Czytam te paryską historię i nie opuszcza mnie myśl, że w ciągu ostatnich 50 lat normy obyczajowe przeszły prawdziwą rewolucję. Kiedy Baldwin złożył książkę u wydawcy, usłyszał, że powinien ją zniszczyć, ponieważ w przeciwnym razie straci czytelników. Czarny pisarz wymyślił sobie bowiem białych bohaterów, na dodatek homoseksualnych. Tak, w 1956 r. to mogło stanowić problem. A jednak "Mój Giovanni" się ukazał, i co więcej, zdobył uznanie.
Dzisiaj żaden skandal obyczajowy nie wchodziłby w grę, pozostaje za to piękna i tragiczna opowieść o miłości. Także o lojalności i odpowiedzialności w związku. O kłopotach z tożsamością. Bo chyba tak można tłumaczyć brak zdecydowania u Davida, który nie potrafi się zdeklarować. Do końca pozostanie niejasne, czy kochał Giovanniego, czy też swoją dziewczynę. A może tylko się nimi bawił, może tak mu było wygodniej. David to swoją drogą bardzo ciekawy bohater literacki: skomplikowany, wymykający się łatwej ocenie.
Urok tej książki polega także na ciekawie prowadzonej narracji i na tworzeniu sugestywnych obrazków z życia Paryża. To historia opowiedziana i z wyczuciem, i z uczuciem. Z gatunku tych, które kołaczą się w czytelniku jeszcze długo po skończeniu lektury. Zdecydowanie godna polecenia.
__________________________________________________________________
James Baldwin "Mój Giovanni", tłum. Andrzej Selerowicz, PIW, Warszawa 1991
__________________________________________________________________
To już się w takim razie wyjaśniło, co czytasz z serii KIK:).
OdpowiedzUsuńZgadza się;) Na dodatek wczoraj przyniosłam z biblioteki odrzuty za 1 zł, a wśród nich "Barbarzyńskie zaślubiny" z tej samej serii;) A całkiem za darmo leżały sobie wspominane przez Ciebie opowiadania Cheevera, więc też je przygarnęłam;)
OdpowiedzUsuńJa mam z takiego samego źródła "Kobietę wojownik" z reklamą Pekao w stylu KIK. Łza sie w oku kręci;)
OdpowiedzUsuńKręci się, masz rację. Ww. biblioteka ma nawet zapach jak sprzed 20 lat, te nowe pachną inaczej;)
OdpowiedzUsuńJestem zdumiona, że w roku 1956 opublikowano książkę o tak kontrowersyjnej tematyce.
OdpowiedzUsuńPamiętam o swojej obietnicy prezentacji KIKowskich nabytków w dziwnych okładkach i wkrótce jej dokonam. :)
Pozycje postbiblioteczne kupuję bardzo rzadko, bo te powykreślane pieczątki w moim odczuciu strasznie kaleczą książki. One są moje, ale tak jakby nie do końca. :) Zaopatruję się w nie w ostateczności, kiedy nie ma innej szansy.
Podobnie działają na mnie dedykacje i podpisy byłych właścicieli. :)
Tematyka rzeczywiście odważna, ciekawe, co tak naprawdę pisano o tej książce w Stanach.
OdpowiedzUsuńNaturalnie poproszę o Twoją listę zakupów;)
Moje złotówkowe zakupy są na tyle dziwne, że nie mają pieczątek bibliotecznych. Myślę, że to inni czytelnicy je oddali. Znalazły się tu dwa Kolibry - Cather i Chopin.
Mam podobne odczucia co do pieczątek w książkach, faktycznie kaleczą książki. Dedykacje trochę mniej, ale...