środa, 30 grudnia 2020

Złuda

Złuda ukazała się po raz pierwszy w Hiszpanii w 1944 r., więc zakładam, że portretując Barcelonę z początku lat czterdziestych ubiegłego wieku, autorka opisywała znane sobie realia. Oglądamy zatem Hiszpanię krótko po zakończeniu wojny domowej, czego domyślać można się z półsłówek o zburzonych kościołach czy pobytach w więzieniu. Samej polityki w powieści nie ma, doskonale za to widać jej skutki w ludziach: wypalonych, straumatyzowanych, żyjących z dnia na dzień. 

 

piątek, 25 grudnia 2020

Boże Narodzenie po hiszpańsku

Antonia przyszła nakryć do stołu. Na środku, niby bukiet kwiatów, postawiła wielką paterę z tortem migdałowym. Ciotka Angustias oświadczyła, że nie przyjdzie do stołu. Zasiedliśmy więc: babcia, Gloria, Juan, Roman i ja, do tego dziwnego obiadu gwiazdkowego, dokoła wielkiego stołu przykrytego wystrzępionym obrusem w kratę. Juan z zadowoleniem zacierał ręce. 

  – Cieszmy się i radujmy!  powiedział, odkorkowując butelkę. 

Juan był tego dnia niezwykle ożywiony. Gloria, zamiast chleba, zagryzała kawałkiem tortu wszystko, począwszy od zupy. Babcia śmiała się i trzęsła głową, podniecona kieliszkiem wina.

  – Nie ma indyka ani kury, ale dobry królik to najlepsza potrawa  oświadczył Juan. 

Tylko Roman, jak zawsze, wydawał się obojętny i daleki. Krajał także kawałki tortu i rzucał je psu. Ktoś mógłby nas wziąć w tej chwili za zwykłą, spokojną i szczęśliwą rodzinę, która swoje ubóstwo znosi po prostu, nie pragnąc niczego więcej. 

Carmen Laforet, Złuda, przeł. Kalina Wojciechowska, Warszawa 2007, s. 70-71

ciasto migdałowe (źródło zdjęcia)

wtorek, 22 grudnia 2020

Piękno, prawda, dobro

Piękno? Prawda? Dobro? Bez miłości karlały, stając się własnym przeciwieństwem, rozkłączającym się w ciemną ziemię. [s. 79]

Rzeczywiście, u Ignacego Karpowicza trzy wymienione cnoty bez miłości wydają się co najmniej niepełne, życie jakby traci smak. Anna stwierdzi, że nasza piękność rozsiała się po tej drodze jak żwir [s. 87] i że z niekochania ktoś może rozpaść się na kawałeczki, aż zostanie z niego żwir, po którym wszyscy depczą. W powieści pojawi się jeszcze kilka razy: sypnie w twarze gości siedzących na hotelowej werandzie, gdzie indziej mowa będzie o polu rodzącym wyłącznie kamienie na żwirze. To zaledwie jeden z kilku symboli łączących poszczególne części Miłości.

wtorek, 15 grudnia 2020

Dla moli książkowych

Jeszcze kilka lat temu narzekałam, że mało mamy rodzimych przedmiotów stworzonych z myślą o wielbicielach literatury i nadających się na prezent. Na szczęście wiele się zmieniło i od tamtej pory kubki, torby i koszulki z tematycznymi nadrukami można znaleźć już w wielu sklepach internetowych. Pojawiają się też bardziej wyszukane gadżety, sama niektóre chętnie bym przygarnęła.;)

środa, 9 grudnia 2020

Miriam

Tom Miriam zawiera cztery opowiadania Trumana Capote, z których co najmniej dwa, tytułowe oraz Drzewo nocy śmiało można umieszczać w antologiach z gatunku niesamowitych. Wszystkie osadzone są w rzeczywistości , która w pewnym momencie zaczyna jednak niepokoić, a nawet nieco przerażać. Autor kapitalnie buduje napięcie, bez efektów specjalnych, przeciwnie, bazuje na niuansach. Wystarczy kilka nietypowych skojarzeń, żeby wzmóc czujność czytelnika.

