. Książki najgorsze w 2011 r.

Kandydat jest jeden: Michael Cunningham - Nim zapadnie noc


3. Niespodzianka roku

Nagroda Nike dla Mariana Pilota i jego "Pióropuszu" oraz późniejsze nikłe zainteresowanie książką - także wśród blogerów. Sama nie jestem tu wyjątkiem i mam zamiar się poprawić;)

Drugą niespodzianką był dla mnie zapał i wytrwałość kilkorga z Was, bo tylko dzięki Wam odbyło się dwanaście spotkań Klubu Czytelniczego. Najbardziej wytrwali dyskutanci to Lirael i Zacofany.w.lekturze - brawo! Udało się zrealizować założenia przedsięwzięcia czyli porozmawiać na temat konkretnych lektur. Jeśli za miernik popularności danej lektury uznać ilość komentarzy w dyskusji, bezkonkurencyjna okazała się Pełnia życia panny Brodie Muriel Spark.

Wszystkim uczestnikom dyskusji bardzo serdecznie DZIĘKUJĘ i zapraszam w przyszłym roku. Bez Waszego udziału działalność Klubu mija się z celem;)


4. Oczekiwane w 2012 r.

Czekam przede wszystkim na Tajny dziennik Mirona Białoszewskiego (wg planu ma się ukazać w Znaku w lutym) oraz na drugi tom Dziennika Mrożka (podobno w księgarniach będzie już w styczniu).


***

A jak wypadł Wasz czytelniczy bilans za 2011 rok? Czy są książki, na które czekacie w 2012 roku?

***



środa, 28 grudnia 2011

Zęby bolą


Trudno czytać "Koniec romansu" Greene'a i nie zgrzytać zębami. Z jednej strony otrzymujemy nadmuchany do granic możliwości wątek nawrócenia religijnego, który pod koniec powieści zmierza już tylko w stronę kiczu. Z drugiej strony czytelnik jest zasypywany "złotymi myślami", które brzmią na przykład tak:

Zazdrośni kochankowie są godniejsi szacunku, mniej śmieszni od zazdrosnych mężów. [str. 16]

Nie można szpiegować własnej żony przez przyjaciela, i to przyjaciela udającego jej kochanka. [str. 17]

Wraz z powodzeniem kochanka wzrasta jego nieufność. [str. 44]

Zimna kobieta nigdy nie bywa zazdrosna. [str. 50]

Niepewność jest najgorszą rzeczą, jakiej doświadczają kochankowie. [str. 51]

Po wzruszeniach posiadania przychodzi czułe uczucie odpowiedzialności, kiedy zapomina się, że jest się tylko kochankiem, który z niczego nie musi sobie zdawać sprawy. [str.64]

Gdy dwoje ludzi kochało się, nie potrafią ukryć przed sobą braku czułości w pocałunku. [str. 84]

(...) losem kochanka jest śledzić, jak wyraz smutku krzepnie na twarzy ukochanej niby maska. [str. 152]

Tymczasem Greene najlepszy jest wtedy, gdy skupia się na miłości. Kiedy pokazuje mało romantyczne oblicza tego uczucia. Kiedy kochanka zmienia w nieznośnego zazdrośnika. Jest jeszcze ciekawiej, gdy główny bohater zostaje powiernikiem zdradzanego męża. Psychologia postaci jest zdecydowanie najmocniejszą stroną Greene'a. Przekonują mnie ich pozornie irracjonalne zachowania oraz skomplikowane relacje. Ich pokrętna i ułomna natura, która każe czasem dręczyć ukochaną osobę, a nienawidzić naiwnego za jego dobroć. Tak, to mogła być znakomita powieść psychologiczna.

_________________________________________________________________________________

Graham Greene "Koniec romansu", tłum. Jan Józef Szczepański, Wydawnictwo C&T, Toruń, 1999
_________________________________________________________________________________


sobota, 24 grudnia 2011

Bajka


Bruno Jasieński

Bajka wigilijna

Któż z nas nie zna przysłowia słusznego od dziś-li:
„Głodnemu chleb na myśli”.
Z tego oto przysłowia, jak pisklę z jajka,
Na dzisiaj – bajka.

