Służące do wszystkiego powstały z chęci przywrócenia pamięci kobietom pomijanym przez całe dekady: tym, których chlebodawcy często nie pamiętali z imienia i dla własnej wygody nazywali je po prostu Marysią albo Kasią. Stanowiły najniższy szczebel w hierarchii służby domowej tj. gotowały, sprzątały i zajmowały się dziećmi. Ich praca często przybierała formę (pół)niewolnictwa, przywileje były nieliczne lub żadne.
Joanna Kuciel-Frydryszak zgrabnie przedstawiła specyfikę zawodu przedwojennej służącej, wykorzystując w tym celu wspomnienia i artykuły prasowe z pierwszej połowy XX wieku. Najciekawsze wydały mi się rozdziały pokazujące, na czyją i jakiego rodzaju pomoc mogła liczyć ta grupa zawodowa. Były więc nieliczne szkoły i kursy uczące fachu, były tzw. kantory stręczeń czyli odpowiednik biur pośrednictwa pracy. O prawa służących upomniały się z czasem socjalistyczne związki zawodowe, wobec których kontrę stanowiły katolickie stowarzyszenia służących – skuteczne i dobrze zorganizowane, ale tworzone głównie ze strachu przed komunizmem. Wiele problemów z pewnością rozwiązałaby ustawa rządowa, niestety ta omawiana w parlamencie w 1920 r. przepadła za sprawą partii chłopskiej i dopiero od 1933 r. służba domowa mogła liczyć na ochronę prawną.
Swoją drogą wyimki z debat sejmowych oraz przedruki artykułów prasowych cytowane w książce są frapujące. Oględnie mówiąc, temat wzbudzał duże emocje, wielu obywateli ostro występowało przeciw przyznawaniu praw „garnkotłukom”. Tym bardziej pozytywnie zaskakuje dalekowzroczność Narcyzy Żmichowskiej, która już w 1867 r. na łamach Bluszcza zalecała panienkom i paniczom samodzielność i wieszczyła, że […] w epoce przyszłej kobieta hartowniej się wykształci, [...] nauczy się w domu żyć, tak jak czasem w podróży bez służącej żyje, byle tylko od wschodnich zwyczajów odwykła — byle na moralne przekonanie to wzięła, że istotnie złem jest nie zrobić dla siebie i kolo siebie wszystkiego, co zrobić można, i że grzechem narzucać służącej to, czego ona może nie zrobić. Długo trzeba było czekać, ale proroctwo spełniło się.
Służące do wszystkiego czyta się i ogląda z przyjemnością, choć treść do wesołych nie należy. Dobrze się stało, że przynajmniej garstka tych kobiet została z imienia i/lub nazwiska uwieczniona, teraz także przez Kuciel-Frydryszak.
_____________________________________________________________________________
Joanna Kuciel-Frydryszak Służące do wszystkiego, Wyd. Marginesy, Warszawa 2018
A jest mowa o kulcie św. Zyty, patronki sług?
OdpowiedzUsuńO kulcie jako takim wspomina się, więcej jest o stowarzyszeniu pod tym wezwaniem.
UsuńNo właśnie to stowarzyszenie się często przewija w literaturze, a o stręczeniu sług ostatnio łądnie pisała Szymiczkowa w Rozdartej zasłonie :)
UsuńOwszem, pisała, ale to nie "autorka" z epoki.;(
UsuńZytki wypadają tu b. interesująco - zadziwiająco dobrze były zorganizowane.
Wiem. Boy w Słówkach pokpiwał z Zytek, o ile pamiętam :)
UsuńOoo, to muszę zajrzeć. Jak Ci się przypomną jeszcze jakieś tropy, to poproszę.
UsuńPodstawowa do służących to jest pewnie Zapolska, nie wiem, jak tam u niej z Zytą :)
UsuńMyślisz o czymś poza Dulską? Bo Hanka miała opiekę w postaci matki chrzestnej.;)
UsuńTaka matka chrzestna to skarb :) Kaśka Kariatyda chyba jest ostrzejsza.
UsuńBardzo zgrabnie ustawiła Hankę.;) A Kaśkę muszę przeczytać, dzięki za przypomnienie.
