Pisać, by cię zapamiętać. By każdą zapisaną linijką wspominać ciebie, ratować - jak Eurydykę - przed śmiercią. Jakiemu innemu celowi mogłoby służyć pisanie? Co innego mogłoby nas do pisania przymusić? Co - oprócz tej nienaturalnej potrzeby? Zaklinanie śmierci, jak to czyniła Szeherezada? Nic. Może tylko jedna sprawa góruje nad wszystkim. Tylko ta jedna. Mieć i przechowywać. Dopóki nie zniknie niepostrzeżenie. Zanim zapomnę. [str. 18]
Takiego zadania podejmuje się 78-letni Chris Minnaar czuwający u łóżka pogrążonej w śpiączce przyjaciółki. Kobiety dużo od niego młodszej, być może jedynej niespełnionej - spośród dziesiątek innych -miłości starego pisarza. Opowieść o znajomości z Rachel wywołuje wspomnienia o wcześniejszych związkach, a tych było w życiu Chrisa wiele. Kochał swoje wybranki namiętnie, każda zapisała się trwale w jego pamięci. Opowiadając o kochankach z jednej strony oddaje im hołd, z drugiej - na wzór legendarnej arabskiej księżniczki - odwleka nieubłagany koniec.
Mam spory kłopot z tą książką. Doceniam przemyślaną koncepcję autora, a więc snucie historii wokół wątku Don Giovanniego i Szeherezady, ba! nawet wojny w Iraku. Ciekawe jest pokazanie przemian społeczno-politycznych w RPA jako tła głównej opowieści; ujmuje sposób, w jaki Brink potrafi pisać o kobietach. A jednak całość nie ma tej siły rażenia co "Tamta strona ciszy" czy choćby "Chwila na wietrze". Śledzenie kolejnych miłości staje się z czasem nużące, podobnie ma się rzecz z dyskusjami na tzw. ważne tematy. Nie do końca przekonuje także postać narratora, który niespecjalnie odpowiada wyobrażeniu mężczyzny w podeszłym wieku.
Bardzo chciałam dotrwać do końca lektury. Odkładałam ją, wracałam do czytania po kilku dniach. Wszystkie Heleny, Melanie, Nicoletty, Avivy i Marleny zdążyły mi się pomieszać, może zresztą był to celowy zabieg autora - najważniejsze jest przecież, j a k poszczególne związki ukształtowały głównego bohatera. Paradoksalnie sumą jego miłości stała się ta ostatnia: niespełniona, a zarazem bodaj najbardziej dojrzała. Książkę zamknęłam z ulgą - czuwanie się zakończyło, wszystkie wątki zostały zgrabnie domknięte. I tylko żal pozostał, że mimo wyraźnych starań autora powieść jest nieudana.
_____________________________________________________________________________________
André Brink Zanim zapomnę, tłum. Hanna Falińska, Oficyna Literacka Noir sur Blanc, Warszawa, 2010
_____________________________________________________________________________________
Dla mnie było to kolejne rozczarowanie literaturą "afrykańską" wydaną przez Noir sur Blanc, drugie - po "Lecz zabije rzeka białego człowieka" ale nie tracę nadziei, że będzie lepiej - w końcu do trzech razy sztuka :-).
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że "Tamta strona ciszy" zaspokoi Twoje oczekiwania. Gorąco polecam.
UsuńDo Bessona jakoś mnie nie ciągnęło, chyba słusznie.;) A Mabanckou czytasz?
Mimo wszystko czuje sie zachecona, zeby sprobowac :-).
OdpowiedzUsuńNo i Noir sur Blanc zawsze dostaje ode mnie spory kredyt zaufania... ;-).
A ja mimo wszystko zachęcam do lektury, najlepiej mieć własne zdanie.;)
UsuńTak, to wydawnictwo wydaje dobre książki, powiedziałabym - na wyrównanym poziomie.