czwartek, 24 października 2019

Felix Austria

Felix Austria to książka o marzycielach: rzeźbiarz Petro chce ożywić marmur, jego żona marzy o dziecku, batiuszka Josyf o zbawieniu swoich wiernych, z kolei młody Welwele fantazjuje o podróży do Nowego Świata i oglądaniu krągłości Ziemi. A narratorka, Stefania Czorneńko, roi sobie, że swoją panią, której służy wiernie od lat, będzie miała zawsze dla siebie na wyłączność. 


Marzenia i iluzje wydają się być główną siłą sprawczą w powieści – popychają bohaterów do postępków tyleż chwalebnych, co niefortunnych. Tymczasem w Stanisławowie, gdzie osadzona została akcja, dzieją się rzeczy niepokojące: z cerkwi i synagog giną cenne przedmioty, przez okolicę przetaczają się powodzie. Zupełnie odmiennych emocji dostarczają mieszkańcom widoczne na każdym kroku cuda techniki czyli automobile, lampy elektryczne, telefony i aparaty fotograficzne. Cóż, mamy rok 1900, rok poniekąd graniczny.

Mimo widocznych tu i ówdzie starych chałup i zabłoconych ulic Stanisławów  jawi się jako twór bajkowy: migotliwy, nieco tajemniczy, może nawet mistyczny. Przyjemnie jest się zanurzyć w tym wielokulturowym światku zamieszkanym przez arcyciekawe figury i wsłuchać w opowieść Stefci, sieroty po Rusińskich biedakach. Opowiadać potrafi jak mało kto, bo z racji swojego zajęcia dużo widzi i słyszy, choć częstokroć błędnie ocenia sytuację. Ta wielbicielka magii stała się ostatecznie dla siebie samej iluzjonistką, która tworzy złudzenie, i publicznością, która ochoczo poddaje się hipnozie [278].

Sofija Andruchowycz stworzyła fantastyczną historię o zawiedzionej miłości, o potędze złudzeń i o ludziach pięknych duchem. Jej Felix Austria to zarazem pean na cześć rodzinnego miasta (obecnie Iwano-Frankiwska) – zapewne na potrzeby literatury ubarwionego w opisie, ale jakże atrakcyjnego. Książkę czytałam dwukrotnie i dwukrotnie czar Stanisławowa zadziałał.

_________________________________________________________
Sofija Andruchowycz, Felix Austria, przeł. Katarzyna Kotyńska
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2016.

12 komentarzy:

  1. Książki kusi już samą okładką - skrywa w sobie piękno oraz tajemnicę. Z przyjemnością rozejrzę się za tą pozycją Andruchowycz, bo ogromnie ciekawią mnie wykreowane postacie marzycieli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to, okładka jest udana, nawet czerwień wydaje się celnie dobrana. Do lektury gorąco zachęcam, bo jest tu znacznie więcej wątków niż marzycielski.;)

      Usuń
    2. Aż sobie sprawdziłem - autorem okładki jest Kamil Targosz, który okazuje się być bardzo ciekawym artystom. Wpadły mi w oko jego grafiki.

      Usuń
    3. Przyznam, że dla mnie jego okładki są zazwyczaj zbyt drapieżne, choć ta bardzo mi się podoba. Tak czy owak niewątpliwie jest artystą, który ma indywidualny i rozpoznawalny styl.

      Usuń
  2. O to chyba coś dla mnie. Zwłaszcza że miejsce akcji znam z rodzinnych opowieści��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę zazdroszczę tych opowieści. Na pewno były barwne.;)

      Usuń
  3. Hmm to na górze pisałam.buksy peekaboo. Nie mam pojecia dlaczego zrobiłam się unknown😄

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo może się nie zalogowałaś.;) Znowu musiałam wprowadzić małe utrudnienie w komentarzach, bo spam mnie zalewał.

      Usuń
  4. Szczerze, to z Twojej recenzji zapowiada się cudowna (nomen omen?) książka! Już sobie ząbki na nią ostrzę! I nawet można kupić ebooka na alledrogo! O!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to była taka trochę bajka dla dorosłych.;) Andruchowycz stworzyła piękny świat, w którym przyjemnie było poprzebywać, choć zdarzały się w nim i tragedie. Polecam gorąco.;)

      Usuń
    2. Bajki dla dorosłych też bywają potrzebne :). Życia prawdziwego jest wystarczająco dużo :)

      Usuń