niedziela, 6 grudnia 2020

Święty Mikołaj

Było to na początku grudnia. Wyszła w niedzielę po południu z zamiarem wybrania się do kina i jakimś sposobem, sama nie wiedząc, jak i kiedy, znalazła się na Madison Avenue, o dwie przecznice od jego domu. Dzień był chłodny, o wysrebrzonym niebie i wietrze ostrym i zapierającym dech jak woń czeremchy. Na wystawach, pośród zasp cekinowego śniegu, połyskiwały sople anielskich włosów - ku utrapieniu Sylwii, która nie znosiła świąt, owych dni, kiedy człowiek jest najbardziej samotny. Za którąś witryną naturalnej wielkości mechaniczny święty Mikołaj klepał się po brzuchu i kołysał w przód i w tył w paroksyzmie elektrycznej radości. Na ten widok Sylwia zamarła; przez grube szkło słyszała jego donośny, piskliwy śmiech. Im dłużej mu się przyglądała, tym bardziej wydawała jej się wcieleniem zła, aż wreszcie z dreszczem się odwróciła i skręciła w ulicę, na której mieszkał pan Revercomb.

 Truman Capote, Pan Bida, w: Miriam, przeł. Krzysztof Zarzecki, Książka i Wiedza, Warszawa 1979


środa, 2 grudnia 2020

O tym się (nie) mówi

Na początek ponarzekam. Najbliższy oryginałowi tytuł (Notes to Self) książki Emilie Pine brzmiałby jak tytuł ostatniego rozdziału tj. Notatki dla samej siebie. Polskie O tym się nie mówi jest pewnym przekłamaniem: można pomyśleć, że o bezpłodności, bulimii, seksizmie na ogół się milczy. Błędem jest również wmawianie czytelnikom, że indywidualne przeżycia autorki dotyczą wszystkich kobiet. Na pewno nie – rzadko zdarza się, by jedna osoba doświadczyła tylu poważnych problemów.

czwartek, 26 listopada 2020

Bębny nocy

Josip Gubernik przybył do Sarajewa z Wiednia w czerwcu 1914 roku, żeby zbadać zasięg występowania rzadkiej odmiany klonu. Nie miał żadnych ambicji literackich, jednak już w pociągu zaczął zapisywać wrażenia z podróży. Opublikowane po latach jako Dzienniki sarajewskich nocy doczekały się dwóch wydań, za każdym razem w burzliwych czasach. Dzieło legendarne, sam autor uchodzi za jednego z najznakomitszych pamiętnikarzy w historii literatury jugosłowiańskiej. Szkopuł w tym, że Gubernik nie istniał.

piątek, 20 listopada 2020

O sztuce robienia milanesas

Milanesas to bardzo popularne danie w Argentynie przyrządzane najczęściej z wołowiny, rzadziej z wieprzowiny czy drobiu. Nazwa wywodzi się od włoskiego cotoletta alla milanese czyli kotleta po mediolańsku. Potrawa przypomina wiedeński sznycel, albo po prostu polski schaboszczak.;) Do Ameryki Południowej zawędrował wraz z imigrantami w drugiej połowie XIX w. Główny bohater Kamczatki Marcelo Figuerasa uwielbia je.


sobota, 14 listopada 2020

Kamczatka

Przez wiele lat, w czasie gdy mieszkałem na Kamczatce i zajmowałem się dzikimi niedźwiedziami, myślałem, że tamtą zimę siedemdziesiątego szóstego roku przeżyłem z zawiązanymi oczyma. [s. 108]