UsuńZaintrygowałaś mnie swoją recenzją tej książki, chyba jednak po nią sięgnę, jak przytrafi się okazja :) Inne recenzje, które czytałam, jakoś nie napawały mnie ochotą na tą lekturę.
OdpowiedzUsuńPozytywnych recenzji jest rzeczywiście sporo, ale moim zdaniem są w pełni zasłużone.;) Nawet jeśli pewne zagadnienia wydają się znajome z literatury czy filmu, to i tak warto "Służące..." przeczytać.
UsuńFrapująca lektura, bo faktycznie służącym na ogół nie poświęca się zbyt wiele miejsca, chociaż zdarzyło mi się przeczytać książkę traktującą o losach współczesnej pokojówki (Yasutaka Tsutsui "The Maid"). Nie jest to co prawda standardowa powieść obyczajowa, ale ciekawie ukazuje jak protekcjonalnie traktowani są przedstawiciele "gorszych" zawodów.
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że to o współczesnej pokojówce, może się wystaram o egzemplarz. Ciekawy jest też "Dziennik panny służącej", ale to inna epoka.;) Były książki o guwernantkach, pora na służące.;)
UsuńJa nieustannie polecam Herminię Lacerteux braci Goncourtów.
UsuńTo dla mnie nowość, zapisuję w kajeciku.;)
UsuńPisałem o niej stolat temu :)
UsuńPoszukam wieczorem tego wpisu, dzięki.;)
UsuńZainteresowana. Już gdzieś czytałam recenzję tej książki i pomyślałam, że chętnie bym poczytała. A przy okazji polecaną przez Piotra Herminię także. Ale najpierw czekają na mnie Dzienniki Goncourtów.
OdpowiedzUsuńDo lektury Służących gorąco zachęcam, warto.
UsuńWidzę, że nie ma ucieczki przed Herminią.;)
Rzeczywiście warto. Czyta się to miejscami jak fantastykę, szczególnie jeśli spojrzy się na daty. I nie byłbym tak ostrożny w ocenie postaw niektórych pracodawców, bo zabranie książeczki, która była przepustką do nowej pracy, sprowadzało służącą do roli niewolnicy, wcale nie pół :( Zytki, owszem były zorganizowane, ale mam wrażenie, że miast skupiać się na sprawach socjalno bytowych służących, bardziej dbały o ich indoktrynację religijną. Żeby nie było, dla równowagi autorka ładnie opisuje co miały za paznokciami rzeczone Marysie :P
OdpowiedzUsuńSkróty myślowe i nieuporządkowanie myśli - ostatnie zdanie odnosi się, rzecz jasna, do postawy pracodawców, nie do zytek :)
UsuńIndoktrynacja to jedno, ale np. taka poczekalnia dworcowa dla przyszłych sług przyjeżdżających do miasta to ogromne ułatwienie. Później jakieś spotkania, Wigilie itp. - taka wspólnota z pewnością była b. pomocna.
UsuńZabieranie książeczek od razu skojarzyło mi się z zabieraniem paszportów nielegalnym pracownikom.
I owszem, Marysie miały czasem niezłe grzeszki na sumieniu, ale to takie ludzkie.;) Swoją drogą ciekawe są zamieszczone w książce prasowe relacje dot. różnych skandali z udziałem sług.
UsuńNie będę zaprzeczał korzyściom płynącym z działalności towarzystwa, ale też i pranie mózgów uprawiano tam okropne. Był tam jakiś wyimek o histerycznej reakcji na jakąś wzmiankę o komunistach :P
UsuńTemat wydaje się być na fali wznoszącej, bo widziałem gdzieś w zapowiedziach kolejny tytuł. Jeśli w znacznej części (bo nie sądzę, by udało się uniknąć powtórzeń), oparty o inne materiały źródłowe, to chyba również wart uwagi :)
Chciałoby się powiedzieć, że jak Kuba ... Choćby z takim koszykowym :)
UsuńMignęła mi zapowiedź książki o przemocy wobec służących.
UsuńŚwięte słowa. Jak powiedziała jedna z cytowanych służących: jak pani dobra, to i służba dobra.
Z drugiej strony nie można się było ze służbą zbytnio spoufalać. Która to sławna pisarka została zdominowana przez pracownicę? Nałkowska?
