wtorek, 14 stycznia 2014

Piękny osiemdziesięcioletni

Chyba żaden inny pisarz nie fascynował mnie w czasach licealnych tak bardzo jak Marek Hłasko. Złożyła się na to niechęć do literatury „dziewczyńskiej”, legenda pisarza i naturalnie jego utwory. Smaczku dodawał ten sam dzień obchodzenia urodzin. Nie pamiętam już, czy najpierw przeczytałam „Pięknych dwudziestoletnich”, czy zbiór opowiadań, ważne, że wpadłam po uszy. Brutalny, męski świat Hłaski okazał się na swój sposób atrakcyjny – mimo wszechobecnego brudu i zgnilizny. Oprócz lektur były też adaptacje teatralne i filmowe, oglądane bez wyjątku: od świetnej „Pętli” Hasa po słabą „Sonatę marymoncką” Ridana. A potem przyszły studia i pojawiły się zupełnie inne fascynacje.


Od tamtej pory nie ciągnęło mnie do odnowienia znajomości. Miałam niejasne przeczucie, że proza Hłaski mocno się zestarzała i nowych fanów raczej się nie doczeka. Fragmenty „Pięknych dwudziestoletnich” wysłuchane latem w radiowej Dwójce potwierdziły moje przypuszczenia: uderzał niewyszukany styl, treść nie porywała. I dopiero osiemdziesiąta rocznica urodzin pisarza skłoniła mnie do przejrzenia biblioteczki i powtórnej lektury. Wybór padł na „Ósmy dzień tygodnia” - całkiem udany obrazek obyczajowy z warszawskiej Pragi lat 50. oraz „Cmentarze” – utwór dość nierówny, ale głębszy i ciekawszy.


Hłasko uważał „Cmentarze” (1957) za nieudane, bo zawierały zbyt wiele historii z życia wziętych (z czasem uznał, że proza powinna składać się wyłączenie ze zmyśleń). Faktycznie, dialogi takie jak ten z celi w komisariacie MO:
– Mówię panu; byłem trochę wstawiony i śpiewałem.
– Co pan śpiewał?
– Czy to nie wszystko jedno?
– Jasna sprawa, że nie. Śpiew a śpiew to kolosalna różnica. O czym pan śpiewał?
– Już nie pamiętam, zresztą naprawdę nieważne… Wojskowa stara piosenka. […]
Nieznajomy gwizdnął.
– Gorzej być nie mogło – powiedział. Leży pan jak amen w pacierzu…
(s. 100)
lub ten telefoniczny z kolegą z pracy:
– Słuchaj, tutaj małe nieporozumienie. Zatrzymano mnie.
– Na odprawie?
– Nie. W komisariacie.
– W ramach akcji „Miasto – Wsi”?
– Nie. Normalnie.
– Aha: deratyzacja.
– Nie. Rzekomy alkoholizm.
– Przecież do walki z alkoholizmem wydelegowaliśmy Cebulaka. Ty, Kowalski, jesteś wydelegowany dla akcji łączności miasta ze wsią.
(s. 119)
i z zebrania partyjnego:
– Towarzysz Nowak ma airdale-terriera, który się nazywa „Samba”. Pytam się: dlaczego „Samba”? Z tym trzeba raz nareszcie skończyć.
– To w wolnych wnioskach – podniosły się okrzyki. – To w wolnych wnioskach.
– Dlaczego czekać aż do wolnych wniosków? – krzyczeli inni. – Z takimi rzeczami trzeba skończyć od razu, słusznie. Dzisiaj „Samba”, a jutro co? Dzieci koreańskie napalmem bombardować, tak?
(s. 136)
mogą dzisiaj uchodzić za zabawne i po prostu wyssane z palca, niestety pisarz zaledwie ubrał w słowa prawdziwe sytuacje. Ta historia przykładnego obywatela i działacza partyjnego, który, posądzony o dywersję, szuka wsparcia u dawnych kolegów z partyzantki, chwilami kuleje i ociera się o patos, dobrze jednak oddaje grozę epoki stalinowskiej. Styl może nie zachwycać, natomiast kafkowski klimat i dialogi zwięźle oddające sedno problemu wyróżniają się tu zdecydowanie na plus. Mnie się podobało, pozostaje pytanie, czy dywagacje o wypaczeniach ideologii mogą jeszcze porywać kolejne pokolenia.

