W roku tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym ósmym, w lutym, wysiadłem na lotnisku Orly z samolotu, który wystartował z Warszawy. Miałem przy sobie osiem dolarów; miałem dwadzieścia cztery lata; byłem autorem wydanego tomu opowiadań oraz dwóch książek, których wydać mi nie chciano. Byłem także laureatem Nagrody Wydawców, którą otrzymałem na kilka tygodni przed wyjazdem z Warszawy. I jeszcze jedno: zostałem uznany za człowieka skończonego i stwierdzone zostało ponad wszelką wątpliwość, że niczego już nigdy nie napiszę. Jak powiedziałem, miałem dwadzieścia cztery lata – ci, którzy pogrzebali mnie szybko z wprawą zawodowych grabarzy, byli ludźmi starszymi ode mnie o lat trzydzieści lub więcej. Adolf Rudnicki napisał kiedyś, że najmodniejszym kierunkiem w literaturze polskiej jest miażdżenie i niszczenie. Ten sam Adolf Rudnicki, kiedy wydrukowałem swoje pierwsze opowiadanie, zapytał mnie: „Czy pańscy koledzy mówią już, że pan się skończył?”. „Dlaczego?” – zapytałem. „Bo ja” – powiedział Rudnicki – „kiedy napisałem Szczury, moją pierwszą książkę, spotkałem Karola Irzykowskiego i Irzykowski spytał: «Czy pańscy koledzy mówią już, że pan się skończył?»”.
Marek Hłasko, Piękni dwudziestoletni, Czytelnik, 1989
Po 1958 r. Hłasko napisał kilka naprawdę niezłych powieści, między innymi:
- Brudne czyny (1963)
- Wszyscy byli odwróceni (1964)
- Drugie zabicie psa (1965)
- Nawrócony w Jaffie (1966)
- Opowiem wam o Esther (1966)
- Sowa, córka piekarza (1968)
- Palcie ryż każdego dnia (1968)
Dziś obchodziłby 90 urodziny, a rok 2024 ogłoszony został Rokiem Marka Hłaski (oraz Melchiora Wańkowicza, Kazimierza Wierzyńskiego i Zygmunta Miłkowskiego). O mojej fascynacji twórczością tego pisarza pisałam dziesięć lat temu TU.
Pamiętam ten licealny snobizm na zbiorowe wydanie Hłaski, to biało-czarne, mam je do dziś, przeczytane może w jednej trzeciej :)
OdpowiedzUsuńTeż je mam. Strach otworzyć, bo tak trzeszczy.:(
UsuńWydaje mi się, że dżinsowe wydanie dzieł Stachury było większym powodem do dumy.😉
Poeci mnie nie kręcili, a na Hłaskę dałem się namówić i utknąłem. Tkwię do dzisiaj.
UsuńMnie też poeci nie kręcili, ale miałam wielką fankę Stachury wśród koleżanek, dlatego w ogóle wiedziałam o tym wydaniu, w księgarniach był nie do zdobycia.
UsuńCóż, skoro Hłasko nie wciągnął, mówi się trudno. Jest tylu innych wspaniałych autorów.🙂
Stachura był faktycznie nie do dostania, a Hłaskę nabyłem po taniości, widać szał szybko przeminął :D Szczerze mówiąc, to nieco mnie odrzucają tacy autorzy przeklęci, zupełnie nie mój typ.
UsuńU mnie o snobowanie na czytanie było dużo prościej, wystarczyła po prostu książka w ręce. Ja akurat w LO miałem fazę na ostry pop i zaczytywałem amberowskich szpiegów i phantompressowe horrory :P
Usuń@ Piotr
UsuńTak po prawdzie w mojej klasie Stachura i Hłasko nie byli na topie, wyprzedzał ich Zły Tyrmanda oraz Mistrz i Małgorzata - do koleżanki ustawiały się kolejki chętnych.;) Boszsz, c to były za piękne czasy.;)
@ Bazyl
UsuńI tu widać, że kolega nieco młodszy.;) Ww. wydawnictwa chyba po 1989 r. zaistniały, nie kojarzę ich z czasów licealnych. To bardziej pytanie niż stwierdzenie.;)
Podstawówkę kończyłem za komuny, LO zaczynałem w dzikim kapitalizmie, tak to ujmę. A zaimponować w mojej klasie czytaniem trudno nie było, bo Los, wbrew moim planom, rzucił mnie do mat-fizu :(
UsuńCzyli dzielą nas jakieś trzy-cztery lata.;) Koledzy w mat-fizie też czytali, dopóki nie wciągnęła ich informatyka, która wtedy tak się jeszcze nawet nie nazywała.;)
Usuń@Bazyl Phantom Press! Amber! Do do dziś mam po kilka okazów z tych hitów :)
Usuń@czytanki.Anki Po prawdzie to z tych hitów najbardziej do mnie przemawiał Zły :D Oraz Wharton i Irving.