Kamczatka Marcelo Figuerasa to zdecydowanie najlepsza powieść o dzieciństwie, jaką czytałam w ciągu ostatnich lat: wzruszająca, ciepła i miejscami zabawna, choć opowiada o wydarzeniach co najmniej bolesnych. Rzecz dzieje się bowiem w Argentynie w okresie przewrotu wojskowego w 1976 r. – rodzice głównego bohatera postanawiają opuścić stolicę, by zaszyć się na prowincji i mimo niesprzyjających okoliczności wieść w miarę normalne życie.

niedziela, 8 listopada 2020

Porzucone dusze

Po przeczytaniu Kolekcjonera porzuconych dusz mam wrażenie, że ledwie co wróciłam z Brazylii. Że widziałam kopalnię złota na brzegu Jumy, dom starców w Rio i fawelę w północnej części Sao Paulo. Ba! Byłam nawet w Śródziemiu, gdzie na skraju dżungli mieszka społeczność skazana na wyginięcie. Eliane Brum pisze w tak obrazowy sposób, że wszystko można usłyszeć i poczuć. Jest dosłownie i w przenośni tak blisko swoich bohaterów, że nawet dla czytelnika są na wyciągnięcie ręki: Wariat z targu zwierząt hodowlanych, zbieracz rupieci czy niewidomy Clodair wykrzykujący reklamy na ruchliwym skrzyżowaniu.

poniedziałek, 2 listopada 2020

Martwa Pasieka

Jak czytać utwór, którego fabuła według samego autora jest absurdalna i nie ma wielkiego sensu? Jarosław Iwaszkiewicz we wstępie stwierdza, że jego Martwa Pasieka ma formę muzyczną i na nią należy zwrócić uwagę. Nie mam niestety słuchu muzycznego i nie dostrzegłam owej formy, podobnie jak nie dostrzegłam specjalnej pozycji każdego słowa czy zdania. Pan pisarz musi wybaczyć – skupiłam się na treści. 

wtorek, 27 października 2020

Paternoster

Antjie Krog

Stanęłam na gigantycznej skale w Paternoster
morze wywija w powietrzu zakrętasy
zielonkawe spienione
nieustraszona wyglądam każdego sakramenckiego grzywacza
wpatruję się w jego trzewia zanim się załamie
skała dygocze pod moimi podeszwami
mięśnie ud się napinają
miednica wyrzuca z siebie wyuczony stateczny trzask
cholera to ja jestem skałą głazem wydmą
moje cycki czysto śpiewają miedzianym sercem dzwonu
moje dłonie pochwytują Zatokę Morderców i Zatokę Mord
ramiona rozwierają się ekstatycznie nad głową:
jestem
jestem
panie ty słyszysz
jestem kobietą wolną
jak cholera

przeł. Jerzy Koch

(Ciało ograbione, Wyd. Literackie, Kraków 2017)

 


 

 

wtorek, 20 października 2020

Stare grzechy

Wiele sobie obiecywałam po książce Ireny Wiszniewskiej, jako że relacje o bliskich prześladujących Żydów podczas wojny to jednak rzadkość. Już wstęp uświadomił mi moją naiwność – mało kto chce chyba rozmawiać o czynach przodków, za które co prawda nie ponosi odpowiedzialności, ale za które się wstydzi. Zwłaszcza jeśli chodzi o przewinienia tak poważne jak donoszenie na gestapo czy morderstwo. Nie dziwi zatem, że autorka długo szukała rozmówców skłonnych naruszyć rodzinne tabu, niemniej po dwóch latach wreszcie się udało znaleźć sześć osób spełniających wymagania. 


