Tom Miriam zawiera cztery opowiadania Trumana Capote, z których co najmniej dwa, tytułowe oraz Drzewo nocy śmiało można umieszczać w antologiach z gatunku niesamowitych. Wszystkie osadzone są w rzeczywistości , która w pewnym momencie zaczyna jednak niepokoić, a nawet nieco przerażać. Autor kapitalnie buduje napięcie, bez efektów specjalnych, przeciwnie, bazuje na niuansach. Wystarczy kilka nietypowych skojarzeń, żeby wzmóc czujność czytelnika.
Spośród czterech historii najbardziej podobały mi się Dzieci w dniu ich urodzin, rzecz o pannie Bobbit spędzającej wakacje w małym miasteczku. Główna bohaterka ma zaledwie 10 lat, tymczasem ma wdzięk i styl dorosłej elegantki, jeszcze więcej tupetu i fantazji. Jest tyleż osobliwa, co irytująca. I choć od pierwszego zdania wiemy, że smarkula zginie pod kołami autobusu, z przyjemnością i zaciekawieniem śledzimy jej poczynania, nie dowierzając w tragiczny koniec – ta zabawna opowiastka nie może przecież skończyć się źle.;( Wyobrażam sobie, że Capote miał dużo frajdy tworząc postać Lily, ponoć prototyp Holly Golightly ze Śniadania u Tiffany’ego.
W każdym z czterech opowiadań uderza lekkość w kreowaniu scenerii i bohaterów; fabuła wydaje się sprawą drugorzędną. Autor wspaniale gra światłem oraz kolorem, w jego prozie sporo jest krystalicznego blasku. Znakomicie radzi sobie z kobiecymi postaciami, męskie stanowią jedynie tło – wyraziste, ale zaledwie tło. Dla tych wszystkich smaczków powrócę jeszcze nie raz do Miriam, bo pośród jedwabistych metafor z pewnością coś mogło mi umknąć.
______________________________________________________________________
Truman Capote, Miriam, przeł. Krzysztof Zarzecki, Książka i Wiedza, Warszawa 1979
Nie znam tych opowiadań, ale jeśli polecasz, to się zapoznam, aczkolwiek ja jestem tą dziwną osobą, której jakoś kompletnie nie urzekło "Śniadanie u Tiffany'ego", więc jeśli są podobne, to pewnie jednak nie będzie to mój klimat. Za to zawsze zachwycona jestem "Z zimną krwią".
OdpowiedzUsuńNie na temat, ale wszystkiego dobrego na Święta, jeśli obchodzisz, a jeśli nie, to po prostu udanego kolejnego ro
Są inne niż "Śniadanie..", bo mają posmak niesamowitości, lekkiej grozy. Nie przepadam za takimi klimatami, ale w tym przypadku podobało mi się - jestem urzeczona.;)
UsuńDziękuję, Tobie również życzę wszystkiego dobrego w Nowym Roku.
Ja znajomość z Capote'm planuję zacząć od powieści, ale później pewnie trafią się jakieś opowiadania. No i na półce cały czas czeka na mnie "The Duke in His Domain" :)
OdpowiedzUsuńPozostaje mi czekać na zapis Twoich wrażeń.;) Mam nadzieję, że Duke.. jest w Muzyce dla kameleonów, tam są podobne teksty.
UsuńJa właśnie także podobnie jak DobraFanfikcja nie poznałam się na Śniadaniu u Tiffanego. Może dlatego, że słuchałam w postaci audiobooka w czasach, kiedy coraz gorzej czytało mi się uszami. Słuchałam trzykrotnie, aby docenić i nic ... Może trzeba w końcu przeczytać oczami.
OdpowiedzUsuńKiedy czytałam "Śniadanie...", a było to po kilkukrotnym obejrzeniu ekranizacji, sama byłam zaskoczona, że książka nie ma tyle wdzięku co film.;( Co nie znaczy, że jest gorsza, bo niestety filmowcy rozłożyli akcenty inaczej niż Capote. Kiedyś o tym nawet dyskutowaliśmy.
UsuńTak czy owak, zachęcam do czytania Trumana, czegokolwiek.;)