[...] Kilka miesięcy po utracie pracy tata przyniósł do domu całą torbę produktów: puszkę kukurydzy, półtora litra mleka, bochenek chleba, dwie puszki szynki, torebkę cukru i kostkę margaryny. Puszka z kukurydzą momentalnie zniknęła. Ukradł ją ktoś z rodziny i prócz złodzieja nikt nie wiedział, kto. Tata, zajęty robieniem dla nas kanapek z szynką, nie miał czasu wszcząć śledztwa. Tamtego wieczoru najedliśmy się do syta, popijając kanapki mlekiem. Gdy następnego dnia wróciłam ze szkoły, Lori wyjadała coś łyżką z filiżanki. Zajrzałam do lodówki. Leżało w niej jedynie pól kostki margaryny.
– Lori, co jesz?
– Margarynę – odparła.
Skrzywiłam się.
– Naprawdę?
– No – przytaknęła. – Wymieszaj ją z cukrem. Smakuje jak lukier.
Poszłam za jej radą. Nie smakowała jak lukier. Trochę chrzęściła, bo cukier się nie rozpuścił, i zostawiała w ustach tłusty osad. Ale i tak ją zjadłam.
Mama, wróciwszy wieczorem do domu, zajrzała do lodówki.
– Co się stało z kostką margaryny? – spytała.
– Zjadłyśmy ją – odpowiedziałam.
Wpadła w gniew. Miała być do smarowania chleba – powiedziała. Odparłam, że już zjedliśmy cały chleb. A mama na to, że zamierzała upiec chleb, jeśli sąsiedzi pożyczyliby trochę mąki. Przypomniałam jej, że gazownia zakręciła nam gaz.
– Cóż – odrzekła mama. – Moglibyśmy odłożyć margarynę na wypadek, gdyby go z powrotem odkręcili. Wiecie, cuda się zdarzają. A tak z powodu mojego i Lori egoizmu - podsumowała - jeśli będziemy mieć chleb, trzeba będzie go zjeść bez tłuszczu.
Według mnie mama mówiła bez sensu. Zastanawiałam się, czy sama nie miała ochoty na margarynę. I przyszła mi do głowy myśl, że to ona wieczorem ukradła puszkę kukurydzy, co mnie nieco rozzłościło.
– To była jedyna jadalna rzecz w całym domu – powiedziałam. I podniesionym głosem dodałam: – Byłam głodna!
Mama posłała mi spłoszone spojrzenie. Złamałam jedną z niepisanych zasad -zawsze należało udawać, że nasze życie jest jedną wielką, radosną przygodą. Podniosła dłoń i już myślałam, że chce mnie uderzyć, lecz ona usiadła przy stole ze szpuli i oparła głowę na rękach. Ramiona zaczęły jej się trząść. Podeszłam i dotknęłam jej ręki.
– Mamo? – odezwałam się.
Strząsnęła moją dłoń, a kiedy uniosła głowę, miała czerwoną i zapuchniętą twarz.
– To nie moja wina, że jesteście głodni! – wykrzyczała. – Nie obwiniajcie mnie. Wydaje się wam, że odpowiada mi takie życie? Tak myślicie?
Jeannette Walls, Szklany zamek, przeł. Ana Zielińska, Warszawa 2006
Hm, kanapki z masłem i cukrem nie były złe.
OdpowiedzUsuńI z solą jak dla mnie.;) Ale z margaryną to już okropieństwo.
UsuńZ solą to chleb razowy :) Margaryny do chleba nie pamiętam tylko z czasów najgorszego kryzysu, co najwyżej masło roślinne, chociaż pewnie to to samo.
UsuńO tak, razowy z solą smakuje lepiej. Faktycznie masło roślinne przypominało w smaku margarynę, u nas się tego nie używało, ostatecznie do pieczenia.