Do wieczerzy wigilijnej za ubranym stołem
Zasiedli w tym roku społem,
Jak wilki rozmieszczone wśród potulnych owiec,
Tworząc razem przypadkiem dziwny konglomerat,
Redaktor, kupiec, literat,
Urzędnik i przemysłowiec.
I skoro błysła gwiazda, jak niegdyś dziad z dziadkiem,
Jęli zgodnie z tradycją łamać się opłatkiem
Niepomni osobistych uraz i pretensji,
Życząc sobie nawzajem, zależnie od osób,
Na różny sposób:
Ten temu trzynastej pensji,
Temu zwyżki dolara, temu znowu spadku,
Temu 300000 nowych prenumerat...
Życzliwi wszyscy wszystkim. Został na ostatku
Literat.
- Czegóż mamy ci życzyć? – rzecze przemysłowiec -
Odpowiedz.
Jak daleko dosięga twych ambicji grobla?
Chcesz może nagrody Nobla?
Czy może myśli grą dumną,
Wierząc, że w końcu zniknie dokuczliwy zgrzyt os,
Marzysz, aby przemawiał nad twą trumną
Sam Witos? –
„Bynajmniej” – rzekł literat – „cel mych skromnych życzeń
„Sięga najdalej na styczeń
„I skoro mnie ucieszyć chcecie – ty i tamci,
„Dobrą radę na to dam ci:
„Miast życzeń platonicznych składać mi namiastkę
„Z słów, które kiedyś ujrzę na pośmiertnej wstążce,
„Kupcie jeden drugiemu na gwiazdkę
„Po książce”.

środa, 21 grudnia 2011

Zima inaczej


Shinkawa Kazue

Wiśnie rozkwitłe pośród zimy




To, że mężczyzna i kobieta

łączą się na prawach pękniętego garnka i pokrywki,

a już nazajutrz są znużeni sobą -

nie mogę się z tym pogodzić.

Jeśli ty jesteś dzwonem spiżowym na wieży,

to ja chcę zostać jego dźwięcznym głosem.

Jeśli ty jesteś krągłą cytryną,

to ja chcę zostać jej odbiciem w lustrze.

Tak właśnie pragnę w twoich oczach żyć w spokoju.

W krainie, gdzie przebywają dusze,

będziemy razem, ja i ty - dziećmi po wieczne czasy

i chyba będzie nam wolno bawić się w takie rodzinne życie...

Bo nie potrafilibyśmy mieszkać pod wspólnym dachem,

gdzie rozwodzi się odór wilgotnej pościeli

i gdzie okapy dachu opadają ku ziemi jak ociężałe powieki.

Po co mielibyśmy się smucić?

Spójrz na słomianą matę, gdzie siedzimy przy sobie

jak lalki odtwarzające cesarską parę w dniu święta dziewcząt!

Tu tylko utrzymuje się jasność, choć kończy się dzień,

i nieustannie padają płatki kwiecia wiśni...



wiersz z tomu:
___________________________________________________________________________________
Wiśnie rozkwitłe pośród zimy. Antologia współczesnej poezji japońskiej, opracowali: Adachi Kazuko, Wiesław Kotański, Tadeusz Śliwiak, Wyd. Kokusai Bunka Shuppansha, Tokyo 1992, s. 487
___________________________________________________________________________________


poniedziałek, 19 grudnia 2011

W roli głównej: Wrocław

Tworzenie zbioru opowiadań na zadany temat grozi najczęściej tendencyjnością. W przypadku miłości tym bardziej, bo temat to ograny i trudno wymyślić coś oryginalnego. Nie inaczej jest w przypadku zbioru "Miłość we Wrocławiu", który pewnej szablonowości nie uniknął. Jak się już kochają, to przeważnie osoby młode, zdrowe i pracujące, jeśli dopada je uczucie, to w ścisłym centrum miasta obfitującym w zabytki i wydarzenia kulturalne, jeśli się umawiają, to najczęściej w Literatce. Na szczęście wrocławska miłość nie jest do bólu słodka - goryczy w niej sporo, dramat i zbrodnia nie są jej obce.


