środa, 5 grudnia 2018

Czytać

[...] Nie wystarczy czytać. Rzeczą ważniejszą jest - wedle wszystkich ekspertów - czytać ponownie.

I nie tylko książkę, którą pamiętamy jak przez mgłę albo której za pierwszym czytaniem nie zrozumieliśmy w pełni; należy ponownie przeczytać każde zdanie, każdy rzeczownik i czasownik, a także przydawkę, która w książce coś definitywnie określa. Bo czego chce książka? Abyśmy ją zrozumieli. Ale coś takiego następuje powoli, nieomal tak wolno i w sposób tak skomplikowany jak w życiu. Małżonkowie potrzebują niekiedy dziesięcioleci, nim wreszcie jedno zdoła zrozumieć drugie. Książki to także trudni znajomi.


Nie wystarczy czytać zgodnie z katalogiem, modą albo tradycją; instynktownie należy szukać książki, która-właśnie nam - może powiedzieć coś istotnego. Trzeba czytać regularnie, podobnie jak człowiek śpi, je, kocha i oddycha. Książki, jak ludzie, tylko wtedy zdradzą ci swoje sekrety, obdarzą cię zaufaniem, jeśli i ty oddasz im się bez reszty.

Nie lubię czytać książek innych niż te, które są moją własnością. Nie wystarczy mieć w posiadaniu myśl i wiedzę, jaką zawiera książka. Niech zatem książka, która jest ziemską powloką myśli, będzie moją, bezwarunkowo, jak tego domagają się kochankowie.

Sandor Marai, Niebo i ziemia, przeł. Feliks Netz, Czytelnik, Warszawa, 2011, s. 98

35 komentarzy:

  1. Bardzo maksymalistyczne podejście :) Chociaż ja za każdym razem znajduję w Nad Niemnem jakieś nowe zdanie, które mnie zachwyca. No ale ja czytał niedbale i po łebkach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo minimalistyczne, bo w ten sposób zbyt wielu książek nie da się przeczytać.;) Zwłaszcza jeśli za każdym razem odkrywa się coś nowego.
      Ile razy czytałeś już Nad Niemnem? Ja niestety nie wyszłam poza szkolną lekturę po łebkach.;(

      Usuń
    2. Bez kozery powiem pińćset, średnio raz na dwa lata, całość albo jeden tom :) W sumie, jak się dobrze dobierze książkę, to i jedną można czytać całe życie i się oczarowywać za każdym razem.

      Usuń
    3. Jestem pod wrażeniem. Trochę zazdroszczę, bo wiem, że warto wracać do klasyki, ale jakoś trudno mi się zebrać. Chyba boję się rozczarowań, bo np. mimo że z pewnością głębiej przeczytałam jakiś czas temu "Mistrza i Małgorzatę", to w porównaniu z lekturą w latach szczenięcych, nie miał tej siły rażenia. Z kolei takiego hamleta odbieram dzisiaj zupełnie inaczej niż w czasach szkolnych, na zasadzie - co za okropny dzieciuch.;(

      Usuń
    4. W wakacje poczytałem Pana Wołodyjowskiego - no istna Mniszkówna w opisach romansowych, ale Basia i pan Michał zawsze cudni :) Hamlet mnie irytuje od zawsze, dlatego wolę Makbeta, tam przynajmniej Lady Makbet jest prawdziwym facetem :) Mistrz i Małgorzata nigdy mnie nie spiorunował jako całość, zbieram się do powtórki, kolejnej, żeby jednak porządnie się wczuć.

      Usuń
    5. Bo Hamlet jest irytujący.;) Makbet wart na pewno wielu powtórek, bo ma swoje smaczki, a Lady Makbet to jedna z najciekawszych kobiecych postaci szekspirowskich, a może nawet najciekawsza.
      Do Trylogii nic mnie nie zmusi, ale Krzyżakom nie powiem "nie".;)

      Usuń
    6. Moim zdaniem najciekawsza, reszta jakaś taka rozmemłana, poza Kasią z Poskromienia złośnicy, ale to stereotypowa bohaterka.
      Krzyżaków przedawkowałem w dzieciństwie, chyba jednak wolę Trylogię :D

      Usuń
    7. Niezła jest jeszcze Viola z Wieczoru Trzech Króli, b. przedsiębiorcza niewiasta.
      Aż tyle razy przeczytałeś Krzyżaków?;))))

      Usuń
    8. Krzyżaków to góra ze trzy razy. Plus film, który okrutnie niszczy wrażenia z książki.

      Usuń
    9. Tak to często bywa z ekranizacjami. Zwłaszcza jeśli te wrażenia pochodzą z młodzieńczych lat i lektury przeżywa się inaczej, dotkliwiej.

      Usuń
    10. I ta koszmarna Danuśka :P Była wystarczająco koszmarna w książce, a film to dodatkowo pogorszył.

