Wiele sobie obiecywałam po książce Ireny Wiszniewskiej, jako że relacje o bliskich prześladujących Żydów podczas wojny to jednak rzadkość. Już wstęp uświadomił mi moją naiwność – mało kto chce chyba rozmawiać o czynach przodków, za które co prawda nie ponosi odpowiedzialności, ale za które się wstydzi. Zwłaszcza jeśli chodzi o przewinienia tak poważne jak donoszenie na gestapo czy morderstwo. Nie dziwi zatem, że autorka długo szukała rozmówców skłonnych naruszyć rodzinne tabu, niemniej po dwóch latach wreszcie się udało znaleźć sześć osób spełniających wymagania.
Wywiady nie dotyczą jedynie wydarzeń sprzed kilku dekad, ponieważ zasadnicze dla projektu było sprawdzenie, jak zbrodnie wpłynęły na życie rodziny, także w kolejnych pokoleniach, a więc jak potomkowie podchodzą do faktu, że np. dziadek brał czynny udział w pogromie kieleckim albo że stryj gwałcił Żydówki i czy w ogóle rozmawia się na ten temat. Odpowiedzi są różnorodne i poniekąd charakterystyczne dla polskiego społeczeństwa do krzywd wyrządzonych Żydom – można spotkać się z zaprzeczaniem i wyparciem, ale i ze wstydem czy nawet chęcią symbolicznego zadośćuczynienia nieznanym ofiarom. Nierzadko w obrębie jednej rodziny zdarzają się totalnie odmienne oceny tego samego czynu.
Najbardziej „treściwe” są historie Piotra Piwowarczyka, reżysera Amnezji oraz Natalii Budzyńskiej, autorki reportażu Dzieci nie płakały. Pozostałe cztery, jakkolwiek interesujące, nie operują już takim konkretem, sporo w nich domniemywania. Dlatego mam wątpliwości, czy zaprezentowane wywiady – łącznie z zapisem śledztwa w sprawie Chominowej z wiersza Ginczanki – powinny ukazywać się drukiem, może wystarczyło zamieścić je w Internecie albo zaczekać na więcej materiałów. W obecnym kształcie książka pozostawia niedosyt.
__________________________________________________________________________
Irena Wiszniewska, Tajemnica rodzinna z Żydami w tle, Marginesy, Warszawa 2020
Trzeba przyznać, że autorka odważnie sobie wyznaczyła temat. Chyba zbyt odważnie i dziwię się, że znalazła aż 6 osób. Żyjemy w kraju, w którym długie lata było wstyd się przyznać do ratowania Żydów, a co dopiero do udziału w ich krzywdzeniu.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie odważnie. Jej opowieść o poszukiwaniach chętnych dają dobre pojęcie o naszym stosunku do przestępstw związanych z antysemityzmem. Co tylko potwierdza tezę, że temat/problem wciąż wymaga przepracowania.
UsuńTo należało przepracować pół wieku temu, teraz już odeszli świadkowie, a ich potomkowie albo niewiele wiedzą, albo nie chcą mówić.
UsuńOczywiście, teraz już za późno.
UsuńJesteśmy ewenementem: Żydów prawie nie ma, a antysemityzm kwitnie.
Wróg, nawet nieistniejący, zawsze się przyda, niestety :(
UsuńTo prawda. Może za jakieś dwa pokolenia akurat ten się zdezaktualizuje.
UsuńOby, ale nie pałam optymizmem. Zresztą liczba wrogów publicznych i tak pozostaje niezmienna, a nawet się ostatnimi czasy nieco powiększa :(
UsuńWłaśnie dlatego, że lista się powiększa, antysemityzm być może straci rację bytu. Taką przynajmniej mam nadzieję.
UsuńByć może, zostaniemy przy lekarzach, nauczycielach i LGBT :(
UsuńPiotrze, ale chyba tak jest z reguły gdy chodzi o tego typu tematy, tzn. bezpośredni uczestnicy czy świadkowie milczą uparcie i stąd to właśnie dzieci, a nierzadko wnukowie i prawnukowie ofiar i sprawców muszą mierzyć się z trudną przeszłością, która w dodatku pełna jest dziur i niedopowiedzeń.
UsuńOwszem, poniekąd trudno się temu milczeniu dziwić. My w kwestii takich rozliczeń jesteśmy mocno do tyłu z różnych względów; casus Jedwabnego wciąż obowiązuje.
UsuńObawiam się, że za dwa pokolenia mało kto chyba będzie zainteresowany dociekaniem, co się stało w Jedwabnem.
UsuńŻydzi przez wieki byli doskonałym wrogiem publicznym nr 1 i obawiam się, że to może jeszcze potrwać. Choć dziś w naszej kochanej ojczyźnie, jak słusznie zauważacie namnożyło się tych wrogów.
OdpowiedzUsuńTak, dyżurny kozioł ofiarny. Od wczoraj może to jeszcze będą kobiety. Czekam, aż dojdziemy do ściany.
UsuńMnie się wydaje, że już nas wciśnięto w tę ścianę.
OdpowiedzUsuńW takim razie teraz jeszcze przyklepano.
UsuńBiorąc pod uwagę, że każda Polska rodzina była przez wojnę jakoś dotknięta oraz liczbę Żydów, którzy w Polsce wtedy mieszkali, można chyba założyć, że w większości dałoby się doszukać jakiś historii...
OdpowiedzUsuńTeż tak sądzę. W mojej rodzinie nikt się nie przyznaje do żadnej, jedynie babcia chora na Alzheimera pod koniec życia wspominała kiwających się podczas modlitwy Żydów - niestety była zbyt chora, żeby o cokolwiek ją pytać, a nikt inny nie wiedział, do czego nawiązuje.
Usuń