Moimi faworytami w tym zbiorze są zdecydowanie Inga Iwasiów ("Boczny wątek"), Maciej Malicki ("Zapach") oraz Joanna Pachla ("Stacz"). Ich opowiadania wydają mi się spójne i zgodnie z zapowiedzią na okładce - nieco przewrotne. Mają w sobie lekkość i przede wszystkim bohaterów, z którymi chciałoby się zostać na dłużej. Z pozostałych tekstów z pewnością zapamiętam również "350 przepisów. Jak zrobić z siebie idiotkę. Poradnik" Ignacego Karpowicza, który mile mnie zaskoczył m.in. humorem i zgryźliwością (Każde ciało ma na swojej powierzchni punkt, w którym zbiegają się kłębki nerwów. Ten kłębuszek nosi nazwę punktu Wiśniewskiego (Janusza Leona). Jest molekułą emocji oraz głupoty. Wystarczy na ten punkt trafić, by człowiek przestał być istotą rozumną, by się rozsupłał, rozpadł, otworzył. [str. 73.]). Rozczarowali mnie natomiast autorzy, których czytam od lat i lubię: Stefan Chwin (jarmarczny niczym jego szczudlarze), Wojciech Kuczok (balansujący na granicy dobrego smaku) oraz Krzysztof Varga (tylko przeciętny).

Żeby było jasne - "Miłość we Wrocławiu" nie jest książką złą, to bardzo przyjemna lektura. Miło się chodzi po mieście z bohaterami opowiadań, jeszcze milej jest rozpoznawać na kartach książki znajome kąty. Pomysł na promowanie miasta przez literaturę jest rewelacyjny, ciekawe byłoby zobaczyć, o czym pisaliby literaci, gdyby pozwolić im pisać na dowolny temat. Wierzę, że pomysłów by nie zabrakło, w końcu Wrocław to fantastyczne miejsce.

_______________________________________________________________________________________
Miłość we Wrocławiu – Stefan Chwin, Inga Iwasiów, Ignacy Karpowicz, Wojciech Kuczok, Maciej Malicki, Łukasz Orbitowski, Joanna Pachla, Edward Pasewicz, Andrzej Pilipiuk, Marta Syrwid, Irek Grin, Gaja Grzegorzewska, Marcin Świetlicki, Krzysztof Varga, Andrzej Ziemiański, Wydawnictwo EMG, Kraków 2011
_______________________________________________________________________________________


piątek, 16 grudnia 2011

Nic oczywistego

U Fiedorczuk nic nie jest oczywiste. Nastoletnia przyjaźń nie przetrwa do grobowej deski, matka nigdy nie porozumie się z córką, literatką nie zostanie ta zdolna, ale ta mniej utalentowana. Nic nie idzie zgodnie z przewidywaniami, na dodatek autorka pozostawia czytelnika z pytaniami. Kim jest tytułowa biała Ofelia? Czy główne bohaterki były pierwowzorem dla fikcji czy też zaczęły fikcję naśladować w życiu? A może to były tylko sny? To nie jest oczywiste.


Podobają mi się zwody autorki i trzymanie czytelnika w niepewności. Podoba mi się opowieść o Annie, która sprawia wrażenie, jakby poruszała się wciąż na oślep. Już, już odkrywa siebie, już wychodzi na prostą, a tu przykra niespodzianka, kolejne rozczarowanie na koncie. Zaczyna się odpływ w inną rzeczywistość-nieoczywistość. To książka bardzo konkretna, z początkiem i końcem, dobrze zarysowanymi postaciami, a jednak pozostała mi w pamięci jako coś podobnego do snu. Może nawet do serii snów, w których realne wątki przeplatają się z tymi fantastycznymi, chwilami przemieniającymi się w koszmar.

Mało atrakcyjna okładka zapowiadała lekturę ciężką i mroczną, z traumą lub tragedią w tle. Tymczasem "Biała Ofelia" to sprawnie napisana powieść o dojrzewaniu, w której na każdej stronie słychać poetycki język. Jeśli tak prozę mają tworzyć poetki, to ja poproszę o więcej.

Wywiad z autorką można przeczytać tutaj.
_____________________________________________________

Julia Fiedorczuk "Biała Ofelia", Biuro Literackie, Wrocław, 2011
_____________________________________________________


wtorek, 13 grudnia 2011

Żałuję

W takich chwilach żałuję, że nie znam francuskiego. W takich tzn. kiedy kończę "O sztuce oraz sposobach usidlenia kierownika działu w celu upomnienia się o podwyżkę” Pereca i okazuje się, że z autora był pomysłowy Dobromir. Co książka, to inna konstrukcja, inna gra z czytelnikiem. Niestety w Polsce przetłumaczono tylko kilka książek Pereca. A tu by się z chęcią poczytało takie La Disparition czyli powieść napisaną bez użycia litery "e". Albo choćby taki Un cabinet d'amateur wykorzystujący wielokrotne powtórzenie obrazu w obrazie. Książka ukazała się w Polsce pod tytułem "Gabinet amatora", nawet w dwóch przekładach, oba niestety są najwyraźniej wadliwe*. Kłania się stara prawda: języki obce warto znać. W przypadku lektury książek Pereca - zdecydowanie warto.