UsuńNałkowska. Pani Gienia trzęsła domem, dopuszczała gości po uważaniu i rozstawiała pisarkę po kątach :) I co ciekawe, nikt jej nie poprosił, żeby napisała wspomnienie o ZN :(
UsuńTo byłby hit.
UsuńMoże była niepiśmienna?
Zachowały się pocztówki i listy do "Kochanej Pani" :) Nie sprawdzałem, co o niej Kirchner napisała, ale do tomu wspomnień o ZN nikt Gieni nie zaprosił, chociaż tkwią tam teksty jakichś bonzów, którzy znali pisarkę z widzenia tylko. Ale może obawiano się, co Gienia ma do powiedzenia :D
UsuńAha, obu paniom imputowano intymny związek :)
UsuńO, Gienia pewnie by się nie ceregieliła.;)
UsuńKtoś wierzył w ten związek?
UsuńJak pani potrzebowała odpoczynku, to wywalała za drzwi bez różnicy stanowiska. Nie była specjalnie lubiana :)
UsuńZdaje się, że wierzą w niego współcześni poszukiwacze sensacji i wątków homoseksualnych w biografiach znanych osób. Wszystko chyba na podstawie sformułowań w listach, które ja bym raczej zakwalifikował jako czułostkowość połączoną ze zwrotami z poradników typu "jak napisać list miłosny" :P
UsuńAleż to naiwne. Chyba dzisiaj trudno na takiej sensacji zbić majątek.
UsuńSwego czasu takie interpretacje były modne. Nawet Żeromskiemu dopisano miłość do nauczyciela z gimnazjum, na podstawie, o ile pamiętam, wpisów w dzienniku, że ucałowali się w tramwaju na powitanie :)
UsuńRęce opadają.
UsuńSwoją drogą, Stefanek to był zabawowy: http://bazhum.muzhp.pl/media//files/Acta_Universitatis_Lodziensis_Folia_Litteraria_Polonica/Acta_Universitatis_Lodziensis_Folia_Litteraria_Polonica-r2013-t19/Acta_Universitatis_Lodziensis_Folia_Litteraria_Polonica-r2013-t19-s99-116/Acta_Universitatis_Lodziensis_Folia_Litteraria_Polonica-r2013-t19-s99-116.pdf
UsuńPewnie nie on jeden, ale jako jeden z nielicznych miał śmiałość robić zapiski (zakładając, że nie zmyślał).;)
UsuńChyba nie miał powodu zmyślać.
UsuńTeż tak myślę. Niektóre z historii straszne.
UsuńWracając jeszcze do szukania dziury w całym, to również pana Kleksa posądzano o bezeceństwa :P
UsuńNo i pacz, wcale mu te posądzenia nie zaszkodziły.
UsuńNa szczęście.;) Więcej z tego śmiechu było niż sensacji.
UsuńPodobnie jak komentujący wyżej, też już widziałam gdzieś pozytywną recenzję (chyba w "Polityce"?), więc mam nadzieję, że książka będzie w mojej bibliotece :).
OdpowiedzUsuńNa pewno będzie, w moich okolicznych jest i cieszy się dużym wzięciem.;) Zasłużenie.;)
UsuńJa pamiętam nawet moment, w którym zacząłem nieco więcej myśleć na ten temat. Było to na zajęciach z literatury amerykańskiej na studiach, gdy doszliśmy do motywu tzw. "angel of the house". Co prawda dotyczyło to akurat bardziej pani domu, ale mechanizm podobny - kobieta miała być dobrym duchem domu, ale tak jak ten duch miała być też niewidoczna.
OdpowiedzUsuńO nie, między panią domu a służącą była jednak przepaść. Pal licho niewidoczność - pani domu z pewnością miała przywileje.
UsuńMuszę koniecznie sięgnąć po tę książkę. :) Kiedy się czyta polskie powieści z dziewiętnastego wieku, bardzo rzadko natrafia się na wzmianki o służących. W tej chwili przypominam sobie tylko Frankę z "Chama" Orzeszkowej. Franka pracowała właśnie jako służąca i została uwiedziona przez pana domu, a potem jakoś nigdzie nie mogła zagrzać miejsca.
OdpowiedzUsuńTo tylko potwierdza tezę, że z racji statusu społ. były niewidzialne. Smutne i prawdziwe. A książkę przeczytać warto, zdecydowanie.;)
Usuń