Też posiadam. Choćby zaczytane aż do rozwarstwienia "Miasteczko Salem", odpowiedzialne za moją traumę i nielubienie ciemności nawet teraz :P
UsuńOoo, fazę na Whartona to pamiętam. Później jeszcze Coelho, ale od Alchemika się odbiłem, bom już był pan student z uczuleniem na złote myśli :P Ale pana Williama to lubiłem i nawet bym sobie chyba zrobił powtóreczkę sprawdzającą jak go teraz, jako stateczny mąż i ojciec, odbieram :D Irving to dla mnie dużo późniejsze odkrycie, ale wykończył mnie powtarzającymi się motywami.
Irving - jak najbardziej, choć faktycznie po ok. pięciu powieściach zaczął nudzić. Whartona czytałam Ptaśka i Tato, dla porównania z ekranizacjami, pozostałe powieści spowija mgła niepamięci.;(
Usuń@Bazyl: uwierz mi, nie powtarzaj Whartona. No może Tatę albo Ptaśka.
Usuń@ZwL a "Spóźnieni kochankowie"? Jakoś tak mi siedzą w pamięci, ale nie wiem czy pozytywnie czy negatywnie :)
UsuńMam ich od piętnastu lat na półce do powtórki, ale się boję, bo to albo arcydzieło, albo nieziemski kicz :)
UsuńSpóźnionych akurat pamiętam że względu na scenę erotyczną. To było niewiarygodnie żenujące.:(
UsuńAlbo żenująco niewiarygodne.;)
UsuńWhy not both? A przedtem to było całkiem sympatyczne, chociaż słabo realistyczne.
UsuńOtóż to - sympatyczne. I jeszcze ten fenomen popularności akurat w Polsce, podczas gdy w Stanach Wharton nie był zbyt ceniony.
UsuńA z Murakamim jak było? Też tylko Polska czy raczej świat? Bo był swego czasu fenomen z tego co pamiętam :)
UsuńChyba nadal jest popularny u nas. U Brytyjczyków, sądząc np. po wpisach na IG, też.
UsuńNo Murakami to chyba światowy fenomen, skoro regularnie jest obstawiany u bukmacherów przy Noblu. A Wharton, zdaje się, w pewnym momencie produkował książki tylko na rynek polski.
UsuńNa szczęście Murakami chyba ma coraz większą konkurencję w zakładach, chyba trochę spadł w rankingu.;)
UsuńMoże w końcu po coś Hłaski sięgnę, chociaż z wpisów tego i tego sprzed lat dziesięciu wnoszę, że zdecydowanie za późno na zachwytu, kiedy człek się ani do pięknych, ani do szpetnych nie zalicza, a raczej do stetryczałych:) Wszystkiego najlepszego
OdpowiedzUsuńMasz rację, trudno się nim dziś zachwycać. Też sobie obiecuję, że coś sobie przypomnę, ale na wertowaniu się kończy.:(
UsuńDziękuję za życzenia.
Ech, kupiłem pod koniec roku 2023 trochę Hłaski, ale jeszcze się za niego nie zabrałem. Oby w tym roku się udało ;)
OdpowiedzUsuńOkazja jest jak znalazł.;) Obiecałam sobie, że przeczytam w końcu Wilka i Listy które mam chyba na czytniku od 10 lat.;(
UsuńO, ja właśnie kupiłem "Wilka" i "Listy". No i do tego "Piękni dwudziestoletni" i "Pierwszy rok w chmurach".
UsuńMoże zatem będzie szansa porównać wrażenia.;)
UsuńNapiszę tak: lubię opowiadania tego autora, ale już „Drugie zabicie psa” mocno mnie rozczarowało, bo postacie były odpychające, cyniczne. W utworach tego autora często spotkać można alkoholików, oszustów i inne typy spod ciemnej gwiazdy, a takie typy interesowały mnie tylko wtedy, gdy byłam bardzo młoda, więc teraz niezbyt mnie ciągnie do czytania Hłaski.
OdpowiedzUsuńWczoraj w TVP Kultura wyświetlono właśnie Drugie zabicie psa. Nie byłam w stanie obejrzeć do końca, mimo dobrej obsady i gry aktorskiej, właśnie ze wspomnianych przez Ciebie względów.;( Widziałam ten spektakl lata temu i dość mi się podobał, teraz postaci mnie odrzucały. Czyli Hłasko nie w każdym wieku "smakuje".
UsuńBo ta historia chyba niezbyt nadaje się na spektakl... Postacie Hłaski odrzucają, ale nie zawsze: czytając „Pętlę”, współczułam bohaterowi alkoholikowi. Jest taka powieść Ireneusza Iredyńskiego, „Dzień oszusta”, i wydaje mi się ona mocno podobna do „Pętli”. Powieść mało znana, przysypana kurzem, a bardzo ciekawa. :)
UsuńPętlę znam z filmu Hasa, tekst nie zrobił na mnie później takiego wrażenia. Faktycznie współczuło się głównemu bohaterowi.
UsuńTak, Iredyński napisał kilka niezłych powieści, mało przyjemnych, ale niezłych.