Co zatem aż tak ujęło mnie w tej czerwonej książeczce, że zaczęłam pomstować na językowe lenistwo? Głównie forma i humor. Otóż Perec postanowił w literacki sposób przedstawić schemat organizacyjny, za cel zadania stawiając sobie - czy też raczej potencjalnemu pracownikowi - poproszenie szefa o podwyżkę. Forma graficzna zajmuje jedną stronę, opis wszystkich możliwości dotarcia do kierownika - 75 stron. Treść jest tu mniej istotna, a dokładne jej śledzenie może przyprawić o zawrót głowy, zgrzytanie zębami, a nawet o atak wściekłości. Autor uparł się bowiem, aby utrudnić realizację zadania i mnoży przed śmiałkiem trudności. To, że szef może być w złym humorze, zbyć pracownika, przełożyć spotkanie, jest niczym w porównaniu z ryzykiem, jakie stanowi świat zwierząt i minerałów. Szef może wszak zatruć się nieświeżym jajkiem, a jeśli nie zatruje się jajkiem, może udławić się ością, a jeśli nie udławi się ością, może zarazić się odrą od jednej z czterech córek, a jeśli nie... I tak dalej, i tak dalej czytelnik podąża tropem nieszczęśliwych wypadków, o ile starcza mu naturalnie wytrwałości. A wszystko to podane jednym ciągiem, bez znaków interpunkcyjnych i wielkich liter.

Przyznaję się bez bicia, że całość bywa nużąca i irytująca, na szczęście bywa także dowcipna. Mam ogromny szacunek i słabość do literatów eksperymentatorów, toteż od czasu do czasu dużą frajdę sprawia mi sięgnięcie po książki w rodzaju wyżej opisanej. Kombinatoryki w matematyce nie lubiłam, ale w literaturze - bardzo. Perec kombinuje nie tylko z możliwościami w schemacie, ale i z językiem; na miano literata w pełni sobie zasłużył. Już się cieszę na "Człowieka, który śpi" - książkę złożoną podobno wyłącznie z cytatów oraz na "Życie instrukcję obsługi" zorganizowane wg ruchu skoczka szachowego. Może z czasem znajdą się chętni na przetłumaczenie innych utworów Pereca.


------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
*Polecam artykuł Jana Gondowicza w Magazynie Literackim w nr 49 "Tygodnika Powszechnego". Wyrywkowe porównanie pokazuje duże rozbieżności między tłumaczeniami "Gabinetu amatora". I tak np. "forma świecznika" u Markowskiego jest "wzorem na szkliwie" u Brzozowskiego, natomiast "sekretne przesłanie" Brzozowskiego to według Markowskiego "skradziony list". Nie wiadomo też, czy w oryginale chodziło o "ulicznego antykwariusza w Lille" (Markowski) czy raczej o "antykwariusza przy ulicy de Lille" (Brzozowski). Podobnych przykładów jest więcej, Perec pewnie w grobie się śmieje.



________________________________________________________________________________________

Georges Perec "O sztuce oraz sposobach usidlenia kierownika działu w celu upomnienia się o podwyżkę”, tłum. Wawrzyniec Brzozowski, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2011
________________________________________________________________________________________


piątek, 9 grudnia 2011

Klub czytelniczy (odc. 12) - Matka Joanna od Aniołów


Garść informacji dotyczących dzisiejszej lektury:

Kanwą opowiadania Iwaszkiewicza są wydarzenia z początku XVII w. w Loudun we Francji, gdzie odbył się proces księdza Urbana Grandiera, oskarżonego przez matkę przełożoną klasztoru Urszulanek o opętanie zakonnic i konszachty z diabłem. Te same wydarzenia opisał również Aldous Huxley w powieści "Diabły z Loudun" (1952) oraz John Whiting w sztuce teatralnej "Demony" (1961). Książka Iwaszkiewicza została sfilmowana przez Jerzego Kawalerowicza, a Huxleya - przez zmarłego w listopadzie br. Kena Russela ("Diabły"). Temat okazał się wyjątkowo nośny - w 1969 r. Krzysztof Penderecki skomponował operę "Diabły z Loudun". Wniosek jest jeden: "Matkę Joannę od Aniołów" warto znać;)