Przeglądając książki Hłaski, dochodzę do wniosku, że nawet jeśli straciły na aktualności, pozostaną dla mnie ważne ze względu na dawne dyskusje i całą otoczkę towarzyszącą ich poznawaniu (że o zdobywaniu nie wspomnę). Przy całym swoim pozerstwie, ten James Dean polskiej literatury niewątpliwie wniósł do niej sporo fermentu i pozostawił kilka niezłych opisów powojennej Polski. Na koniec jeszcze jedno spostrzeżenie: Hłasko miał dobrą rękę do tytułów np. „Następny do raju”, „Wszyscy byli odwróceni”, „Opowiem ci o Esther”, „Palcie ryż każdego dnia” i kilka innych. Wyraziste i intrygujące jak ich autor.

Na stronie radiowej Jedynki można wysłuchać fragmentów biografii Marka Hłaski autorstwa Andrzeja Czyżewskiego w wykonaniu Andrzeja Chyry.

______________________________________________

Marek Hłasko "Cmentarze", Czytelnik, Warszawa 1989
______________________________________________

58 komentarzy:

  1. Podobnie jak ty, w liceum zafascynowałam się prozą Marka Hłaski. Bardzo lubiłam opowiadania, a jego historie były zupełnie inne od tych, które zazwyczaj czytałam. Z racji tego, że w tym roku (dokładnie dziś) przypadają jego 80te urodziny, mam nadzieję, że uda mi się przeczytać kilka opowiadań, które pominęłam.

    Przy okazji chciałabym zaprosić Cię na stronę Jubileuszowych Lektur http://jubileuszowelektury.blogspot.com/ , gdzie przez cały rok świętujemy między innymi urodziny Hłaski. Jest tam też wielu innych ciekawych pisarzy :) może znajdziesz coś dla siebie i podzielisz się z nami przemyśleniami na temat ich twórczości.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze wiedzieć, że są wśród blogowiczów inni zwolennicy Hłaski.;) Masz rację, jego opowiadania były inne od pozostałych, pewnie głównie za sprawą ponurej i brudnej rzeczywistości, którą przedstawiał.
      Dziękuję za zaproszenie, jest szansa, że zamieszczę kilka wpisów na Waszym blogu, bo na liście tegorocznych jubilatów znalazłam autorów, których miałam w planach.

      Usuń
  2. Do Hłaski "dotarłem" za pośrednictwem "Bazy ludzi umarłych", choć on sam podobno odcinał się od filmu. Mnie kojarzył się zawsze z surową prozą bez ozdobników, choć nie wiem na ile była konsekwencja utrzymanych w takiej konwencji okładek, :-) no i latami studiów :-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odcinał się, bo Petelscy znacząco zmienili wymowę filmu.;(
      Wydaje mi się, że to była surowa proza bez ozdobników. Większość bohaterów to ludzie na ogół przegrani; grupa społeczna też specyficzna: robotnicy, kierowcy, prostytutki, pijacy itp.Nie ma zmiłuj się.;(

      Usuń
    2. Ale do dzisiaj film spokojnie da się oglądać, trzeba tylko, zwłaszcza na początku trochę przymknąć oko :-) w dalszej części da się zapomnieć o tych ideologicznych koncesjach i na pewno aktorzy i plenery z Karkonoszy są mocną stroną filmu.

      Usuń
    3. Pamiętam, że oglądałam ten film przede wszystkim ze względu na Niemczyka.;) Poza tym nie przeszkadza mi całe to ideolo, mogę oglądać nawet klasyczne produkcyjniaki, w końcu to część naszej historii.;(

      Usuń
    4. Plenery znakomite, a i sam film się broni, szczególnie jeśli się, tak jak ja, nie pamięta oryginału:)

      Usuń
    5. Jest na YT, może sobie przypomnę, bo całe wieki go nie widziałam. Ale te góry, zima, twardzi faceci na długo zapadają w pamięć.

      Usuń
  3. Czy wypada o jubilacie pisać, że mnie nigdy nie fascynował? Czytałem, a jakże, przecież był to obowiązkowy etap licealny, ale bez szału. I właśnie chyba Piękni dwudziestoletni podobali mi się najbardziej. Ale pięciotomowy wybór Hłaski mam do dziś:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W drugim obiegu ukazało się uzupełnienie tego oficjalnie wydanego wyboru i wydały je z okładką nawiązującą do wydania Czytelnika chyba nawet dwa różne podziemne wydawnictwa. Jeśli mnie pamięć nie myli, jedno dodało dwa tomy, drugie jeden, tak że w tej części pokrywały się.