      Usuń
    11. W filmie była drewniana.;(

      Usuń
    12. Poza Baśką w Wołodyjowskim wszystkie te sfilmowane dziewoje Sienkiewicza były drewniane. A już Braunek to hoho :D

      Usuń
    13. Mój ojciec za każdym seansem pomstował na Braunek.;)

      Usuń
    14. Nic dziwnego. Braunek i Teleszyński i po filmie :(

      Usuń
    15. Eee, na Teleszyńskiego wiele pań lubiło popatrzeć.;)
      Cóż, w każdym pokoleniu trafiają się takie drewna. I grają duże role.

      Usuń
    16. Ale on był straszny :P Fenomen Braunek jest dla mnie zupełnie niezrozumiały.

      Usuń
    17. Być może, mało filmów z nim widziałam. Dziwiłam się, że nawet ktoś tak wymagający jak Żuławski zatrudnił oboje w swoich filmach.;)

      Usuń
    18. No wiesz, obowiązkiem męża reżysera jest zatrudniać żonę w swoich filmach :D

      Usuń
    19. Żoną została chyba trochę po tym, jak z nią pracował i biorę na to poprawkę, ale Teleszyński?

      Usuń
    20. Czyli musiał się trochę postarać, żeby za niego wyszła :) A Teleszyński, cóż, może Olbrychski był zajęty, a potrzebny był amant.

      Usuń
    21. Faktycznie mogło chodzić o miłą powierzchowność.;)

      Usuń
  2. Osobiście bardzo rzadko zdarza mi się sięgać ponownie po już przeczytane lektury i wynika to oczywiście z faktu, że chciałbym poznać jak największą liczbę tytułów. Ale przyznaję, że ilekroć zdecydowałem się wrócić do danego dzieła, to w zasadzie odkrywałem go na nowo. Takie doświadczenie jest niezwykle frapujące, bo pozwala ocenić jak zmienia się nasz odbiór danej powieści, co jest pokłosiem tego, że w pewnym stopniu zmieniamy się my sami - dojrzewamy, nabieramy doświadczenia i na te same sprawy zaczynamy spoglądać z nieco odmiennej perspektywy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, różny odbiór dzieła często świadczy o naszym dojrzewaniu albo zmianie poglądów. I to jest dla mnie b. ciekawe, zwłaszcza gdy przypomnę sobie jakieś idealistyczne podejście do problemów, co często zdarza się w młodzieńczym wieku.;)

      Usuń
    2. I nie natrafiliście na żadne rozczarowania w tych powrotach?

      Usuń
    3. @Pożeracz Jest ryzyko, jest zabawa :)

      Usuń
    4. @ Pożeracz

      Jak pisałam kilka komentarzy wyżej, "Mistrz i Małgorzata" trochę mnie rozczarował - to już nie była taka frajda, jak przy pierwszym czytaniu, ale z drugiej strony byłam w stanie lepiej zrozumieć wątek Chrystusowy.
      Na pewno przy kolejnej lekturze więcej dostrzegłam w Tangu, Hamlecie, Innym świecie i kilku innych szkolnych lekturach. Wreszcie mogłam też docenić poezję, która w szkole do mnie nie przemawiała.;)

      Usuń
  3. Dziś mam gorszy dzień, więc będzie cokolwiek kąśliwie. Dobrze, że mogę mieć w odwłoku wszystkich ekspertów, którymi się pan Marai podpiera i czytać po swojemu. Pierdoły na przemian z klasyką. Rzeczy ważne, ze złodziejami czasu. Powtarzać po trzykroć albo w kąt rzucić, napluć i nawet w tamtą stronę nie spoglądać. Ale trochę racji facet ma. Fajnie byłoby mieć taki tytuł, który czytany co roku, zachwycałby w nowym aspekcie. Kto to tak czytał trylogię w którejś z młodzieżowych książek?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno jeden taki tytuł nie zawadzi, dla mnie mógłby to być Szulc, bo za każdym czytaniem odkrywam coś nowego. A w przypadku wydania BN jeszcze wgłębiam się w przypisy i ta lektura trwa, trwa i końca nie widać.;( Ale nie samym Schulzem człowiek żyje, trzeba stosować jakiś płodozmian, zgadzam się z Tobą.
      Może Piotr pomoże w kwestii bohatera od Trylogii?

      Usuń
    2. Pojęcia nie mam, ale mnóstwo maniaków czytało Trylogię co roku. Ja miałem kiedyś taką fazę na Potop :)

      Usuń
    3. Mnóstwo? To w sumie fajna promocja dla Trylogii.;)

      Usuń
    4. Pamiętasz Wielkie Gry z Trylogii z maniakami, którzy czytali T po kilka razy w roku? Chociaż obawiam się, że teraz to grupa na wymarciu.

      Usuń
    5. Pamiętam, miło było posłuchać.;) Dzisiaj mało kto chce czytać takie tomiszcza. Słyszałam zarzut, że ludzie nie rozumieją, o co chodzi - tyle tam archaizmów i nieznanych pojęć.;(

      Usuń
    6. Dziecko może się tłumaczyć, że nie zna pojęć, ale dorosły? Podłączony na stałe do internetu? Lenistwo, pani dobrodziejko, i nic więcej :)

      Usuń