25 ton - tyle ważyły przedmioty, które należały do Marleny Dietrich, a po jej śmierci w 1992 r. trafiły do berlińskiego archiwum. Wśród nich znajdowały się meble, ubrania, dokumenty, peruki, a nawet tak ścierki do podłogi i niedopałki. Angelika Kuźniak spędziła wiele godzin przeglądając zbiory w poszukiwaniu polskich śladów. Efektem poszukiwań jest niniejsza książka-reportaż skupiająca się na dwóch pobytach gwiazdy w Polsce i ostatnich latach jej życia.
Obraz Dietrich, jaki wyłania się ze wspomnień i recenzji, to przede wszystkim perfekcjonistka. Wymagająca, ale zarazem nadzwyczaj profesjonalna; niekiedy trudna, ale też dbająca o - wydawałoby się - najmniej ważnych pracowników zespołu. W Polsce była dwukrotnie na tournee - w 1964 i 1966 r., za każdym razem razem koncerty cieszyły się ogromną popularnością. Dietrich była przyjmowana entuzjastycznie, mimo że przekroczyła już 60-tkę i najlepsze lata miała za sobą. W czasach siermiężnego PRL-u było to jednak ogromne wydarzenie kulturalne, dla wielu osób namiastka świata zachodniego.
Druga część książki jest nieco przygnębiająca - Marlena pod koniec życia była bardzo schorowana i przez lata nie opuszczała paryskiego mieszkania. Niemniej starała się czymś zajmować i jeśli nie były to sprawy zawodowe (a było ich przecież coraz mniej), to w miarę możliwości tworzyła porządek wokół siebie (jej słynne zawołanie - tworzyć porządek!). Tu widać kolejne ważne cechy jej charakteru podkreślane również przez innych - pracowitość i zdyscyplinowanie. Niejednokrotnie wspominano, że przeważnie robiła wszystko sama - była swoją sekretarką, agentką, kierownikiem produkcji itp.
Artystkę pochowano w Berlinie i tu ciekawostka: jako że wielu Niemców nie wybaczyło jej przyjęcia obywatelstwa amerykańskiego w 1937 r., a tym samym zdrady hitlerowskich Niemiec, jeszcze za życia, po wojnie, była niezbyt dobrze przyjmowana w swojej ojczyźnie. Początkowo - w celu uhonorowania Dietrich - pogrzeb miał się odbyć na koszt państwa, jednak w związku z pewnymi głosami sprzeciwu zrezygnowano z tego pomysłu.
Przyznam, że te niespełna 200 stron przeczytałam jednym ciągiem. Z informacji pochodzących od osób, które w Polsce zetknęły się z Dietrich oraz na podstawie licznych dokumentów autorka stworzyła arcyciekawy portret znakomitej artystki. Portret niepełny, bo pokazujący wycinek życia, ale rzeczowy i wciągający, co staje się wyznacznikiem reportaży Kuźniak (kilka jej świetnych reportaży można było przeczytać m.in. w Gazecie Wyborczej). Dla uzupełnienia na końcu książki zamieszczono dokładne kalendarium życia Marleny i obszerną bibliografię. Lektura zachęciła mnie do przeczytania wspomnień jej córki - okazuje się bowiem, że rola matki nie należała do najbardziej udanych w dorobku Dietrich.
Angelika Kuźniak, "Marlene", Wydawnictwo Czarne, 2009
Penie dlatego, że perfekcjonistki rzadko bywają dobrymi matkami...
OdpowiedzUsuńCiekawa recenzja.
Pozdrawiam
Hm, na pewno perfekcjonista potrafi uprzykrzyć życie najbliższym. W przypadku Dietrich relacje z córką były chłodne raczej z tego względu, że macierzyństwo nie było dla niej ważne. Jak przeczytam, napiszę;)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa;)
Pozdrowienia
Zaciekawiłaś bardzo, tym co napisałaś. Ostatnio gdzieś już słyszałam o występach Dietrich w Polsce - ciekawy zbieg okoliczności dla mnie, że właśnie teraz ten tytuł przybliżasz, bo miałam poszukać informacji o niej i jej koncertach :)
OdpowiedzUsuńTo musi być przeznaczenie;))))
OdpowiedzUsuńA na serio - książka warta grzechu;)
Los Marleny jest dowodem na to, jak niejednoznacznym narodem są Niemcy. Mam na myśli to, że nawet po wojnie, po której winni byli się ukorzyć, czuli do niej niechęć. A przecież to Oni powinni czuć się winni, tymczasem nigdy nie ponieśli prawdziwej-zasłużonej kary za to, co zgotowali światu.
OdpowiedzUsuńMoże jestem "nieobiektywna", ale tak właśnie widzę problem* współczesnych Niemiec.