      Usuń
    2. Pewnie, że wypada.;) Paradoksalnie znam więcej kobiet, którym jego proza odpowiadała, niż mężczyzn. A przecież nie powinna, bo postaci kobiece są u Hłaski niemal tendencyjne: prawie każda zdradza.
      "Piękni..." byli dobrzy jako wstęp do twórczości Hłaski, pamiętam, że wielu osobom się podobali.
      Też mam ten pięciopak.;)

      Usuń
    3. Ja się czuję niekomfortowo nie czcząc czczonych jubilatów :D U mnie w klasie faktycznie dziewczyny się zaczytywały i zachwalały. Ale z męskiej prozy to ja wtedy wolałem Forsytha :P
      Te jego kobiety faktycznie są straszne, on jakiś kompleks miał, patrząc na jego biografię, albo się mścił :)

      Usuń
    4. Mam podobne podejrzenia co do kompleksów lub urazu do kobiet, taka percepcja nie mogła brać się znikąd.
      Sama nie przepadam za czczeniem jubilatów, ale akurat Hłasko = piękne lata mojej młodości, więc zaważył sentyment.;)

      Usuń
    5. @ Marlow

      Czyli w pewnym okresie Hłasko był bardzo modny, skoro tak licznie go wydawano.;) W czym pomagały książki pt. Kaskaderzy literatury - kiedyś niemal kultowa.

      Usuń
    6. A pamiętacie kultowego "dżinsowego" Stachurę? Dziewczyny się zabijały, panowie wzruszali ramionami :)

      Usuń
    7. Mnie Stachura nie ruszał, dopiero płyta Różańskiego mi się spodobało. I "Cała jaskrawość" czytana przez Olbrychskiego, mimo że go nie lubię.;(

      Usuń
    8. On i Stachura to były dwa symbole twórców zbuntowanych i obaj zostali przywróceni do łask w końcówce "komuny". Teraz kiedy nie ma ideologicznych zakazów i nakazów można w głowę zachodzić - o co chodziło z tym zakazem :-).

      Usuń
    9. U nas była grupka fanek; Stachura w wykonaniu Czyżykiewicza (?), w wykonaniu Chodakowskiej, Stara Prochownia, te klimaty.

      Usuń
    10. Marlow: no przecież sam bunt jako bunt był zakazany :P

      Usuń
    11. Na dodatek Stachura to typ łazika, a takich w PRL-u nie lubiano. Plus dżinsy - materiał wywrotowy.;)

      Usuń
    12. Nie dżins, tylko teksas, najlepiej z zakładów Odra :P

      Usuń
    13. Faktycznie, jak mogłam tak się pomylić.;)
      Można sobie z tych literackich mód stroić dzisiaj żarty, ale który z obecnych pisarzy dochowa się takich fanów?:(

      Usuń
    14. Pewnie żaden. Cenzura to jednak była potęga w kształtowaniu mód. Gdyby wydawali tego Hłaskę w stutysięcznych nakładach, to nikt by go pewnie dziś nie pamiętał.

      Usuń
    15. Widzę to podobnie. Poza tym literatura jako taka straciła niestety na wartości.

      Usuń
    16. Wystarczyłoby Hłasce pozwolić na powrót do Polski i już by było po chłopie, legendzie itp.
      Czy ja wiem, czy literatura straciła, czy raczej czytelnik ma taki wybór, że przeczyta raz i leci dalej, nie ma chęci i czasu na powtórki, zgłębianie wszystkiego, co autor napisał, szukanie, kto pisał podobnie itp.

      Usuń
    17. Trochę na temat: mój ulubiony fragment z "Uwikłania".
      Właśnie z tych powodów, o których piszesz, moim zdaniem literatura straciła. Jesteśmy zalewani nowymi książkami, a dyskusji brak.;(

      Usuń
    18. Z tym zalewem każdy sobie już musi radzić indywidualnie. Przy tej liczbie tytułów dyskusji trudno się spodziewać, chyba że na poziomie Kalicińskiej i Karpowicza, dużo ogólników i emocjonalnego podejścia.
      A zauważyłaś, że zanikły, silne jeszcze dziesięć lat temu, biadania, że nie ma literatury opisującej naszą rzeczywistość, że pisać uciekają od niej?

