piątek, 21 grudnia 2018

Antyarka

Ten nasz szpital przypomina nabity ludźmi statek, kiwający się na wzburzonym oceanie. To taka antyarka załadowana samymi smutnymi i samotnymi kobietami, kobietami o fatalnej kombinacji genów, kobietami przeznaczonymi do wyginięcia. Antyarka nie ratuje i donikąd nie zmierza. Ona tylko wypływa na sam środek oceanu, gdzie być może wymrą w nas, jej pasażerkach, te wirusy świńskiej melancholii, co atakują dusze, mózgi i serca. [s. 89]

Olga Hund napisała krótką, acz poruszającą relację z pobytu w szpitalu psychiatrycznym. Psy ras drobnych to rzecz o arcytrudnych zmaganiach z depresją i stanami lękowymi i próbie powrotu do tzw. normalnego życia na zewnątrz, które chorym wydaje się piekłem. To również książka o tym, jak niefunkcjonalny jest system opieki zdrowotnej i jak nieudolnie leczy się pacjentów na oddziale zamkniętym.

Co napisawszy, przyznaję się bez bicia, że mimo niewesołej wymowy powieści, podczas lektury niejednokrotnie parskałam śmiechem. Tyle tu absurdalnych sytuacji, że trudno się choćby nie uśmiechnąć, głównie z niedowierzania. Bo na przykład test (sic!) na depresję czyli stara pożółkła odbitka z maszynopisu składa się z zaledwie jednego pytania: Czy masz depresję? Zaznacz odpowiedź Tak/Nie. Obchód lekarski jest równie pobieżny, plastyczne zajęcia terapeutyczne prowadzi salowa, gorszy jest już chyba tylko wieczorek muzyczny z kantatami barokowymi granymi na gitarze.

Autorka ma oko i ucho do kuriozalnych sytuacji, humorem oswaja niewesołą szpitalną rzeczywistość. A w szpitalu jest naprawdę źle i taki jest też stan psychiczny narratorki oraz innych pacjentek: […] większość dziewczyn na oddziałach nie jest aż tak szalona i pamięta, co robili im ojcowie, wujkowie, mężowie, matki, co robił im Kościół, ZUS i rynek pracy. [s.49] Otępiałe od leków kobiety snują się jak tłuste sumy, bez chęci do jakiejkolwiek aktywności. Zamiast bólu i ataków paniki pojawia się bezbrzeżna nuda, zabijana snem, kąpielami i oglądaniem telewizji. Żyć się odechciewa.

Psy ras drobnych są lekturą przygnębiającą, zanurzoną w beznadziei i brzydocie. Nie ma szczęśliwego zakończenia, tu się nawet nie udaje, że główna bohaterka i jej znajome z oddziału wyzdrowieją. To obraz choroby rzadko spotykany w literaturze – prosty i zarazem szczery aż do bólu, zapewne dlatego książka tak mocno daje w kość czytającemu. Mam nadzieję, że Olga szybko nie wróci na te wczasy dla smutnych dzieci.

________________________________________________________
Olga Hund, Psy ras drobnych, Korporacja Ha!art, Kraków 2018


18 komentarzy:

  1. Relacja, więc rozumiem, że to oparte na przeżyciach autorki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To smutne, bo ten opis szpitala to jak z Dickensa, a nie z nowoczesnych standardów leczenia.

      Usuń
    2. Otóż to. Myślę, że na opis nałożyły się odczucia autorki/narratorki, ale wzorowo na pewno nie jest. I jeszcze jeden cytat:
      No, ale po dotacjach unijnych -jest tu zupełnie, zupełnie inaczej. Po pierwsze, pielęgniarki mają nowe makijaże. Po drugie, część okien jest plastikowych. Po trzecie, kompotu dają więcej, niż dawali mamie. Po czwarte, nowa łazienka (choć odpływ stary ze starymi włosami i pewnie jakimiś nowymi). Po piąte, ściany i krzesła w kolorze seledynowym. Po szóste, dwa pudełka nowych i w ogóle niewybrakowanych puzzli. Po siódme, czyste mopy.

      Usuń
    3. Czysty to zawsze jakiś postęp, pamiętam te brudne szmaty do podłóg na oddziale pediatrycznym osiem lat temu. Ale wciąż bardzo to przygnębiające.

      Usuń
    4. Nie do końca czysty (z winy pacjentów), ale o tym już w książce.
      Szpitale, które widziałam, są w porządku, ale wiem, że różnie bywa. Zastrzyk pieniędzy pewnie wszędzie się przyda.

      Usuń
    5. Przyda się. Szczęśliwie chyba Udało się wykorzystać sporo funduszy unijnych/

      Usuń
    6. Też mi się tak wydaje. Przynajmniej w moim powiacie tak jest.

      Usuń
  2. Czytałem już o tej książce i mocno mnie ona zaintrygowała. Trochę skojarzyła mi się z powieścią "Aleksander März", którą przy okazji serdecznie polecam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sporo się o niej pisało na jesieni i dobrze się stało, bo to b. dobra książka.
      Tego Marza mam chyba gdzieś w domu, jest więc szansa, że kiedyś do niego dotrę.;) Dzięki za przypomnienie.

      Usuń
  3. Sama wiem, że leczenie w szpitalu psychiatrycznym to fikcja. Marzy mi się środowiskowe wsparcie dla pacjentów, takie zindywidualizowane. Są takie projekty realizowane przez organizacje pozarządowe i wysepki "normalności". A propos ankiet: mój znajomy, który uległ wypadkowi (skok do wody, złamany kręgosłup) miał wizytę psychologa w szpitalu, a jedno z pytań brzmiało: czy ma pan myśli samobójcze? Jeśli tak, to jak często? Powiedział, że wtedy naprawdę zaczął je mieć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam kilka relacji z pobytów w szpitalach psychiatrycznych w prasie i faktycznie wyglądało to źle, przede wszystkim od strony terapii. Zindywidualizowane wsparcie jest ideałem, trudno osiągalnym niestety.
      Boszsz, kto wymyśla te ankiety?

      Usuń
  4. Ciekawe, a skąd taki tytuł ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nawiązanie do pewnej opowiastki, która pojawia się w fabule.;)

      Usuń
  5. Uważam, że to jeden z ciekawszych debiutów tego roku

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgadzam się z przedmówczynią i z tegoż powodu powieść Olgi Hund wpadła do mojego rocznego podsumowania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziwię się, u mnie też byłaby w czołówce, gdybym miała robić jakieś podsumowanie.;)

      Usuń