środa, 14 października 2020

Lukrowana ośmiornica

Na tegorocznym przeglądzie MDAG prezentowano m.in. film Truman Capote. Wysłuchane modlitwy. Twórcy zmontowali niepublikowane wcześniej fragmenty nagrań radiowych, telewizyjnych oraz prywatnych, w wyniku czego powstała wielce interesująca opowieść o pisarzu-celebrycie. Za życia Capote’a nie używano jeszcze słowa „celebryta”, niemniej Truman na takie określenie zasługiwał jak mało kto: bywalec nowojorskich salonów, sybaryta, osoba lubiąca być w centrum uwagi. I plotkarz.

wtorek, 6 października 2020

Te omylne uczucia

Kingsley Amis zawsze miał dobrą rękę do tworzenia wyrazistych protagonistów i nie inaczej jest w przypadku Johna Lewisa z Tych omylnych uczuć. Mężczyzna ma na utrzymaniu żonę i dwójkę małych dzieci, tymczasem jako młodszy bibliotekarz zarabia mało i na dodatek jest potwornie znudzony pracą w walijskim miasteczku. Być może między innymi dlatego bywa wobec innych impertynencki, choć trzeba przyznać, że nawet jego kąśliwe, wycyzelowane zdania świadczą o błyskotliwości, która to błyskotliwość nie przeszkadza mu jednak wpadać w tarapaty.

sobota, 3 października 2020

Samotnicy

Niedawno w krótkim odstępie czasu zdarzyło mi się przeczytać dwie powieści Roya Jacobsona, wydane kilkanaście lat temu. Obie solidnie skrojone, z gatunku tych, które nie obrażają inteligencji czytelnika. Może nie arcydzieła, ale z pewnością godne uwagi. Co przypomina, że Świat Literacki zawsze miał nosa do dobrej prozy – nigdy nie trafiłam na kiepską pozycję w ich ofercie.

 

poniedziałek, 28 września 2020

Kentuki

Kentuki wyglądają niewinnie, niektóre przypominają pluszową pandę czy królika, zdarzają się też miniaturowe kruki albo smoki. Pojawiają się w domach na całym świecie: od Meksyku po Hongkong. Zabawka może dawać dużo frajdy, bo dzięki oprogramowaniu i kamerze porusza się i komunikuje. W istocie kryje się za nią anonimowa osoba, losowo przyporządkowana drugiemu nabywcy, z którym zaczynają stanowić parę „pana/pani” i „maskotki”.

czwartek, 24 września 2020

Suszone gruszki

 Kazimierz Wierzyński

Matka suszyła na zimę gruszki,
Przyłóż ten zapach do ust, do poduszki,
Spokojne sny się lęgły w jej ręku,
Nocą świeciły szyby w kredensie,
Gwiazdy mrugały rzęsa po rzęsie,
Dom cały pachniał po ciemku.

piątek, 18 września 2020

Kochany diable

– Kochany diable – krzyczę – pomóż mi, na litość boską! [s. 26] 

Na okładce Szkoły klasztornej wydawca straszy ponurą historią o opresyjnej instytucji dążącej do wytępienia indywidualności przy pomocy totalnej kontroli oraz surowych kar, jakby to miał być co najmniej orwellowski 1984 przeniesiony w scenerię katolickiego internatu. Absolutnie tak nie jest, co wyraźnie daje się wyczuć od pierwszych stron, bowiem na relację narratorki składają się głównie cytaty z lekcji, podręczników i religijnych pisemek, w ujęciu Barbary Frischmuth brzmiące ironicznie, a niekiedy nawet komicznie.

Powinnyśmy się cieszyć, że jesteśmy w takich dobrych rękach. Tu wyprowadzą nas na ludzi. Gdy kiedyś stąd odejdziemy, wszystkie drzwi będą stać przed nami otworem i wszędzie będziemy mile widziane. Szkoła cieszy się najlepszą opinią, a naszym pierwszym obowiązkiem jest jej nie zszargać. Nie wolno nam tego robić, bo i nas otoczono tu opieką. Zadbano o nasze ciała, nasze umysły, a nade wszystko o nasze dusze. jesteśmy winne wdzięczność, tak za dobroć, jak i za surowość, gdyż to, czego tu doświadczamy, przeżyły już niezliczone pokolenia przed nami, i ostatecznie wszystkim to wyszło na dobre. [s. 51] 

