Nieczęsto sięgam po powieści francuskie, jednak ostatnio tak się złożyło, że ich twórcy – Eribon, Louis, Ernaux, Lafon – skupiali się na klasowości oraz na awansie społecznym. Co interesujące, u wszystkich daje się wyczuć pewien rodzaj zakłopotania, świadomość nieprzystawania. Podobnie jest u Marie NDiaye, której bohaterka mimo niskiego pochodzenia również zdołała się wybić.
Mecenas Susane z Rudim połączyło to (co ona rozumiała, a on nie), ze środowiska, z których pochodzili, nie przygotowały ich na taką karierę, na taki sukces ani na pracę z młodymi ludźmi w rodzaju tych, jakich kancelaria zatrudniła w tym samym czasie: wywodzących się z zamożnych rodzin z centrum miasta albo z rodowych winnic. [s. 93]