      Usuń
    19. Mało merytoryczna była dla mnie ta polemika.;(
      Mam wrażenie, że 10 lat temu nasza rzeczywistość nie była źle opisana, teraz chyba pisze się znacznie więcej o teraźniejszości - czasem pod płaszczykiem ironii, zgrywy horroru, ale się pisze. Zawsze mnie zaskakują zapowiedzi powieści historycznych - w tym roku ponoć Tokarczuk i Karpowicz mają wydać jakieś monumentalne dzieła z tego gatunku.;)
      A Ty jak widzisz opisywanie polskiej rzeczywistości?

      Usuń
    20. To nawet nie była polemika, ot, jedna napisała, drugi napisał.
      Pamiętam te płacze, że tylko anglosaskie romanse się wydaje, a o Polsce nikt nic. No może nie 10 lat temu, ale 15-20 na pewno. Teraz na pewno jest lepiej. Za to nie pytaj mnie o stan naszej literatury współczesnej, bo ja sobie radzę z nadmiarem książek, programowo nie czytając nowości :) Masłowska swój kawałek opisała nieźle i tyle wiem :P

      Usuń
    21. Varga też się włączył do tej sprawy.;)
      Myślę, że gdyby zebrać kawałki opisane przez różnych autorów, mielibyśmy interesujący obraz. Na wypadek dalszych narzekań ratują nas reportaże, choć to trochę inna literatura.

      Usuń
    22. A ja bym przeczytał coś mniej wycinkowego, taką Sagę rodu Forsyte'ów za ostatnie sto lat. Tyle że to chyba nie przejdzie, bo kto teraz pisze wielotomowe powieści poza panią Gutowską-Adamczyk.

      Usuń
    23. Na coś takiego trzeba będzie chyba jeszcze długo poczekać, fakt. Potrzeba ogromnego przygotowania do napisania takiej powieści, szperania w dokumentach itp. Komu by się chciało w tych "szybkich" czasach.

      Usuń
    24. Zawsze można sobie wynająć riserczera, ale pewnie autorom by się nie chciało z własnej kieszeni dopłacać.

      Usuń
    25. Tak więc na "epicką" powieść nie ma chyba co liczyć. Ale nie narzekam, wolę krótsze formy.;)

      Usuń
    26. A ja wchodzę znów w fazę porządnych powieści, minimum 500 stron najlepiej.

      Usuń
    27. Ciekawe, czy kiedyś dojrzeję do takich upodobań.;) Ale nie powiem, "Dallas'63" czytało się dobrze i szybko.

      Usuń
    28. Ja się przymierzam do powtórki Hrabiego Monte Christo :D

      Usuń
    29. Ta książka była dla mnie zawsze poza zasięgiem w czasach szkolnych.;( Nie miałam nawet pojęcia, jak wygląda okładka. Inne łatwiej było już dobyć.

      Usuń
    30. Miałem z biblioteki, wielki tom z ilustracjami Uniechowskiego. Teraz mam własny, ale badziewny i już się sypie, chociaż nieczytany :)

      Usuń
    31. Chyba muszę odejść od komputera - zajrzałam na allegro, żeby sprawdzić wydania Hrabiego i okazuje się, że Głowacki Janusz wydał zbiór felietonów pt. Powrót Hrabiego Monte Christo, które - jak wyczytałam w innym miejscu - ponoć są świetne. Nie dość, że pewnie warto byłoby wreszcie przeczytać Dumasa, to na listę trafiła kolejna książka w postaci "Powrotu...". Jak żyć, jak żyć?:)

      Usuń
    32. Jak żyć? Dłużej, o wiele dłużej :D

      Usuń
    33. To dopiero jest wyzwanie.;)

      Usuń
    34. I już chyba czas zacząć się o to starać, tylko jak?

      Usuń
    35. Prawdę mówiąc, długowieczność nie jest szczytem moich marzeń, bardziej pożądane byłyby większe moce przerobowe.;)

      Usuń
    36. To tylko w lotto wygrać i milionerem zostać :)

      Usuń
  4. Pod tym, że liceum to czas na czytanie Hłaski, ja także się podpisuję. Pamiętam, że "ósmy dzień tygodnia" wówczas zrobił na mnie największe wrażenie. "Pięknych dwudziestoletnich" przeczytałam później, musiał to być początek studiów, to już nie była ta sama ekscytacja;)
    Aczkolwiek bardzo cenię język, w jakim Hłasko pisał. Bardzo prosty, trafny, może inspirowany Hemingwayem, może po prostu siermiężny, ale mi się podoba!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też dostrzegam pewne podobieństwo do Hemingwaya: w stylu, w tematach, w opisie relacji damsko-męskich. W "Ósmym dnia tygodnia" zaskoczyła mnie b. udana psychologicznie postać głównej bohaterki - jej zachowanie wydało mi się b. prawdziwe.