Nauki wpajane wychowankom skupiają się na pobożności, czystości, służbie Bogu i naturalnie mężczyźnie, jako że przygotowują również do roli żony i matki. Długi wykaz odmawianych modlitw, lekcja przyzwoitości czy opis systemu kar nie pozostawiają wątpliwości, że wszelki nadmiar może odbić się czkawką. I tak jest w przypadku głównej bohaterki, która mniej lub bardziej jawnie buntuje się przeciwko klasztornemu porządkowi: a to wymyśla z koleżanką historyjki, a to zabawia się niecnie w Kleopatrę i Antoniusza, kiedy indziej zaś szuka nieprzyzwoitych fragmentów w Biblii. Szkoły klasztornej doprawdy nie należy się bać, miejscami jest zabawna. 

W powieści Austriaczki warto pogrzebać, zajrzeć pod powierzchnię tekstu, bo to tylko pozornie prosta opowiastka. Na pospieszną lekturę nie pozwala zresztą sposób narracji – rozdziały stanowią luźny zbiór, zmienia się ich styl (od modlitwy przez kazanie po list), niektóre początkowo zaskakują tematem (np. patrzenie). Całość wybrzmiewa szczególnie diabolicznie (sic) teraz, kiedy od polskich funkcjonariuszy kościoła można usłyszeć niejedną „rewelację” mającą na celu rzekomą troskę o kobiety. Gwoli informacji: książka po raz pierwszy ukazała się ponad pół wieku temu.

_______________________________________________________________________ 

Barbara Frischmuth, Szkoła klasztorna, tłum. Eliza Borg, Wyd. Od Do, Łódź, 2018 

 

 

niedziela, 13 września 2020

Kuchnia amerykańska à la Karolina Waclawiak

Czasem ci mężczyźni przynosili nam jedzenie i wtedy przez jakiś czas miałyśmy to jeść. Ale zdarzało się, że nie było jej przez kilka dni i wtedy musiałyśmy przetrząsać dom w poszukiwaniu drobniaków albo tych zwitków pieniędzy, które dawali jej tamci mężczyźni, kiedy myśleli, że nie patrzymy. Brałyśmy je, bo wiedziałyśmy, że ona zawsze dostanie więcej, i biegłyśmy do sklepu po zapas gotowych obiadów, zestawów śniadaniowych z uśmiechniętymi rodzicami na opakowaniu i mrożonych smakołyków, których nie zostawiałyśmy na deser. Kiedy była w domu, robiła ucztę ze wszystkiego, co tylko miała. Sprawiała, że posiłki wydawały się wyszukane i wyjątkowe. Pewnego razu wróciła do domu z arbuzem i wykrzyknęła, że jest za gorąco na cokolwiek innego. Zanurzyła w nim wykrawacz i zrobiła całą górę lepkich czerwonych kulek. Wycięła też gwiazdki i ułożyła na szczycie przepełnionego talerza. Powiedziała, że możemy zjeść wszystko i że najemy się do syta. Potem data każdej z nas kostkę arbuza obsypaną solą i kazała udawać, że to danie główne. Reszta miała być deserem. Sok ciekł nam po podbródkach i jadłyśmy, aż od całej tej słodyczy nas mdliło i bulgotało nam w żołądkach. Powiedziała, że niektórzy ludzie nigdy nie mieli okazji spróbować arbuza, a my zjadłyśmy całego.

Karolina Waclawiak, Najeźdźcy, tłum. Joanna Dżdża, Wyd. Relacja, Warszawa 2019, s. 72

 


Upały się skończyły i samym arbuzem trudno byłoby się najeść, ale już koktajl zrobiony na bazie arbuza w połączeniu na przykład z bananem to już inna sprawa.;) Potrzebne nam będą:

- banan

- arbuz

- cynamon i/lub ciemne kakao

- listki świeżej mięty

- jogurt naturalny

Składniki dobrane według indywidualnych preferencji i proporcji miksujemy. Można dodać jabłko, siemię lniane i co tylko lubicie, z lodami i bitą śmietaną włącznie.;)