O wpół do ósmej wieczorem stoi w kuchni i gotuje, w podkoszulku i dżinsach, a dla lirycznego efektu także w kwiecistym fartuchu prawdziwej gospodyni, spocona i zaaferowana kucharka. Patelnie i garnki tańczą, perkoczą na gazie, opary kłębią się pod sufitem, gęstnieją, tworząc obłoki zapachów, i Ora nagle nabiera przekona, że wszystko pomyślnie się zakończy.
Jak przystało wobec takiego przeciwnika, rzuca do boju zwycięskie dania: paski kurczaka i warzywa po chińsku według przepisu Arieli, doprawiony rodzynkami i orzeszkami piniowymi perski ryż teściowej Arieli, słodkie bakłażany z czosnkiem i sosem pomidorowym swojej matki, udoskonalone przez nią samą, tartę grzybową i cebulową, a gdyby miała w domu normalny piekarnik, zdążyłaby upiec jedną tartę więcej, ale co tam, Ofer i tak będzie oblizywać palce. Porusza się między kuchenką a piekarnikiem z nieoczekiwaną radością po raz pierwszy, odkąd Ilan odszedł, odkąd zamknęli dom w Ejn Kerem i rozjechali się do dwóch oddzielnych, wynajętych domów, znowu czuje sympatię i przynależność w stosunku do jakiejś kuchni, do idei kuchni, a w szczególności do tej niezbyt czystej i staroświeckiej, która przybliżała się teraz do niej z wahaniem, lękliwie, muskając ją wilgotnymi nozdrzami chochli i łyżek. Na stole stoją salaterki przykryte cieniutką folią, w nich sałatka z bakłażanów, surówka z kapusty i wielka, kolorowa sałatka warzywna – przemyciła do niej także plasterki jabłka i mango, zobaczymy, czy to odkryje – i jeszcze misa z jej własną wersją sałatki tabule, za którą Ofer mógłby zginąć to znaczy uwielbia ją nad życie, poprawia się natychmiast na potrzeby własnego protokołu.
Nadchodzi wreszcie moment, kiedy wszystko jest wprawione w ruch, gotuje się, piecze w piekarniku, bulgocze w rondlu i chwilowo dania jej nie potrzebują, ale ona wciąż ma potrzebę ugotowania czegoś jeszcze, przecież Ofer przyjedzie na przepustkę i będzie chciał świeżego jedzenia. Jej palce śmigają niespokojnie w powietrzu. Gdzie to ja byłam? Chwyta nóż i kilka jarzyn, które przetrwały ofensywę, i zaczyna kroić, nucąc szybko „Czołgiści jechali ze zgrzytem gąsienic, cali w kolorach ziemi”, po czym nagle urywa. Z jakiego zakamarka pamięci spadła na nią akurat ta piosenka? Może jeszcze stek, tak jak on lubi, w czerwonym winie, na wypadek gdyby zwolnili go już dziś wieczorem? […]
Dawid Grosman „Tam, gdzie kończy się kraj”, Świat Książki, Warszawa 2013 s. 121-122
Tarta z grzybami może być idealna na jesienny wieczór. Świeże podgrzybki są jeszcze wciąż dostępne, a nawet gdyby ich brakło, można wykorzystać suszone lub mrożone. W ostateczności można skusić się na pieczarki.
Prosta tarta z grzybami
Kruche ciasto: 250 g mąki pszennej, 150 g masła, 1 jajko, pół łyżeczki soli, pół łyżeczki sody, 2 łyżki kwaśnej śmietany
Zagnieść szybko wszystkie składniki tak, aby nie dopuścić do zbytniego rozpuszczenia się masła. Formować kulę lub okrągły placek, owinąć folią spożywczą i schładza przez min. 30 minut.
Farsz: po 30 dag podgrzybków i kurek (można wybrać tylko jeden gatunek grzybów), 1 cebula, 1 jajko
200 ml śmietany, 2 łyżki masła, sól, biały pieprz, tymianek
Przygotowanie: Pokrojoną w piórka cebulę podsmażyć na maśle, dodać pokrojone grzyby oraz tymianek. doprawić solą i pieprzem. Natłuszczoną tortownicę wyłożyć ciastem, podpiekać przez 10 minut, a następnie wyłożyć na nie podsmażone grzyby z cebulą. Zalać śmietaną wymieszaną z jajkiem (do masy można dodać także ser żółty lub pleśniowy). Całość zapiekać w piekarniku nagrzanym do 180 stopni przez ok. 20 minut do czasu, aż wierzch się zrumieni. Gotowe!