piątek, 10 stycznia 2014

Na służbie

Kucharka dała wymówienie. Co za błogosławieństwo! Bez służących jest strasznie, ale z nimi – jeszcze gorzej. Nie mogę zapomnieć tego okropnego stworzenia na dole w kuchni. – skarżyła się w liście z 1919 r. Katherine Mansfield. Nie była odosobniona w swojej niechęci do służby, czego dowodzi książka Lucy Lethbridge ‘Servants. Downstairs View of the of The twentieth century Britain’. Publikacja tyleż fascynująca, co świetnie napisana: rzetelnie i przystępnie.


Autorka rozpoczyna opowieść jeszcze w epoce wiktoriańskiej, a więc w czasach, gdy w bogatych, arystokratycznych domach zatrudniano dziesiątki służących. Z jednej strony świadczyli o statusie majątkowym gospodarzy, z drugiej mieli być niewidoczni i niesłyszalni. Duża liczebność służących powodowała rozproszenie obowiązków (np. jedna osoba zajmowała się tylko łupaniem orzechów, inna uderzaniem w gong) oraz tworzenie rozbudowanej hierarchii wśród służby (tym wyższym rangą również przydzielano pomocników). „Państwu” nie wypadało wykonywać najprostszych czynności, nawet najmniejszy kontakt z pracą (np. otworzenie okna) naruszał dobre obyczaje i wizerunek. Klasa próżniacza, co się zowie.


Lethbridge cytuje liczne relacje świadków o nietypowych lub wyśrubowanych wymaganiach chlebodawców, jednak znacznie ciekawszy jest opis przemian zachodzących na przestrzeni stulecia. Te kluczowe dla relacji służący-pan miały miejsce w 1911 r., kiedy w parlamencie brytyjskim przeforsowano pierwszą ustawę o ubezpieczeniu społecznym, uwzględniającą także świadczenia dla bezrobotnych. Dalsze zmiany wymusiła I wojna światowa: wraz z odpływem mężczyzn na front kobiety przejęły część ich zadań, klasa robotnicza zaczęła domagać się swoich praw, na rynek wprowadzano nowinki techniczne ułatwiające prowadzenie gospodarstwa domowego. Arystokracja przywiązana do romantycznego wyobrażenia angielskiej świetności z trudem adaptowała się do nowych realiów, szczególnie dotkliwie odczuwając kłopoty z aprowizacją i chętnymi do pracy. Okazało się bowiem, że coraz więcej osób wybierało zatrudnienie w fabrykach ze względu na większą swobodę.


Po II wojnie światowej zmiany potoczyły się lawinowo. Klasa wyższa musiała zacząć zarabiać, z kolei klasy niższe, w tym głównie kobiety, mogły podjąć się znacznie lepszej pracy niż ta na służbie. To wszystko jest arcyciekawe i może wydawać się anachronizmem, tymczasem zawód służącego nadal przecież istnieje – w postaci pani sprzątającej czy opiekunki do dziecka także w Polsce. Co więcej, odradza się m.in. zawód kamerdynera, choć dotyczy to raczej wąskich kręgów (patrz: artykuł w Polityce nr 51/2013). Pasjonująca lektura, doprawdy.


_________________________________________________________________________________

Lucy Lethbridge ‘Servants: A Downstairs View of Twentieth-Century’, Bloomsbury Publishing, 2013
_________________________________________________________________________________


69 komentarzy:

  1. W tej chwili w roli bezpłatnych slużących występują głównie babcie.
    Ale ciekawie jest czasem jest posłuchać rozmów nianiek/pań prowadzących dom.
    jakby to nagrać, to polska wersja AD 2014 gotowa).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A propos babć - ciekawe jest to, co się dzieje, kiedy babcie odmawiają opieki: oburzenie.
      Opowieści są nieziemskie, mam znajome opiekunki. O zwyczajach chlebodawców (bynajmniej nie skandalicznych) można faktycznie książki pisać. Zwłaszcza że taki przybysz z zewnątrz zauważa wszystko.;)

