W Dniu Singla przypomniał mi się fragment z Graj jak się da Joan Didion:
Obserwowała je w domach towarowych, rozpoznawała je bezbłędnie. O siódmej wieczorem w sobotę stały w kolejce do kasy, czytając horoskopy w „Harper's Bazaar", a w wózkach miały jeden kotlet jagnięcy, ze dwie puszki jedzenia dla kotów i niedzielną gazetę, wczesne wydanie z oddzielnym dodatkiem z komiksami. Czasem bywały bardzo piękne, nosiły spódnice przepisowej długości i okulary słoneczne w przepisowym odcieniu, tylko usta miały lekko ściągnięte jakimś smutkiem, no i stały tak sobie z kotletem jagnięcym, kocim jedzeniem i poranną gazetą. Żeby nie dać nic po sobie poznać, Maria zawsze robiła duże zakupy, całe litry soku grapefruitowego, kilogramy zielonego sosu chili, suszonej soczewicy, makaronu w kształcie liter alfabetu, rigatoni, pataty w puszkach, dziesięciokilogramowe pudła proszku do prania. Znała wszelkie oznaki samotnej, nie pracującej kobiety, toteż nie kupowała pasty do zębów w małych tubkach, nigdy nie wrzucała gazety do wózka z zakupami. Dom w Beverly Hills tonął w powodzi cukru, płatków kukurydzianych, mrożonych befsztyków i cebuli. Maria jadła twarożek.
Joan Didion, Graj jak się da; przeł. Anna Kołyszko, Kraków 1986, s. 97
Na szczęście od czasu premiery książki (1970 r.) wiele się zmieniło i single nie muszą się ukrywać.;)
U nas takie zakupy na bogato są charakterystyczne dla gospodyń, które pamiętają czasy kartkowe. Moja Mama nie funkcjonuje, jeśli nie ma najmniej 10 kg cukru w spiżarce :P
OdpowiedzUsuńHm, moja raczej zamraża mięso na potęgę (z siostrą nazywamy to: archeo;)).
Usuń:) Temat archeo jest mi doskonale znany.
UsuńWitaj w klubie.;)
Usuńu mnie taka obsesja panuje na punkcie chleba. Jego brak w zamrażarce jest jak zapowiedz końca świata
OdpowiedzUsuńTo coś nowego o Tobie.:) U mnie chleba może nie być, ale czekolada - zawsze.;)))
Usuń