W powieści Martína Kohana trwają Mistrzostwa
Świata w Piłce Nożnej 1978 roku. Rozgrywki są na rękę rządzącej od dwóch lat juncie,
ponieważ skutecznie odwracają uwagę Argentyńczyków od panującego w kraju terroru.
W więzieniu w Buenos Aires słychać jęki i wrzaski torturowanych, tymczasem z
pobliskiego stadionu dobiegają radosne okrzyki kibiców. Lud dostał swoje
igrzyska, co więcej, lud się zjednoczył, przynajmniej na chwilę.
Autor z powodzeniem wykorzystał narodową świętość czyli futbol, by
opowiedzieć o koszmarnych czasach i upodleniu obywateli – ofiar dyktatury oraz
tysiącach zwykłych zjadaczy chleba, którzy wolą nie wiedzieć. Narrator
powieści, jako poborowy i kierowca lekarza wojskowego niejedno widzi i słyszy,
wybiera jednak oportunizm. Nawet wówczas, gdy bez wysiłku i bez narażania się,
mógłby w niewielkim stopniu pomóc udręczonym. Wydaje się pozbawiony ludzkich
odruchów i uczuć, widać to szczególnie jaskrawo w relacjach z kobietami, o
których ma chyba mocno wypaczone pojęcie. Jego bierność bulwersuje i przeraża,
w końcu to inteligentny młodzieniec marzący o studiach medycznych, a więc być
może przyszła elita.
Dwa razy czerwiec zapewne nie robiłby tak dużego wrażenia, gdyby nie forma i zabiegi stylistyczne. Przerywniki przypominające fragmenty podręcznika, na pozór luźno powiązane z główną akcją, a powtarzane kilkakrotnie, doskonale potęgują napięcie. I choć drastycznych opisów tu brak, poczucie grozy jest dojmujące. Ta znakomicie opowiedziana historia pokazuje, że również Mundial może kapitalnie „zagrać” w literaturze.
_______________________________________________________________________________
Nie jestem fanem kopanej, ale w chwili obecnej zwrot "kapitalnie zagrać" można ponoć odnosić u nas tylko do literatury bądź archiwalnych nagrań :P
OdpowiedzUsuńMam podobnie, piłki nożnej nie lubię, a ze względu na koszmarnie duże pieniądze, jakie RP inwestuje w "występy" polskiej reprezentacji dostaję wścieklizny. Tym bardziej zapowiedzi książki mnie zniechęcały, ale kiedy już zaczęłam, wciągnęłam się maksymalnie. Zachęcam do lektury, to jest mocna rzecz.
UsuńA tego wątku sportowego jest w książce dużo? Pamiętam, jak ze względu na wątek sportowy zwlekałam z sięgnięciem po „Koniec Kalifornii”, a powieść okazała się wspaniała. :)
OdpowiedzUsuńSportu nie jest dużo, na dodatek jest znacznie lepiej wykorzystany w treści książki niż w "Końcu Kalifornii".;) Zachęcam, bo powieść jest naprawdę znakomita.
UsuńDo tej pory nie słyszałam o tej książce, dlatego cieszę się, że trafiłam na Twój blog.
OdpowiedzUsuńDodałam tę książkę do listy do przeczytania i mam nadzieję, że uda mi się po nią sięgnąć, jak już wygrzebie się choć trochę spod mojej hałdy hańby.
Pozdrawiam
Natalia
O tej książce nie pisano zbyt wiele, może również tematyka i okładka zniechęcają? Przyznam, że sama długo omijałam tę powieść, a to taka dobra powieść.;) Zachęcam gorąco do lektury.
UsuńSport bardzo często zostaje zaprzęgnięty w polityczne mechanizmy i z nimi się ściera oraz ociera, więc aż dziwne, że nie pojawia się częściej. Ale tą powieścią się zainteresuję na pewno
OdpowiedzUsuńWiadomo, czego ludowi najbardziej potrzeba - chleba i igrzysk.;( A książka świetna, chętnie przeczytałabym kolejne tego autora.
UsuńWiedziałem, że książka traktuje o futbolu, ale jakoś nie doczytałem, że jest w niej też sporo o juncie wojskowej i terrorze w Argentynie. Po Twoim tekście powieść szczerze mnie zainteresowała :)
OdpowiedzUsuńMiałam podobnie - piłka i tylko piłka, czyli nuda.;) A tu niespodzianka. I to jaka!
Usuń