      Usuń
  2. O rany, ależ to musi być lektura, miód po prostu. Czy autorka pisze o tym, jak bardzo wszechobecność służby wpłynęła na literaturę? Te wszystkie typy służących, kucharek, pokojówek, sprytnych lokajów: Sam Weller, Jeeves, Passepartout Fileasa Fogga, a w nowszych czasach serial "Pan dzwonił milordzie" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miodzio, żebyś wiedział.;) W prasie anglojęzycznej dużo się o tej książce pisze, więc jest szansa, że ktoś wyda ją i u nas.
      Owszem, są odniesienia do literatury. Nawet zaczęłam się zastanawiać, czy "Okruchy dnia" nie nadawałyby się na lekturę klubową. Niby mają ok. 300 stron, ale ten klimat...
      Nie zapominajmy o ciemiężonych służących a la Dickens.;(

      Usuń
    2. Mógłby mi ją ktoś dać do przetłumaczenia, o :D
      Ishiguo nie znam, chociaż film chyba widziałem, przynajmniej w kawałkach. U Dickensa faktycznie pełno służby, ale chyba tylko Weller się wybił na indywidualność. Przypomniały mi się jeszcze narzekania miss Marple na służbę :D

      Usuń
    3. Przetłumaczyć to jedna sprawa, trzeba jeszcze znaleźć chętnego do wydania.;(
      "Okruchy..." też znam tylko z filmu i naturalnie zachciało mi się teraz przeczytać powieść.;) Weller wybił się, miał niewyjęte teksty. Na służbę głównie się narzekało, taka Mansfield była zadowolona tylko z francuskich pokojówek.

      Usuń
    4. Toteż nie rzucam się sam, tylko czekam na tłuste zlecenie :)
      Mansfield chyba narzekała na całą służbę, w sanatoriach i kurortach też, o ile pamiętam:
      "Muszę zawołać tę idiotkę, żeby przyniosła garść liści czy coś podobnego na podpałkę." http://plaszcz-zabojcy.blogspot.com/2013/03/odcinek-631-katherine-mansfield-1918-rok.html

      Usuń
    5. Wertując jej listy i dziennik, doszłam do wniosku, że musiała być trudną osobą. Choroba chorobą, ale marudziła okropnie.
      Chciałam tylko zastrzec, że Lethbridge odnosi się głównie do lit. faktu czyli wspomnień i listów, o przykładach służących w fikcji wspomina rzadziej. Zresztą to zrozumiałe: książkę pisała w oparciu o dokumenty. Wyjątki z nielicznych dzienników służących są całkiem niezłe.

      Usuń
    6. No właśnie to podejście Mansfield do codzienności, a szczególnie do ludzi, jest dość dziwne, może to kwestia skupienia się głównie na sobie.
      Domyślam się, że lit. piękna w tej pracy to mniejszość, w końcu pewnie o służących z samego Dickensa dałoby się co najmniej magisterium napisać:)

      Usuń
    7. Mam wrażenie, że Mansfield prawie na wszystkich patrzy z góry. W połączeniu z marudnością daje to nieciekawą osobowość.;(
      Tak, beletrystyka jest tu marginesem, książka należy w końcu do lit. faktu. Masz rację, służba w powieściach Dickensa to temat rzeka, można napisać interesującą książkę.

      Usuń
    8. Wydaje mi się, że to chodzi o coś więcej niż o nieciekawą osobowość, szkoda że po polsku nic nie można przeczytać o Mansfield:(

      Usuń
    9. Powiedzmy, że "nieciekawa" to był eufemizm dla: nieznośna, uciążliwa itp.;(
      Szkoda, ale w końcu nie ją jedną tak u nas potraktowano.

      Usuń
    10. W sumie i tak, jak na mało popularną u nas autorkę, to jest dobrze reprezentowana, dziennik, listy, opowiadania. Tylko jakaś biografia by się zdała.

      Usuń
    11. Pewnie ze względu na tę słabą reprezentację ew. biografię uznano za zbędną.;( A życiorys ciekawy, gdyby jeszcze połączyć ją z Woolf, z którą ponoć się nie lubiły, może wyszłoby coś ciekawego.

      Usuń
    12. Woolf popularniejsza, więc może się kiedyś czegoś takiego doczekamy.

