Wzrastająca popularność powieści graficznych stanowi dla mnie fenomen, którego nie rozumiem. W dzieciństwie spędziłam wiele przyjemnych chwil czytając o przygodach Koziołka Matołka, Tytusa oraz Kajko i Kokosza, ale żeby czytać żeby czytać komiksy w wieku mocno dojrzałym? Nie do przyjęcia.;) Okładka i opis Mamusiek zrobiły jednak swoje, w końcu opowiastka o Koreankach 55+ może być interesująca.
I rzeczywiście była, głównie dzięki różnicom kulturowym oraz narratorce. Historia Soyeon, która utrzymuje się ze sprzątania toalet, to dobry punkt wyjścia dla opowieści o kobietach z klasy niższej, często niezamężnych, które na szczęście nie tylko pracą żyją. Wychodzą z przyjaciółkami do klubów i obmyślają, jak poznać sensownego mężczyznę bez nałogów, za to z grubym portfelem. Finansowe zabezpieczenie oraz dobra zabawa wydają się ważniejsze niż romantyczne porywy serca, bohaterki najwyraźniej mają już dość nieudanych związków.
W Mamuśkach sporo miejsca poświęcono pracy – pokazane są relacje z koleżankami oraz z przełożonymi. O ile starania o posadę wyglądają podobnie lub tak samo jak w Europie, o tyle zakładanie związków zawodowych chyba nie. Problemy, z którymi mierzą się postaci Ma Yeong-shin, dowodzą, że mimo fatalnych okoliczności Koreanki potrafią walczyć o swoje prawa. Podobnie zresztą dzieje się w rodzinach – mąż, a tym bardziej dorosłe dzieci, nie są już w stanie nakłonić swoich żon i matek do bycia potulnymi.
Nie jestem w stanie ocenić komiksu od strony artystycznej – czarno-białe ilustracje są czytelne, każda z postaci daje się odróżnić od pozostałych, i tyle. I jakkolwiek lektura była dla mnie pozytywnym doświadczeniem, to nie wzbudziła we mnie większych emocji (może oprócz irytacji na widok translatorskich potknięć). Ani zajmująca fabuła, ani oryginalne obrazki nie oferują takich przeżyć, co tradycyjna powieść.
__________________________________________________
Ja też uważam, że ani zajmująca fabuła, ani oryginalne obrazki nie dadzą takich przeżyć, co tradycyjna powieść. Nie lubię obrazków. A czy dużo było tych translatorskich potknięć?
OdpowiedzUsuńNiech żyje długi tekst!;) Potknięć może nie było dużo, ale za to rażące np. polepszę się zamiast poprawię się. Gdyby jeszcze bohaterka mówiła niepoprawnie albo gwarą, to rozumiem, ale kontekst sugerował coś innego.
UsuńO, proszę, nie wiedziałem, że Kwiaty Orientu zaczęły wydawać powieści graficzne. Ja sięgam po nie bardzo rzadko, ale głównie wynika to ze słabej dostępności w bibliotekach. Lubię tego typu twórczość, z pogranicza rysunku i prozy, bo obrazy (małe i duże, szkicowane, rysowane czy malowane), jako wzrokowcowi, są bardzo bliskie mojemu sercu ;)
OdpowiedzUsuńU mnie w bibliotece też jest mało komiksów, ale nie ubolewam nad tym.;)
UsuńTeż jestem wzrokowcem, ale wolę jednak powieść niegraficzną.;)
A ja ubolewam. Bo mimo, że moja WBP ma pokaźne zbiory, to są to rzeczy kupowane dość chaotycznie i ciężko dostać mniej popularne tytuły. A komiksy lubię od pacholęctwa i miałem ich dość pokaźny zbiór, który, pożyczamy, nie wrócił do macierzy :P
UsuńCzyli zwolenników komiksów jest więcej.😉 Poruszyłeś istotny temat: w bibliotekach jest mało mniej popularnych tytułów. Dotyczy to chyba wszystkich gatunków literatury. Ostatnio rozmawiałam z właścicielem małego wydawnictwa, który stwierdził wprost, że bibliotekarze są skorumpowani przez monopolistów.
UsuńOstatni akapit doskonale ilustruje me frustracje przy pisaniu o komiksach/powieściach graficznych - chciałbym coś elokwentnego napisać o jakże ważnej stronie graficznej, ale brak mi aparatu do tego.
OdpowiedzUsuńPocieszyłeś mnie.;) Z ciekawości sprawdzę, jak w prasie pisze się się o powieściach graficznych (choć więcej przygód z tym gatunkiem na razie nie planuję.)
Usuń