Była to najgorsza z epok, była to najgorsza z epok. Znowu. Rzecz w tym, że tak się mają rzeczy. Następuje ich rozpad, zawsze tak było i będzie, to leży w ich naturze. [s. 11]
Jesień Ali Smith to wielowymiarowa powieść o schyłku życia – tym obserwowanym w przyrodzie, ale i tym rozumianym metaforycznie. Oprócz astronomicznej jesieni obserwujemy ostatnie dni pewnego stulatka oraz agonię Wielkiej Brytanii w Unii, bohaterki mówią o zanikaniu wartości i końcu mniej bezwzględnych, bardziej miłosiernych czasów [s. 295].
Odchodzenie i przemijanie to zdecydowanie motywy przewodnie książki, na szczęście autorka nie uderza w tak ponure jak Charles Dickens w Opowieści o dwóch miastach, z której zapożyczyła pierwsze zdanie. Ali Smith co rusz daje znać, że rozpad jest nieuniknioną częścią procesu, taka jest kolej rzeczy. Nie bez powodu Elizabeth podczytuje Przemiany Owidiusza, choć bez wątpienia o wiele bardziej symboliczną lekturą w jej przypadku pozostaje szekspirowska Burza – rzecz o sile wyobraźni i stwarzaniu nowych światów.
I kiedy stary przyjaciel tłumaczy nastolatce, że w tej grze chodzi właśnie o to, żeby się bawić starymi opowieściami, o których się sądzi, że mają niezmienną formę, żeby mieszać składniki, robić z nich kogel-mogel [s. 139], nie ma pojęcia, że dziewczynka pilnie odrobi lekcję i w dorosłym życiu będzie miała odwagę kwestionować utarte opinie, szukać nowych ścieżek, interpretacji. Bo Jesień opowiada również o indywidualnym postrzeganiu świata, a jeszcze bardziej o wolności i gotowości do takiego postrzegania.
Czytałam tę powieść niedawno po raz drugi i zapewne nie ostatni, jako że kluczy do odczytania jest kilka. Można pójść tropem miłości, sztuki, historii, znaczący wydaje się także wątek starych, niechcianych przedmiotów. Po raz kolejny Ali Smith dowiodła swojej klasy, choć zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim przypadnie do gustu jej kolażowe pisarstwo.
Nozdrza wychwytują w powietrzu
dymną nutę. Dusze wyszły z ukrycia i grasują. Są jednak róże, jeszcze są róże.
W tej wilgoci i chłodzie, na krzewie, który wygląda na uschnięty, rozwinięta
róża, jeszcze.
________________________________________________________
Lubię czytać i coraz częściej sobie uświadamiam, że coraz mniej czytać mi sie chce. Jednak dzięki takim artykułom jak ten, wracam znów do książek...
OdpowiedzUsuńKsiążki zawsze warto czytać. A Jesień na pewno na lekturę zasługuje.
UsuńCzytałaś wszystkie części? :) To raczej nietypowe, że część pierwsza cyklu dotyczy jesieni, a ostatnia lata. Zwykle jesień bądź zima są na końcu. Tak jest na przykład w cyklu napisanym przez Annę Kańtoch. Część pierwsza to „Wiosna zaginionych”, a ostatnia – „Jesień zapomnianych”.
OdpowiedzUsuńNietypowe? A "Chłopi"?
UsuńTak, masz rację! „Chłopi” zaczynają się od września, a kończą w lipcu. Zapomniałam o tej książce, choć była moją lekturą szkolną i bardzo ją lubiłam. :)
Usuń@ Agnieszka
UsuńCzytałam tylko Jesień i Zimę. Ta druga wydała mi się kapkę odjechana i muszę ją jeszcze raz przeczytać.;)
Z Kantoch to ciekawa sprawa, przez jakiś czas liczyłam na czwartą część.;)
Knausgard też zaczął od jesieni.;)
UsuńCiekawa jestem czy w tym roku w jesień uda mi się przeczytać tę książkę. Bardzo chciałabym już poznać bliżej Ali Smith, a z drugiej strony chcę zacząć od „Jesieni", a akurat o tej porze roku mam zwykle najbardziej napięty grafik. :D
OdpowiedzUsuńMyślę, że ten cykl można czytać o dowolnej porze roku i w dowolnej kolejności.;) Są jeszcze dwie wcześniejsze książki Smith wydane po polsku, również warte uwagi.
UsuńAch, przypomniałaś mi o tym cyklu, na który swego czasu ostrzyłem sobie zęby. Wydanie polskie jest tak ładne, że będę musiał zapolować na cały komplet ;)
OdpowiedzUsuńZgadzam się, polskie wydanie jest bardzo gustowne. Dobrze współgra z treścią. Do lektury oczywiście zachęcam.
UsuńMi sie róża od razu kojarzy z Szekspirem ;). No jak tam jest intertekstualność, to muszę zajrzeć ;)
OdpowiedzUsuńJak najbardziej z Szekspirem.;) Intertekstualność jest, feminizm również, więc zachęcam.
Usuń