      Usuń
    13. Kto wie, może?
      Swoją drogą kilka lat temu wydano książkę poświęconą V. Woolf i służącym.;)

      Usuń
    14. Ta o W. i służbie wygląda ciekawie.

      Usuń
    15. Relacje obydwu pań były burzliwe, ale korespondencja i zapiski Woolf świadczą o tym, że była śmierci Mansfield zdruzgotana. Tutaj więcej na ten temat.

      Usuń
    16. Oczywiście po śmierci.

      Usuń
    17. Dziękuję Ci za link. Myślę, że mimo antypatii można ciężko przeżyć czyjąś śmierć. VW była wrażliwą osobą, więc...
      Bardzo podoba mi się porównanie KM do japońskiej laleczki, coś w nim jest.;)

      Usuń
    18. To prawda, świetne porównanie. Wydawać by się mogło na pierwszy rzut oka, że opowiadania Mansfeld to są takie lekkie pisaninki, tymczasem Woolf traktowała jej twórczość literacką niezwykle poważnie, bardzo ją ceniła i uważała Katherine za najważniejszą rywalkę.

      Usuń
    19. Przeczytałam zaledwie kilka i choć niezbyt mi odpowiadały (zbyt smutny nastrój), uważam je za całkiem niezłe. Wiem, że do KM jeszcze powrócę, może po "Dzienniku". Może Woolf miała kompleks niższości?

      Usuń
    20. Ja za nimi przepadam, za listami i dziennikiem zresztą też. Raczej nie wygląda mi to na kompleks, po prostu Woolf w pełni doceniała te opowiadania, lekkość pióra Mansfield i według mnie miała rację. :)

      Usuń
    21. Najwyraźniej doceniała, ale mam nadzieję, że o własnych opowiadaniach tez miała dobre zdanie.;)

      Usuń
    22. Mam wrażenie, że nawet bardzo dobre. :)

      Usuń
  3. Kiedy czytałam kresowe wspomnienia Lety Kutyłowskiej, gdzie była mowa o licznych służących, pomyślałam sobie, że zdumiewający jest brak zainteresowania polskich pisarzy pokojówkami, lokajami, stajennymi,etc. To była armia ludzi! Zwykle pojawiają się w rolach epizodycznych, podczas gdy np. autorzy serialu "Dowtown Abbey" potrafili temat świetnie wyeksploatować.:) Oglądałam kilka odcinków i było naprawdę nieźle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo u nas żaden lokaj ani kucharka nie zostali pisarzami. A tylko w takiej sytuacji klasy niegdyś niższe wchodziły do literatury: o kelnerach pisał kelner, a o tancerkach tancerka.

      Usuń
    2. @ Lirael

      Armia służących to b. dobre określenie. Jedna posiadłość mogła być obsługiwana przez ok. 100 osób, z czego 1/4 zajmowała się samym domem. Ale nic dziwnego, skoro np. podanie kolacyjki (dla jednej lady) w postaci sucharka i napoju mlecznego wymagało pracy 6 osób. Jedna dawała zlecenie do kuchni, inna gotowała, ktoś inny z zamykanej na klucz szafy wyciągał srebrną tackę, jeszcze ktoś inny zanosił danie. Obłęd. Nawet po drugiej wojnie było podobnie, gdy np. królowa matka chciała skorzystać z toalety.;)
      Widziałam kilka odcinków "Downtown Abbey", ale jakoś nie wciągnęłam się. Tak czy inaczej, zrobione nieźle.
      Ciekawostka: znana Ci już Monica Dickens dla żartu pracowała przez jakiś czas jako służąca, kucharka (plus parę innych profesji), co nawet później opisała w książce 'One Pair of Hands'.;)

      Usuń
    3. @ ZWL

      W naszej literaturze pierwsza na myśl przychodzi mi Hanka od Dulskich, później parobkowie u Gombrowicza. Pewnie u Orzeszkowej coś by się znalazło.

