niedziela, 16 września 2018

Piąte dziecko

Konserwatywni i staroświeccy – tak mówiono o Harriet i Davidzie, kiedy byli młodzi i jeszcze się nie znali. W dobie hedonizmu czyli latach 60. ubiegłego wieku ich postawa rzeczywiście mogła uchodzić za niemodną: zależało im na trwałych, nieprzypadkowych związkach, zachowywali seksualną wstrzemięźliwość. Jako małżeństwo nadal byli krytykowani, tym razem z zupełnie innego powodu: marzyli o szóstce, nawet ósemce dzieci, o czym nie krępowali się głośno mówić.


Negatywna ocena wielodzietności zaintrygowała mnie w książce Doris Lessing najbardziej: bliscy zarzucają Lovattom brak odpowiedzialności i egoizm, w czym można dostrzec trochę racji – w wychowywaniu potomstwa, również finansowo, pomagają im rodzice. Można jednak odnieść wrażenie, że nawet gdyby radziliby sobie bez tej pomocy (a przecież nie próżnują, robią, co mogą), wciąż spotykaliby się z nieprzychylnymi uwagami. W istocie dopiero tytułowe piąte dziecko będzie dla wszystkich wyzwaniem i zarazem cezurą: wskutek upośledzenia umysłowego Ben okaże się autentycznym zagrożeniem dla najbliższych.

Autorka stawia bohaterów przed dylematami, pokazując, że wybór nie zawsze jest oczywisty. Kluczowa kwestia: czy dla dobra i bezpieczeństwa rodziny można pozbyć się kłopotliwego syna, aż się prosi o odpowiedź przeczącą, a jednak w powieści nie ma prostych rozwiązań, jest tyle samo „za” co „przeciw”. Sprawę roztrząsają Lovattowie, siłą rzeczy także my. I właśnie w tym skłanianiu czytelnika do zrewidowania własnych poglądów dostrzegam kunszt Lessing.

____________________________________________________________
Doris Lessing Piąte dziecko, przeł. Anna Gren, PIW, Warszawa 2007

14 komentarzy:

  1. Dla mnie książka była świetna. Czytałam ją bardzo dawno temu a nadal mocno siedzi mi w głowie. Jest nad czym myśleć:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda - tematów do przemyślenia jest tu co najmniej kilka, każdy istotny. Niewiarygodne, że Lessing potrafiła tak dużo zawrzeć na zaledwie 140 stronach.

      Usuń
  2. Bardzo cenię sobie takie pozycje, które z jednej strony skłaniają do wzmożonego wysiłku intelektualnego, które stanowią zachętę do przemyśleń, które wiele rzeczy sygnalizują, podkreślają, dopowiadają, ale które nie dają jednoznacznych odpowiedzi.

    A kwestia dzietności to idealne podsumowanie naszej człowieczej natury - większość z nas uwielbia pouczać innych, jak powinni żyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest o czym dyskutować, bez wątpienia. Książka nic a nic nie straciła na aktualności.
      Mnie zaskakują nieprzychylne uwagi na temat wielodzietności w Polsce, kraju ponoć katolickim...

      Usuń
    2. Bo teraz każda ciąża jest kojarzona z chciwością;p Mam koleżankę, która od dziecka mówiła, że chce mieć dużą rodzinę a teraz jest poniżana, bo ma pięcioro dzieci. Tragedia. Nie każdy rodzi dla 500+.

      Usuń
    3. To prawda, jest dzisiaj takie skojarzenie, ale pamiętam takie uwagi ze znacznie wcześniejszego okresu. A przecież są np. jedynacy, którzy nauczeni własnym doświadczenie samotności w dzieciństwie chcą mieć duże rodziny. Dobija mnie takie łatwe ocenianie innych.

      Usuń
    4. Ha, to "ponoć" to idealne podsumowanie naszej polsko-katolickiej mentalności.

      Usuń
  3. Moim zdaniem sprowadzanie na świat tylu dzieci, nawet jeśli się ma środki na ich utrzymanie, to rzeczywiście egoizm i lekkomyślność. Przecież jeśli któreś z tych dzieci okaże się chore, matka w żaden sposób nie poradzi sobie z obowiązkami i nie zdoła okazać uczuć wszystkim pociechom. Albo będzie musiała porzucić te chore dziecko, albo poświęci się mu – ale wtedy zabraknie jej czasu i sił na zajmowanie się pozostałymi dziećmi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli będzie z grubsza tak jak w "Piątym dziecku".
      Nie możemy z góry zakładać, że dziecko urodzi się chore - wtedy w ogóle można zrezygnować z posiadania dzieci, bo pierwsze też nie musi być zdrowe.
      Jestem zdania, że jeśli kogoś stać na wielodzietność i radzi sobie bez pomocy państwa, to czemu nie? To jest w końcu prywatna sprawa i decyzja. z drugiej strony uważam też, że wychowanie większej ilości dzieci jest ogromnym wyzwaniem, dla kobiety również w sensie fizycznym (chociaż dla niektórych wychowanie nawet jednego dziecka jest zadaniem trudnym). Nie ma łatwych rozwiązań w tej kwestii, życie jest pełne niespodzianek.

      Usuń
  4. Najważniejsza jest chyba odpowiedzialność na swoje czyny i rozsądek. W wielodzietnych często dzieci wychowują się nawzajem. Czy to dobrze? Nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam rodzinę, w której było pięcioro dzieci (dziś są dorośli), ale wychowywali ich rodzice.;) Nie da się ukryć, że ich mama była zawsze b. zmęczona, w domu panował tradycyjny podział ról.
      Tak, odpowiedzialność i rozsądek zawsze się przyda, choć to pojęcia względne.;)

      Usuń
  5. Świetny blog. A artykuł bardzo inspirujący i dający do myślenia... Najważniejsza jest miłość, a więc i też odpowiedzialność za swoją rodzinę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa.
      Artykuł jak artykuł, ale książka Lessing na pewno daje daje do myślenia.

      Usuń