Czytając książkę o Aleksandrze Fordzie, nie mogłam uniknąć porównywania go z Michałem Waszyńskim (pisałam o nim TU), reżyserem filmowym z tego samego pokolenia. Mieli podobny start, tymczasem ich kariery potoczyły się całkowicie różnymi ścieżkami: Waszyński stawiał na ilość i kasowość produkcji, Forda interesowała jakość i tematyka społeczna. Podczas wojny obaj znaleźli się w ZSRR, pierwszy z Armią Andersa trafił później do Włoch, gdzie osiadł na stałe, drugi powrócił do Polski z wojskiem Berlinga i niemal od razu zaczął budować od podstaw przedsiębiorstwo Film Polski (jako przedwojenny komunista miał fory u nowej władzy).
Obydwaj panowie są dzisiaj raczej zapomniani, młodsi widzowie być może kojarzą jeszcze Forda dzięki powtórkom „Krzyżaków” w telewizji. Miał na swoim koncie znacznie lepsze dokonania np. „Ulicę Graniczną” czy „Piątkę z ulicy Barskiej”, czas jednak zrobił swoje i trudno się je dzisiaj ogląda. Ford (właśc. Mosze Lifszyc) był figurą arcyciekawą: utalentowany reżyser i scenarzysta, wymyślał nie tylko filmy, ale i własny życiorys do tego stopnia, że nawet dla znajomych stanowił zagadkę. Współtworzył pierwszy w Polsce zespół filmowy, był wykładowcą w łódzkiej Szkole Filmowej (uczył m.in. Wajdę i Polańskiego). Chętnie korzystał z politycznych wpływów, lubił luksusowe auta i ubrania. W środowisku uchodził za satrapę, zawistnika i pożeracza kobiecych serc. Postać barwna, karierę brutalnie złamała mu polityka – na fali antysemickiej nagonki w 1968 r. został pozbawiony wszelkich funkcji w środowisku filmowym i zmuszony do opuszczenia kraju.
Michał Danielewicz opowiada o swoim bohaterze zajmująco i nie
trzeba być fanem kinematografii, żeby się wciągnąć w lekturę. Szczególnie interesujące
są rozdziały o życiu Forda na emigracji, rzucające światło na samobójstwo reżysera. Irytują za to pierwsze
rozdziały, w których autor niepotrzebnie fabularyzuje wydarzenia z życia
Lifszyców, co wypada niestety naiwnie. Poważniejszy zarzut to brak przypisów – jeśli pisze się o ekranizacji powieści, należałoby podać nazwisko pisarza. Szkoda też, że przy omówieniu dwóch żydowskich filmów Forda tj. „Sabra” oraz „Mir kumen” po macoszemu potraktowane zostało kino jidysz, w latach 30-tych XX w. bujnie rozwijające się w Polsce. Poza tymi mankamentami na szczęście nie jest źle.
____________________________________________________________________
Michał Danielewicz, Ford. Reżyser, Wyd. Krytyki Politycznej, Warszawa 2019
Ja niestety nie słyszałam o Fordzie, pewnie dlatego, że od zawsze bardziej interesowały mnie książki niż filmy. A do jakiego kraju wyemigrował?
OdpowiedzUsuńU mnie kino było zaraz po literaturze.;)
UsuńFord wyemigrował do Izraela, potem do Niemiec, Danii i ostatecznie do USA, gdzie miał nawet nową rodzinę.
Jako przedstawicielce starszego :) pokolenia osoba Aleksandra Forda nie była mi obca, jednak poza tym, że był reżyserem i tworzył struktury polskiej kinematografii nie wiele więcej wiedziałam na jego temat. Jako wielka admiratorka gatunku biografie będę miała książkę na uwadze.
OdpowiedzUsuńZachęcam, bo postać interesująca, a i książkę czyta się bardzo dobrze.
UsuńFabularyzowanie biografii - jakoś nie przepadam za tym zabiegiem, więc dobrze, że występuje on w książce w skromnych ilościach.
OdpowiedzUsuńA sama postać, o której nie słyszałem, zaiste sprawia wrażenie fascynującej. Podrzucone tytuły filmów też mnie zaciekawiły i to na tyle, że chyba się skuszę na "Piątkę z ulicy Barskiej".
Ja wręcz nie znoszę fabularyzacji, a to jest dość częste zjawisko w polskim reportażu biograficznym. Mam wrażenie, że autor(ka) traktuje mnie jak dziecko.
Usuń"Piątkę..." wdziałam jako nastolatka i zrobiła na mnie wrażenie. Ciekawe, jak dzisiaj by mi się podobała. Ale może da się sprawdzić.;)