      Usuń
    4. Jestem pod wrażeniem, ale imponujące te liczby! Przypuszczam,że w Polsce na dworach magnaterii musiało być podobnie.
      Niedawno u Beaty (Słowem Malowane) widziałam książkę, która bardzo mnie zainteresowała: "Służba domowa w miastach na ziemiach polskich od połowy XVIII do końca XIX wieku", mam nadzieję, że kiedyś do niej dotrę, bo temat mnie intryguje.
      A z literatury polskiej dorzucę jeszcze "Kaśkę Kariatydę" Zapolskiej, Dyndalskiego z "Zemsty" i Eunice z "Quo vadis".

      Usuń
    5. Aniu, u Orzeszkowej właśnie jakoś w służbę nieobficie, bo przecież nie policzymy Marty Korczyńskiej. U Prusa jest parę niezłych typów, ale zupełnie migawkowo. Za to u Reymonta w Chłopach choćby Kuba, świetna postać.

      Usuń
    6. @ Lirael

      Jedna ze służących porównywała takie sytuacje do dużego dźwigu, którego uruchomiono do podniesienia agrafki.;)
      Książka o służbie w Polsce może być równie ciekawa, dla mnie zaskoczeniem był kiedyś fakt, że wiele niań przed wojną stać było na wille. Chyba w tym
      artykule
      też jest o tym mowa.
      Powoli znajdzie się skromna reprezentacja służby w naszej literaturze.;) A jak Dyndalski, to od razu przypomina mi się Gerwazy i Protazy.;)

      Usuń
    7. @ ZWL

      Zaskoczyłeś mnie, sądziłam, że u pani Elizy będzie jakaś reprezentacja. Kuba postać znakomita, dla mnie tylko z fizjonomią Fijewskiego.
      U Myśliwskiego jest klucznik - narrator "Pałacu".

      Usuń
    8. Porównanie do dźwigu bardzo trafne. :) Czy Lethbridge wspomina o rozpakowywaczkach cukierków z papierków albo ubijaczkach bitej śmietany, bo byłabym zainteresowana taką funkcją? :)
      Zastanawiam się też, czy jest coś na temat imigrantów, m.in. Żydów, którzy w czasie II wojny znaleźli schronienie w Wielkiej Brytanii i pracowali jako służba? Również artyści, intelektualiści, etc.Czytałam o tym m.in. w "Powieści w altówce" Natashy Solomons.
      Artykuł w Polityce rzeczywiście świetny! Zaskoczyła mnie wzmianka o czasie pracy pokojówki: 14–18 godz. na dobę i uzmysłowiłam sobie,że w przyszłym tygodniu u mnie będzie podobnie (koniec semestru). :(

      Usuń
    9. Niestety tych funkcji nie wymienia, ale może dlatego, że jak twierdzi, brakowało nazewnictwa dla poszczególnych zawodów, bo np. niektóre łączyły w sobie kilka innych. Nie wspomina też nic o brązowych ubiorach (to a propos naszej niegdysiejszej rozmowy o tym kolorze), raczej o szarych. Pranie było b. nielubiane: dla praczek uciążliwe, dla państwa drogie.
      O imigrantach jest osobny rozdział, też pomyślałam o Solomons w tym kontekście.;)
      Godziny pracy służby były z reguły uważane za niewolnicze, stąd odpływ pracowników do fabryk, gdzie praca była trudniejsza, ale krótsza.

      Czy w "Dolinie Issy" nie było jakiegoś epizodu ze służącą? Ostatnio oglądałam fragment ekranizacji i wydaje mi się, że Barbarka jakoś się tam zaznaczyła. Przypomniała mi się też ciekawa postać Jadwigi ze "Sławy i chwały", ale znam tylko z serialu. U Iwaszkiewicza sporo chyba przewijało się służby.

      Mamy jednak współczesną powieść o służącej/gosposi: "Przystupa" Plebanek.;)

      Usuń
    10. Aniu, jeszcze trochę Orzeszkowej przede mną, ale chwilowo nie służba ją interesowała:)
      Ze współczesnych książek o gosposi dorzucę "Gosposię do wszystkiego" Szwai, ale ta gosposia mało typowa.

      Usuń
    11. A jak u Nałkowskiej?
      Przystupa też mało typowa, ale dużo mówi o pracodawcach. I tak chyba żadna postać nie przebije Emerenc z "Zamkniętych drzwi" Szabo.;)

      Usuń
    12. W Granicy jest kucharka, o ile pamiętam. Za to w dziennikach słynna Genia, cerber pisarki.
      Zamkniętych drzwi nie czytałem, ale w Abigel jest guwernantka Marchell.