UsuńNawet u szczytu szału w latach 90.? Wtedy kiedy okazało się, że masło szkodzi i zdrowa jest tylko margaryna Rama?
UsuńNawet wtedy.;) Na stół wjechał Masmix i rządził niepodzielnie przez wiele lat.;)
UsuńMoja mama była fanką Ramy niestety.
UsuńCóż, pewnie chciała dobrze.;)
Usuńnikt nie narzekał :)
UsuńW przypadku narzekań u mnie w domu padał tekst: Jak pójdziesz na swoje, to będziesz jadła, co chcesz, a teraz będziesz jeść, co jest.;)
UsuńNo klasyka klasyka :) To samo mówię dzieciom hyhy.
UsuńNo proszę.;) U mnie akurat się sprawdziło, nie jem np. nielubianych zup.
UsuńA ja akurat zacząłem jeść to, czego nie lubiłem. Sprawdzić, czy nie salceson :)
UsuńTeż ostatnio sprawdzałam salceson, ale nadal mi nie podchodzi.;)
UsuńOdmawiam nawet sprawdzania :P
UsuńA ponoć niektórzy się tym zajadają jak rarytasem.;)
UsuńCałkiem spora grupa nawet, ale to jakaś perwersja jest :)
UsuńTeż tak myślę.;)
UsuńJa w dorosłym życiu zacząłem pasjami wsuwać buraczki i to na zimno, na gorąco, jak leci. Zajadam się też szpinakiem, ale to już nie przekleństwo dzieciństwa, tylko po prostu odkrycie, bo za maleńkości na rodzinnym stole się nie pojawiał :) Za to zasmażana marchewka, never! :D
UsuńSzpinak też należy do moich odkryć, bo nikt wcześniej nie przyrządzał go np. jako sałaty (tj. surowe liście).;) Uwielbiam też koper i natkę pietruszki. Co w sumie może oznaczać jakieś zapotrzebowanie organizmu na witaminy itp.
UsuńSprytna ta matka. Zamiast spalić się ze wstydu, że nie zapewniła dzieciom jedzenia, ona oskarża córki o egoizm, wywołuje w nich poczucie winy. Czy wyjaśniło się potem, kto przywłaszczył sobie kukurydzę?
OdpowiedzUsuńNie, to koniec tego wątku, więc raczej matka ją zjadła.;( Pani Walls miała w sobie pokłady egoizmu, który czasem niestety boleśnie dotykał dzieci.
UsuńDołączam do zwolenników chleba z masłem i solą. Smaku margaryny nie znam, bo i u nas się jej nie stosowało, mimo kampanii anty maślanej. U nas mama opowiada historię, która nie przydaje mi chwały, ale niestety jest ona prawdziwa. W czasach, kiedy wiele produktów spożywczych kupowało się na kartki, mama kupiła (nie pamiętam, czy również na kartki, czy też w Baltonie za bony) puszkę szynki konserwowej, taką kilogramową. Miała taką smaczną galaretkę dookoła i warstewkę tłuszczyku. Ta szynka trzymana była na specjalną okazję. Kiedy mama z tatą wyjechali na jakiś czas starsza córka (niestety to o mnie) otworzyła puszkę szynki i zjadła całą w przeciągu jednego dnia. Nie wiem, jakim cudem się nie rozchorowałam z przejedzenia. Mama do dziś mi to wypomina.
OdpowiedzUsuńDzieci potrafią dużo zjeść bez skutków ubocznych, znam podobne historie z dawniejszych czasów (obecnie żywność jest jednak inna). A jeśli towar jest deficytowy, to tym bardziej może kusić i lepiej smakować.;) Mamie też się nie dziwię, taka szynka to był rarytas nad rarytasy. Uwielbiałam smarować chleb tą galaretką, była niezłym smarowiłem.
UsuńAch, galaretka z konserwy. Toż to rarytas nad rarytasy :)
UsuńAmbrose, witaj w klubie.;)
Usuń