Pytania do dyskusji:

1. Jakie są Wasze ogólne wrażenia po lekturze „Matki Joanny od Aniołów”?

2. W opowiadaniu pojawiają się różne koncepcje dotyczące zła. Czy któraś z nich wydała Wam się szczególnie interesująca?

3. Czy Matka Joanna była rzeczywiście opętana?

4. Cadyk – mędrzec czy szatan w przebraniu?

5. Dlaczego ksiądz Suryn poniósł klęskę?

6. Co dla Was pozostanie sednem opowiadania Iwaszkiewicza?

7. Pytanie dla osób, które widziały ekranizację Jerzego Kawalerowicza – jak według Was wypada porównanie filmu z pierwowzorem literackim?

8. Miejsce na wasze pytania.



Zapraszam wszystkich chętnych do dyskusji;)



środa, 7 grudnia 2011

Niewygodny spadek

Dziedzictwo jest trudne, składa się ze zbyt wielu nieszczęść, w których zbyt wielu ludzi odziedziczyło udziały, a nikt nie wie, jak je zainwestować i co w ogóle z nimi zrobić. Dotyczy to zwłaszcza upokorzeń, które chciałoby się po prostu wykreślić z inwentarza, a jeśli to niemożliwe, pozbyć się ich, oddając komuś innemu. Lecz wiadomo, że nawet najsłabszy nie przyjmie ich po dobroci, w tej sprawie bez przemocy się nie obędzie. [str. 77]


Bohaterka opowiadań Magdaleny Tulli otrzymała w spadku wojenną traumę matki, włoskie pochodzenie ojca i postanowienia jałtańskie. To spore obciążenie, zwłaszcza dla dziecka dorastającego w Polsce w latach 60-tych ubiegłego stulecia. Wiąże się z nieodwzajemnioną miłością do matki, rozdarciem między dwoma kulturami i szykanami. Żadne tam dolce vita - o istnieniu innych światów boleśnie przypominają tytułowe włoskie szpilki.

Podoba mi się sposób Tulli na snucie opowieści. Szarą nicią, gęstym ściegiem, dobrze maskującym to, co znajduje się pod spodem. Gruba tkanina jest szorstka w dotyku i nieco krępuje ruchy, ale dobrze się nią opatulić. Posiada bowiem cenną właściwość - grzeje. Tak jest właśnie z "Włoskimi szpilkami" - pełnymi metafor i oryginalnych skojarzeń. U Tulli wojna może być wojną pianistów, wydarzenia marcowe 1968 r. - polowaniem na lisy, a postępująca choroba Alzheimera - rozpadem imperium:

Jej choroba była jak schyłek imperium. Armie cofały się, opuszczały przyczółki zajęte w czasach minionej świetności, posągi kruszały, pałace zarastały zielskiem. Urzędnicy cesarstwa nie myśleli już o wielkości, tylko o przetrwaniu, to znaczy o tym, co najbardziej doczesne i najbliższe ciału, a przez opuszczone punkty graniczne przenikali obcy - wirusy, bakterie - i przejmowali rządy. [str. 22]

Proza nieprzeciętna, w swojej oryginalności bezpretensjonalna. Do sączenia dzień po dniu, do smakowania. Dla mnie cymes.

Zachęcam do przeczytania wywiadu z autorką.

______________________________________________________________

Magdalena Tulli "Włoskie szpilki", Wydawnictwo Nisza, Warszawa, 2011
______________________________________________________________


poniedziałek, 5 grudnia 2011

Ośma półka od dołu


Czytam wywiad z Michałem Witkowskim w piątkowej Gazecie Wyborczej, a tam taki fragment:

Czy pan pisze dla inteligenta?

- Zdecydowanie trudno powiedzieć żebym pisał dla inteligenta, bo inteligent czytał raczej Konwickiego, Herberta czy Miłosza i nie potrzebował żadnych wabików typu, że będzie seks, przemoc i kamp. Wszelkie ozdóbki i przyprawy były mu wręcz wstrętne. Teraz są nadobecne, bo przecież książki pisze się w kontekście półki w Empiku.

Pan żartuje?