      Usuń
  5. Mnie znacznie bardziej fascynowała legenda Hłaski niż jego twórczość. Do tego stopnia, że zupełnie nie pamiętam, co z jego utworów czytałam; za to "Matkę Hłaski" Stanisławczyk do dziś mam w pamięci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, a co takiego szczególnego jest w tej książce?
      Przed chwilą słyszałam końcówkę programu o Hłasce w PR2 i kuzyn MH powiedział, że matka pisarza zaczęła kochać syna dopiero po jego śmierci. Ciekawe.

      A ten artykuł znalazłam przed chwilą: http://www.polityka.pl/kultura/aktualnoscikulturalne/1533813,1,spadkobierca-marka-hlaski.read

      Usuń
    2. Przeczytałam artykuł (a raczej dostępny fragment) i jestem lekko zdezorientowana. Bo z książki pamiętam przede wszystkim, jak Maria Hłasko starała się wyjednać u decydentów zgodę na powrót syna do kraju - zresztą robiła to na jego prośbę nie raz. I kłóci mi się to z jej wizerunkiem z artykułu...

      Usuń
    3. Jak przez mgłę pamiętam, że mówiło się o tych staraniach matki Hłaski. Książkę Stanisławczyk przeczytam na pewno, na szczęście jest w bibliotece.
      Matka pisarza mogła narzekać, choćby z tęsknoty - starsza, osamotniona kobieta w obcym mieście, z bagażem trudnych doświadczeń. Kuzyn mieszkający na Śląsku zapewne miał inną perspektywę.;(

      Usuń
  6. Na tym zdjęciu Hłasko trochę przypomina Jamesa Deana. :)
    W czasach licealnych sporym przeżyciem był dla mnie "Pierwszy krok w chmurach", trudno mi było się pozbierać. Potem przeczytałam "Pięknych...", też mi się podobali, ale na tym moja znajomość z twórczością Hłaski się skończyła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A na tym?:) Hłasko świadomie kreował się na Deana.
      "Pierwszy krok w chmurach" powinno czytać się w młodym wieku, później wrażenie jest słabsze. Może boleć, fakt, jak wiele innych tekstów Hłaski.

      Usuń
  7. Mnie Hłasko uwiódł tym co wypisywał w Pięknych dwudziestoletnich. Do dziś hołduję jego idei tzw prawdziwego zmyślenia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to piękna idea jest.;) Papier często nie wytrzymuje prawdy, wydaje się zbyt "fantastyczna".;)

      Usuń
  8. Po pierwsze: najlepsze życzenia urodzinowe!:)
    Po drugie: w pełni Cię rozumiem, odczuwam taką samą wspólnotę z Marylin Monroe (choć poza datą urodzenia i aktualnym kolorem włosów chyba nic więcej mnie z nią nie łączy)
    Po trzecie: w liceum najpierw przeczytałam opowiadania Hłaski, a potem wszystko, co wyszło w ramach cyklu "Utwory wybrane". Poprzeżywałam, pozarywałam trochę nocy, powzdychałam i przeszło mi na amen. Trzeba by wrócić, faktycznie, bo ciekawi mnie co by z tego teraz wyszło (jak widać na Twoim przykładzie może być interesująco), tylko jak to tak? Taka stara baba? Hłaskę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję.;)
      Wspólnota z MM - fajna rzecz. Prawda, że wspólna data urodzin tworzy pewną więź z drugą osobą?;) Mnie chyba jednak bardziej intrygowała Jędrusik, pewnie dlatego, że była bliżej.
      Może w dojrzałym wieku można będzie dostrzec jeszcze coś ciekawego w prozie Hłaski, sama liczę na lepsze zrozumienie jego izraelskich opowiadań, bo te jakoś najmniej mi się podobały.
      Tak czy owak, cieszy mnie że nie jestem/nie byłam odosobniona w swojej fascynacji dla Hłaski - niedawno zaczęłam się zastanawiać, że może żadnego pędu do jego książek nie było, że to zjawisko o wąskim zasięgu.;)

      Usuń