      Usuń
    13. Granicy aż tak dobrze nie pamiętam, ale raczej ktoś się przewinął. Może Teresa Hennert też miała służbę?
      Guwernantki to już inna klasa, u nas nieźle reprezentowane.;)

      Usuń
    14. Z Teresy nie pamiętam kompletnie nic, chociaż pewnie kucharkę miała.
      Fakt, o guwernantkach można godzinami, z Mary Poppins na czele.

      Usuń
    15. Można, bo dość barwne: albo zołzy, albo złote serca, ewentualnie zakochane w panu domu.;)

      Usuń
    16. Tak, to zdecydowana odmiana, burzy wszelkie stereotypy.

      Usuń
    17. "Pewnie u Orzeszkowej coś by się znalazło"
      A pewnie. Przypominam sobie Frankę z "Chama", która pracowała jako służąca u dziedzica :)

      Usuń
    18. Koczowniczko, dziękuję. Tak mi się wydawało, że Orzeszkowa jednak uwzględniała służących.;)

      Usuń
    19. Gombro lubił się obracać swoich bohaterów w środowiskach służących - powieści "Ferdydurke" (bratanie się z parobkiem), "Opętani" (Walczak, trener tenisa młodej arystokratki może być chyba od biedy zaliczony w poczet "służby"), opowiadanie "Na kuchennych schodach" - mamy przedstawicieli klasy wyższej, którzy wchodzą w pewne interakcje ze służbą. Oczywiście sam Gombro miał korzenie arystokratyczne.

      Jeśli chodzi o "Romans Teresy Hennert" to nie przypominam sobie, żeby było tam coś na temat służby. Bardziej środowiska byłych wojskowych, młodych urzędniczek.

      Wydaje mi się, że w książkach Iwaszkiewicza mogłoby się również pojawić coś na interesujący nas temat. W powieści "Księżyc wschodzi", jeśli dobrze pamiętam pojawia się kilku służących.

      Usuń
    20. Orzeszkowa była bardzo wszechstronna, uwzględniała chłopów, drobną szlachtę, mieszczan, Żydów, służących... Ale innych służących nie przypominam sobie, pomimo że przeczytałam kiedyś kilka jej powieści i opowiadań :)
      Jeśli chodzi o opowiadania Iwaszkiewicza, bohaterka "Słońca w kuchni" jest służącą, tylko że nie u polskiej rodziny, a u duńskiej.

      Usuń
    21. @ Ambrose

      "Opętani" chodzili mi po głowie, w opowiadaniach z tomu "Bakakaj" chyba też występują służący.
      "Księżyca..." nie znam, ale może poznam.;)

      @ koczowniczka

      Twoje słowa o Orzeszkowej pasowałyby także do Konwickiego, choć to zupełnie inna proza. Myślę, że w jego powieściach wileńskich służący występują.;)
      Znowu Iwaszkiewicz!:) W sumie nie ma się czemu dziwić, wychował się w dworku, na Stawiskach też miał gosposię i szofera, więc materiał poglądowy był.;)

      Usuń
    22. I jeszcze Malina w "Brzezinie". :)

      Usuń
    23. Zajrzałam wczoraj do "Bohini" Konwickiego i już po kilku sekundach trafiłam na słowa pana skierowane do lokaja: Milcz, chamie!.;(

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Oglądając film Majewskiego skłaniałam się ku tej wersji.;)

      Usuń
  5. Był serial według "Sławy i chwały"?! Zupełnie mi umknął. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Żebrowskim, Adamczykiem, Fryczem, Szczepkowską, Globiszem itd. Chyba w drugiej połowie lat 90. wyświetlano go w piątki w publicznej telewizji. Fragmenty do obejrzenia na YT, sporo ich.;)

      Usuń
    2. Nadrobię zaległości, może też w końcu uda mi się przeczytać powieść Iwaszkiewicza.
      A "Doliny Issy" nie pamiętam aż tak dobrze.:(

