Tomas Tranströmer
Płaszcz wyliniały jak stado wilków.
Twarz jak odprysk marmuru.
Siedzi w kręgu swoich listów w gaju szumiącym
od drwin i błędów,
tak, serce leci jak papier przez niegościnne
trakty.
Oto zachód słońca skrada się jak lis przez ten kraj,
zapala trawę w okamgnieniu.
Przestrzeń pełna jest rogów i racic a niżej
sunie kolaska jak cień między oświeconymi
dworami mojego ojca.
Petersburg leży na tej samej szerokości geograficznej co zagłada
(widziałeś tę piękność w krzywej wieży?)
a wśród oblodzonych dzielnic wciąż jeszcze unosi się podobny do meduzy
ten nieszczęśnik w płaszczu.
I tutaj, otulony głodem, jest ten którego kiedyś otaczały stada śmiechu,
lecz już dawno udały się do miejsc daleko ponad granicą drzew.
Ludzkie chybotliwe stoły.
Spójrz, jak mrok wypala drogę mleczną dusz.
Wsiądź więc w swój wóz ognisty i porzuć ten kraj!
przeł. Leonard Neuger
Wiersze i proza 1954-2004, Warszawa 2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz