Z Rynku Dębnickiego udawał się do swojej tajnej kryjówki. Było to święte świętych Eminencji. To tam na ulicy Powroźniczej 6, założono tajną jadłodajnię. Wiedzieli o niej tylko wtajemniczeni, można było tam zjeść obiady, kolacje, bardzo wczesne śniadania. Jadłodajnia była tak tajna, że wiedziała o niej większość aktorów, artystów, co bardziej wyzwolonych księży, redaktorzy „Tygodnika Powszechnego" i redaktorzy Wydawnictwa Znak. Wielbili ją także maniacy Witkacego, w tej właśnie willi bowiem rozgrywała się akcja ostatniej powieści Stanisława Ignacego wedle niepewnej wiedzy właściciela pana Aleksandra, którego wysokie patykowate widmo zawsze sączyło czarną smolistą kawę gotowaną specjalnie dla niego. Był to rodzaj bomby, smolista kawa z kabaretki, rozcieńczona lekko mlekiem, w którym gotowano powoli kardamon, cynamon, goździki i wanilię z melasą, aż substancja ta zaczynała przypominać toffi. Pan Aleksander siorbał to godzinami, uśmiechając się kwaśno do gości i zupełnie nie udzielając się towarzysko.
Edward Pasewicz, Śmierć w darkroomie, Kraków 2019, s. 19
Ilekroć czytam kryminały Donny Leon, gdzie Paola przygotowuje posiłek myślę o twoich wpisach kulinarnych. Jest tam bogaty materiał. Ponoć nawet powstała książka na ten temat, tak jak powstała książka o weneckich uliczkach w powieściach Donny Leon. Mnie uśmiechałaby się też książka o lekturach bohatera. Sorki, bo odbiegłam od tematu. Dobra kawa nie jest zła :) choć akurat ja nie lubię słodkich kaw, więc poproszę bez wanilii i melasy. Za to małe co nieco do kawy bardzo chętnie.
OdpowiedzUsuń