Konserwatywni i staroświeccy – tak mówiono o Harriet i Davidzie, kiedy byli młodzi i jeszcze się nie znali. W dobie hedonizmu czyli latach 60. ubiegłego wieku ich postawa rzeczywiście mogła uchodzić za niemodną: zależało im na trwałych, nieprzypadkowych związkach, zachowywali seksualną wstrzemięźliwość. Jako małżeństwo nadal byli krytykowani, tym razem z zupełnie innego powodu: marzyli o szóstce, nawet ósemce dzieci, o czym nie krępowali się głośno mówić.
Negatywna ocena wielodzietności zaintrygowała mnie w książce Doris Lessing najbardziej: bliscy zarzucają Lovattom brak odpowiedzialności i egoizm, w czym można dostrzec trochę racji – w wychowywaniu potomstwa, również finansowo, pomagają im rodzice. Można jednak odnieść wrażenie, że nawet gdyby radziliby sobie bez tej pomocy (a przecież nie próżnują, robią, co mogą), wciąż spotykaliby się z nieprzychylnymi uwagami. W istocie dopiero tytułowe piąte dziecko będzie dla wszystkich wyzwaniem i zarazem cezurą: wskutek upośledzenia umysłowego Ben okaże się autentycznym zagrożeniem dla najbliższych.
Autorka stawia bohaterów przed dylematami, pokazując, że wybór nie zawsze jest oczywisty. Kluczowa kwestia: czy dla dobra i bezpieczeństwa rodziny można pozbyć się kłopotliwego syna, aż się prosi o odpowiedź przeczącą, a jednak w powieści nie ma prostych rozwiązań, jest tyle samo „za” co „przeciw”. Sprawę roztrząsają Lovattowie, siłą rzeczy także my. I właśnie w tym skłanianiu czytelnika do zrewidowania własnych poglądów dostrzegam kunszt Lessing.
____________________________________________________________
Doris Lessing Piąte dziecko, przeł. Anna Gren, PIW, Warszawa 2007
Dla mnie książka była świetna. Czytałam ją bardzo dawno temu a nadal mocno siedzi mi w głowie. Jest nad czym myśleć:)
OdpowiedzUsuńTo prawda - tematów do przemyślenia jest tu co najmniej kilka, każdy istotny. Niewiarygodne, że Lessing potrafiła tak dużo zawrzeć na zaledwie 140 stronach.
UsuńBardzo cenię sobie takie pozycje, które z jednej strony skłaniają do wzmożonego wysiłku intelektualnego, które stanowią zachętę do przemyśleń, które wiele rzeczy sygnalizują, podkreślają, dopowiadają, ale które nie dają jednoznacznych odpowiedzi.
OdpowiedzUsuńA kwestia dzietności to idealne podsumowanie naszej człowieczej natury - większość z nas uwielbia pouczać innych, jak powinni żyć.
Jest o czym dyskutować, bez wątpienia. Książka nic a nic nie straciła na aktualności.
UsuńMnie zaskakują nieprzychylne uwagi na temat wielodzietności w Polsce, kraju ponoć katolickim...
Bo teraz każda ciąża jest kojarzona z chciwością;p Mam koleżankę, która od dziecka mówiła, że chce mieć dużą rodzinę a teraz jest poniżana, bo ma pięcioro dzieci. Tragedia. Nie każdy rodzi dla 500+.
UsuńTo prawda, jest dzisiaj takie skojarzenie, ale pamiętam takie uwagi ze znacznie wcześniejszego okresu. A przecież są np. jedynacy, którzy nauczeni własnym doświadczenie samotności w dzieciństwie chcą mieć duże rodziny. Dobija mnie takie łatwe ocenianie innych.
UsuńHa, to "ponoć" to idealne podsumowanie naszej polsko-katolickiej mentalności.
UsuńNiestety.;(
UsuńMoim zdaniem sprowadzanie na świat tylu dzieci, nawet jeśli się ma środki na ich utrzymanie, to rzeczywiście egoizm i lekkomyślność. Przecież jeśli któreś z tych dzieci okaże się chore, matka w żaden sposób nie poradzi sobie z obowiązkami i nie zdoła okazać uczuć wszystkim pociechom. Albo będzie musiała porzucić te chore dziecko, albo poświęci się mu – ale wtedy zabraknie jej czasu i sił na zajmowanie się pozostałymi dziećmi.
OdpowiedzUsuńCzyli będzie z grubsza tak jak w "Piątym dziecku".
UsuńNie możemy z góry zakładać, że dziecko urodzi się chore - wtedy w ogóle można zrezygnować z posiadania dzieci, bo pierwsze też nie musi być zdrowe.
Jestem zdania, że jeśli kogoś stać na wielodzietność i radzi sobie bez pomocy państwa, to czemu nie? To jest w końcu prywatna sprawa i decyzja. z drugiej strony uważam też, że wychowanie większej ilości dzieci jest ogromnym wyzwaniem, dla kobiety również w sensie fizycznym (chociaż dla niektórych wychowanie nawet jednego dziecka jest zadaniem trudnym). Nie ma łatwych rozwiązań w tej kwestii, życie jest pełne niespodzianek.
Najważniejsza jest chyba odpowiedzialność na swoje czyny i rozsądek. W wielodzietnych często dzieci wychowują się nawzajem. Czy to dobrze? Nie wiem.
OdpowiedzUsuńZnam rodzinę, w której było pięcioro dzieci (dziś są dorośli), ale wychowywali ich rodzice.;) Nie da się ukryć, że ich mama była zawsze b. zmęczona, w domu panował tradycyjny podział ról.
UsuńTak, odpowiedzialność i rozsądek zawsze się przyda, choć to pojęcia względne.;)
Świetny blog. A artykuł bardzo inspirujący i dający do myślenia... Najważniejsza jest miłość, a więc i też odpowiedzialność za swoją rodzinę...
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa.
UsuńArtykuł jak artykuł, ale książka Lessing na pewno daje daje do myślenia.