niedziela, 22 lipca 2018

Sandor Márai w podróży

Na początku lat 50. ubiegłego wieku Sandor Márai wyemigrował do Stanów Zjednoczonych i zamieszkał w Nowym Jorku. Nie czuł się tam komfortowo, Ameryka niezbyt mu odpowiadała. W 1959 r. przedsięwziął długą podróż m.in. po Kalifornii i Meksyku. Tak w dzienniku pisał o San Diego, gdzie po jakimś czasie się przeprowadził i mieszkał do końca życia:
Turysta musi jednak stwierdzić, że w tym ładnym, proporcjonalnie zaprojektowanym, spokojnym mieście amerykańskim wieczór jest, tak samo jak gdzie indziej, pusty. W restauracji nie można posiedzieć, po skończeniu posiłku kelner nerwowo krząta się wokół gościa, czekając, żeby już sobie poszedł. Amerykańskim wieczorom brakuje właśnie tego, co nadaje podróżom i w ogóle życiu smak, barwę, nastrój: możliwości posiedzenia w kawiarni, na ulicznym tarasie, w winiarni. Wieczorami ludzie stają się dziwnie bezdomni. Ten wielki kraj jeszcze się nie nauczył, co się składa na urok życia, a Europejczycy, którzy tu przybyli, w niepojętym tempie zapomnieli o tych dobrych ważnych drobiazgach. W półmroku barów — ten mrok wydaje się pozostałością po czasach prohibicji albo jakimś purytańskim ukrywaniem się — wlewają w siebie mocne alkohole, to samo robią w night clubach, i czasem dostają do tego jakieś pospolite występy nudystyczne, siedzą w kinach albo w hallach hotelowych zapatrzeni poważnie i beznadziejnie w telewizor. Wszędzie jest tak samo. Tego, co daje wieczorem miasto południowoamerykańskie czy europejskie — niespiesznych spacerów, możliwości posiedzenia gdzieś i miłego spędzenia czasu — ten kraj jeszcze nie zna.
Sandor Márai, Dziennik 1957-1966, przeł. Teresa Worowska, Warszawa 2018, s. 129

San Diego w latach 50. (źródło)

6 komentarzy:

  1. Nie byłam w Ameryce, ciekawa jestem czy nadal podróże po Stanach wyglądają podobnie bezpłciowo. Marai musiał się zadowolić wspomnieniami ze starego kontynentu, a miał ich całkiem sporo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno wrażenia zależą od nastawienia turysty.;)
      Tak, porównania Ameryki z Europą na ogół nie wypadały dobrze w oczach Maraiego. To chyba nie było dobre miejsce dla człowieka z takim "zapleczem" kulturowym i historycznym.

      Usuń
  2. Trzeba mu było do New Yorku albo innego San Francisco, a nie nieco (chyba do dziś) nijakiego San Diego wędrować. Tam życie artystyczne na pewno żywsze by było, choć niekoniecznie w guście Maraiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na początku mieszkał w NJ i chyba się tam nie odnalazł, bo jednak zdecydował się zamieszkać w San Diego. A szeroko pojęta pop kultura raczej go zniechęcała niż stanowiła przyjemność.;( I wcale mu się nie dziwię.;)

      Usuń
  3. Tempo życia ludzi owładniętych mitem amerykańskiego snu nie pozwalało chyba na takie przyjemności jak rozkoszowanie się wieczornym klimatem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo właścicielom kawiarni zależało na dużym "przerobie" kupujących.;)

      Usuń