      Usuń
    3. Mnie też się marzy lektura "Sławy i chwały", Iwaszkiewicz był do niej b. przywiązany.
      "Doliny Issy" w ogóle nie pamiętam - czytałam ją na szybko przed maturą, żeby mieć o niej choćby nikłe pojęcie.;(

      Usuń
    4. Ta książka też zapowiada się nieźle. :)

      Usuń
    5. Jak najbardziej! Mignęła mi w sieci podczas zgłębiania tematu.
      A propos tego, co piszą o kamerdynerach w zalinkowanej przez Ciebie notce - podobno niektóre towarzystwa ubezpieczeniowe nie chciały ubezpieczać panów wykonujących ten zawód, ponieważ słynęli ze słabości do trunków.;)

      Usuń
    6. Może panowie musieli odreagowywać stresy, bo niektórzy pracodawcy na pewno byli kapryśni. :)

      Usuń
    7. Być może, ale raczej chodziło o nieograniczony dostęp do alkoholu - to kamerdyner zazwyczaj trzymał klucze od "barku".;)

      Usuń
  6. To teraz bardzo nośny temat, zwłaszcza po edycji Downton Abbey w TVP. Pisano też o tym tytule w ostatnich "Książkach" może czytałaś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam, a jakże.;) Artykuł mocno zintensyfikował poszukiwania książki, o której wcześniej czytałam na stronach anglojęzycznych.

      Usuń
  7. Bardzo ciekawą pozycję zaprezentowałaś, dziękuję:)
    O służbie na terenach rodzimych:
    "Służba domowa w miastach na ziemiach polskich od połowy XVIII do końca XIX wieku", Radosław Poniat, Warszawa: DiG, 2013.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że książka Poniata będzie równie interesująca.;) Mam nadzieję, że kiedyś powstanie ciąg dalszy, bo pierwsze cztery dekady XX wieku zapewne też przyniosły sporo materiału.

      Usuń
    2. Doczytałam się, że to rozprawa doktorska, wiec pewnie przypisów i opracowań w bibliografii tam sporo. Dobrze byłoby, aby powstała taka książka jak piszesz. Trochę pisali o tym Łozińscy w swoich książkach, ale wydaje mi się, że odrębna pozycja byłaby tu na miejscu.

      Usuń
    3. Oby tylko nie była sucho napisana, skoro to praca doktorska.
      Odrębna pozycja byłaby jak najbardziej na miejscu i myślę, że może się doczekamy. Temat służących robi się modny w literaturze angielskiej i amerykańskiej, więc może i u nas się przyjmie.;)

      Usuń
    4. Obawiam się, że książka nie spełni pokładanych w niej nadziei. Jest sucha, pełna przypisów, tabel, wykresów, modeli regresji. Odniesień do literatury pięknej lub pamiętników zaś w niej brak.

      Nie powstała ona jednak po to, aby opowiedzieć o służbie pracującej u arystokratów. Nawet w Anglii takich osób było niewiele, stanowiły one grupę dość wyjątkową wśród setek tysięcy służących. W wieku XIX większość domów zatrudniało jedną-dwie dziewczyny. Zazwyczaj przybywały one z pobliskich wsi i po kilku latach zawód opuszczały, wnosząc zdobyty kapitał do własnego gospodarstwa. Nie było też mowy o jakiejś specjalizacji czy separacji między państwem a sługami. Mieszkania zresztą były zazwyczaj za małe, aby coś takiego dało się osiągnąć, a pani musiała sama w pracach domowych uczestniczyć.

      Jeśli ktoś poszukuje romantycznego świata w stylu Downton Abbey, szybciej znajdzie go w książce Elżbiety Koweckiej "W salonie i Kuchni" albo artykułach Moniki Piotrowskiej-Marchewy.

      R. Poniat

      Usuń
    5. A jednak sucha? Szkoda, bo mogłaby zaistnieć także poza środowiskiem akademickim. I bynajmniej nie chodzi tu o romantyczny świat, raczej przybliżenie codzienności wybranej grupy zawodowej na przestrzeni kilkudziesięciu lub więcej lat.
      Tak czy inaczej, dziękuję za uwagi.

      Usuń