- Nie. Pisząc wiem, że moja książka będzie stała na ósmej półce od dołu, w piątym pomieszczeniu. I że facet, który ma wydać 30 zł, mając do wyboru trzypoziomowy Empik, musi je wydać właśnie na tą ósmą półkę, a nie na kubek z Marilyn Monroe czy najnowszy kompakt.

Pan się nie wstydzi mówić o tym?

- A czego mam się wstydzić?

Że pan pisze pod półkę.

- Przepraszam, ale pani jest naiwna. Literatura współczesna ma bardzo dobrze wpisaną świadomość półki w Empiku. Ona cała krzyczy, jak bardzo jest atrakcyjna. Kiedyś pisało się bez takiej potrzeby.

Krzyczy?

- Tytułem krzyczy, żeby tylko się rozniosło, że ja też jestem atrakcyjna, a ci obok mnie to już mniej. Pierwszym zdaniem krzyczy, okładką i tym, co napisane z tyłu na okładce. Teraz już się nie da pisać tak jak kiedyś.

Pełny tekst wywiadu tutaj.


piątek, 2 grudnia 2011

Iwaszkiewiczowie

Dzieliło ich prawie wszystko - stan majątkowy, poglądy polityczne i religijne, ciągoty seksualne. Połączyło uczucie i zamiłowanie do sztuki, dzięki temu przetrwali razem 58 lat. Po drodze przytrafiło im się samobójstwo teścia Jarosława, poważne tarapaty finansowe i wreszcie choroba psychiczna Anny, którą w dużej mierze uratował (przynajmniej na dłuższy czas) małżonek i - paradoksalnie - wojna. Związek intrygujący, daleki od wzorca: on - artysta i egoista, ona - pokorna towarzyszka doli i niedoli, zawsze w cieniu geniusza.


Z książki Mitznera o Iwaszkiewiczach wynika, że to Jarosław głównie zabiegał o trwałość małżeństwa, i że to on wykazywał się większą zapobiegliwością. Annie co prawda nie można odmówić zdolności organizacyjnych, w końcu to na jej głowie było prowadzenie domu, który w czasie wojny stał się schroniskiem dla wielu osób. Przy okazji - mało kto wie, że za pomaganie Żydom oboje pośmiertnie zostali uhonorowani tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.


Sekret tego małżeństwa polegał na dużym szacunku i tolerancji dla odmiennych upodobań. I tak na przykład Jarosław akceptował gorliwą religijność żony, ta z kolei godziła się na jego fascynacje chłopcami. Tu ciekawostką jest fakt, że Anna swego czasu zdobyła się na homoerotyczny flirt z Marią Morską, wycofała się jednak z powodu wyrzutów sumienia. Było między Iwaszkiewiczami także partnerstwo na poziomie sztuki - Anna była pierwszą czytelniczką i krytykiem utworów męża, sama pisywała eseje, przekładała na polski literaturę francuską. Mimo różnic i przeciwności losu (m.in. postępującej choroby Iwaszkiewiczowej), z wzajemnymi pretensjami, poczuciem osamotnienia - trwali razem.

Iwaszkiewiczowie widziani przez Witkacego

Para bardzo interesująca, książka Mitznera niestety przeciętna. W moim odczuciu za dużo w niej w cytatów z utworów Iwaszkiewicza, za mało faktów - autora usprawiedliwia jedynie określenie całości mianem eseju. Pewne tematy ledwie zasygnalizowano, a szkoda. Narzeczeństwo Anny z Krzysztofem Radziwiłłem zasługuje na większą uwagę, bo wiele mówi o przyszłej żonie poety. O córkach Iwaszkiewiczów dowiemy się tylko tyle, że się urodziły, a przecież rodzicielstwo jest ważnym elementem małżeństwa, nieprawdaż? Jak na badacza, który swoich bohaterów znał i niejednokrotnie odwiedzał, książka pozostawia wiele do życzenia. Mam nadzieję, że późniejsze wydanie (2008) zostało zmienione i zgodnie z zapowiedzią wydawcy "książka stała się jedną z najważniejszych prac biograficznych w polskiej literaturze".

Zachęcam do zajrzenia na stronę o Iwaszkiewiczach i Stawisku.
_______________________________________________________________________________________

Piotr Mitzner "Hania i Jarosław Iwaszkiewiczowie: esej o małżeństwie", Wyd. Literackie, Kraków, 2000
_______________________________________________________________________________________