Pozdrawiam serdecznie i chciałabym jeszcze poinformować, że przywróciłam jednak komentowanie, gdyż rozkosznie upierdliwe e-maile czytelników nie dały mi żyć :)
Mnie się wydaje, że osoby takie jak Dietrich były dla wielu Niemców przypomnieniem i "wypomnieniem", że można było podczas wojny zachować się inaczej. To nie jest problem tylko tego narodu, ale wszystkich, którzy kiedyś zachowali się niewłaściwie, a później muszą stanąć twarzą twarz z ofiarami itp. Atak jest w końcu formą obrony. Poza tym łatwiej było potępiać nazizm przebywając za granicą niż w kraju, nie wyobrażam sobie, jak radzili sobie ci Niemcy, którzy nie dali się porwać polityce Hitlera, jaki procent tych ludzi pozostał przy życiu. O tym też trzeba pamiętać.
OdpowiedzUsuńAbstrahując od Marleny D., która irracjonalnie zawsze wydawała mi się osobą lodowato zimną, ten chłód odczuwam prawie fizycznie, zastanawiam się, ile ważą książki, które do mnie należą? :)
OdpowiedzUsuńPodobnie jak np. Greta Garbo Dietrich reprezentowała typ tzw. zimnej blondynki. Z takimi rysami i makijażem to nie dziwi;) A przecież i tak obie działały hipnotyzująco na widzów;)
OdpowiedzUsuńTakże się zastanawiałam nad wagą;) Do 25 t na szczęście mi daleko;))))
Kiedys czytałam biografie marleny i zrobila na mnie spore wrażenie. Wspomnienia corki, na pewno beda najbardziej negatywną jej biografia bo panie niezbyt się kochały. A przez to moga byc i ciekawe ;)Czy one w ogóle zostaly wydane po polsku?
OdpowiedzUsuńRaczej nie zostały wydane w PL. Ale od czego znajomość języków obcych?:)))
OdpowiedzUsuńCzytałam Twoją notkę o biografii MD, jeśli znajdę w bibliotece, na pewno przeczytam. Z Gretą Garbo też chętnie się bliżej zapoznam;)
i tutaj tez pozwole sie sobie wlaczyc do interesujacej dyskusji. mnie zainteresowal ostatni "dokumentaz" dietrich, kt udalo sie zrobic bodajze szwajcarowi. po tym filmie popedzilam do biblioteki i pozyczylam biografie pióra jej córki, marii rivy.
OdpowiedzUsuńlodowaty to abyt lagodne okreslenie - marlena byla jak solidnie naoliwiona niemiecka maszyna! czlowiek-nie-czlowiek, niezwykle zdolna i zdyscyplinowana panienka z dobrego domu, narcyz i zimna kochanka chodzaca do lózka z facetami z czystego wyrachowania (bo seksulnie nic z tego nie miala). lista kochanków imponujaca - a jeszcze bardziej imponujaca lista krawców i szewców. sama stworzyla swój image, chrakteryzacje i stroje - i w tym byla genialna. natomiast prywatnie to kobieta potwór
uwazam, ze córka starala sie pisac o niej dobrze. opisywala inteligencje, odwage (i te na wojnie, i cywilna), determinacje, pracowitosc, zdolnosci i bismarckowski charakter. wszystko to zlozylo sie na kariere - a dietrich utrzymywala zawsze pare osób i musiala dobrze zarabiac. na pewno imponuje, poniewaz nie stala sie zabawka w rekach producentów czy rezyserów. zdawala sobie doskonale sprawe ze swoich braków (np.obwisly biust, kt tuszowala silikonem nawet w sypialni i "chwilach namietnosci"). z jednej strony wiedziala czego chce, a z drugiej w zyciu osobistym poniosla fiasko. to byla osoba mocno popaprana wewnetrznie, narcystyczna i niepotrafiaca nawiazywac trwalych zwiazków. b ciekawa osobowosc, lecz zdecydowanie wole ja na odleglosc!
Czuję się coraz bardziej zmotywowana, żeby do biografii pióra Rivy dotrzeć;)
OdpowiedzUsuńDla mnie MD to mistrzyni PR, wyprzedziła swoje czasy;) Pamiętam z innego źródła, że zgłosiła się na casting, chętnych było od groma, a ona stojąc w tej kolejce obojętnie, acz zmysłowo paliła papierosa, a na ręce trzymała jakiegoś rasowego pieska. Naturalnie tak upozowana zwracała na siebie uwagę i wygrała;) Brawa dla tej pani;)
Poza tym może w pewnym stopniu dzięki niej możemy dzisiaj bezkarnie nosić spodnie, przed wojną w Paryżu została zatrzymana przez policjanta z tego powodu. Aż trudno w to uwierzyć;)
tak, wyczucie stylu miala nienaganne! byla niezmiernie elegancka kobieta i umiala podkreslac atuty swojej uroda. czego nie mozna powiedziec o wielu kobietach w róznych wieku, kt jej sladem maluja sobie koliste luki brwiowe...
OdpowiedzUsuńO tak, czasem widuje młode osoby z wyskubanymi brwiami i dorysowanymi nieco wyżej, co nadaje twarzy wyraz wiecznego zdziwienia;)
OdpowiedzUsuńMnie podobało się szczególnie naśladownictwo ze strony Madonny w teledysku 'Vogue'. Do złudzenia przypomina Dietrich w niektórych ujęciach.