Leo ma niespełna 13 lat, niby jest dobrym chłopakiem, a jednak podczas lektury nie mogłam uwolnić się od skojarzeń z karłem i eunuchem. Ten mały egotyk kieruje się w życiu dość niskimi pobudkami (czyli własnym interesem), bywa zazdrosny, jest niespełniony seksualnie (początkowo z racji młodego wieku), a przede wszystkim bierze udział w intrydze. Na jego usprawiedliwienie należy dodać, że wszystko to robi z naiwności powodowanej niedojrzałością.

Wielu czytelników zna "Posłańca" ze znakomitej
ekranizacji Josepha Loseya. Treść powieści jest w skrócie następująca: główny bohater, Leo, po wielu latach wspomina wakacje roku 1900 spędzone na wsi u arystokratycznej rodziny Maudsleyów. Staje się sekretnym pośrednikiem między lady Marian, panną na wydaniu, a Tedem, farmerem z sąsiedztwa. Nietrudno się domyślić, że taka sytuacja może wiązać się z poważnymi kłopotami i tak w istocie jest.
W książce najbardziej spodobała mi się rozbudowana symbolika i dopracowana fabuła.W prologu narrator odwołuje się do znaków zodiaku, porzucając przypisaną sobie z racji imienia i daty urodzenia rolę Lwa, a skłaniając się ku Strzelcowi lub Wodnikowi, jako jedynym "męskim", a przez to pożądanym znakom. Jak się okaże, te role przypadną innym, a chłopiec będzie musiał zadowolić się rolą Merkurego czyli posłańca bogów, a także opiekuna kupców/handlu i złodziei. Porównanie jak najbardziej adekwatne, bo Leo dostarczając kochankom wiadomości w pewnym sensie kupczy informacjami (ma z tego wymierne korzyści) i dopuszcza się nieuczciwości wobec rodziców Marian. Merkury to również - jak sam zainteresowany zauważa - także najmniejsza planeta, która
nomen omen opiekuje się zodiakalną Panną (czyli Marian).
The mercury to po angielsku także temperatura, a ta odgrywa ważną rolę w powieści, bowiem wiążą się z nią liczne wydarzenia i ma ogromny wpływ na emocje bohaterów.
Inne kluczowe symbole to np. krzew wilczej jagody rosnący w miejscu schadzek, który uosabia romans młodych, czy nowy, zielony strój Leo kojarzony przez wszystkich z postacią Robin Hooda (nota bene towarzysza lady Marion), a także z "zielonością" czyli niedojrzałością właściciela. Podobnych tropów można znaleźć w książce więcej, podczas lektury warto zwracać uwagę na pewne rekwizyty. Większość z nich pojawia się w konkretnym celu, prędzej czy później odegrają przeznaczoną im rolę. Niezmiernie lubię w literaturze taką przemyślaną konstrukcję.
Istotną sprawą był sam rok 1900, dla narratora miał on mistyczny urok. Chłopiec był przekonany, że to
świt Złotego Wieku [s. 10] obiecujący spełnienie nadziei dla całego świata. Cóż, tak naprawdę był to schyłek epoki wiktoriańskiej, a tym samym koniec rygorystycznej moralności i konwenansów. Ucieleśnieniem tej obyczajowej rewolucji jest Marian, niekonwencjonalna panna, i - w znacznie mniejszym stopniu, ale jednak - lord Trimingham. Hartley doskonale sportretował również kontrasty klasowe i wiekowe. Znakomite są opisy rytuałów panujących w domu gospodarzy, częstym wątkiem jest strój, który jest świadectwem i zamożności jego posiadacza, i znajomości reguł związanych z jego noszeniem. Ważną kwestią - zwłaszcza dla Leo - jest wiek. Zdaje sobie sprawę, że przestaje być dzieckiem i wkracza powoli w świat dorosłych, nic dziwnego zatem, że niektóre sprawy postrzega pod kątem męskości. Zauważa ponadto, w jak w specyficzny sposób dorośli odnoszą się do dzieci. W sumie jest to powieść m.in. o burzliwym wchodzeniu w dorosłość.
"Posłaniec" oferuje wiele smaczków, trzeba tylko przetrwać zawiły i momentami pretensjonalny prolog. Akcja "właściwa" rozwija się gładko, napięcie jest dobrze rozłożone. Chyba żadna z postaci nie wzbudza zbytniej sympatii, co akurat lubię. Sceny meczu w krykieta i śpiewów przy akompaniamencie fortepianu są po prostu wyśmienite (nawet zagięcie rogu nut może coś oznaczać), podobnie jak rozmowa o "romansowaniu" czyli seksie i o obronie honoru kobiety. Myślę, że lepsze byłoby otwarte zakończenie powieści, ale nie ma co narzekać. Z chęcią wrócę kiedyś do tej lektury, tym razem w oryginale, jako że w tłumaczeniu na polski pewne rzeczy umykają. Dla mnie była to prawdziwa uczta literacka.
P.S. Okładka zastępcza, polska wydała mi się paskudna;(
Leslie Poles Hartley, "Posłaniec", PIW, 1992