Kucharka dała wymówienie. Co za błogosławieństwo! Bez służących jest strasznie, ale z nimi – jeszcze gorzej. Nie mogę zapomnieć tego okropnego stworzenia na dole w kuchni. – skarżyła się w liście z 1919 r. Katherine Mansfield. Nie była odosobniona w swojej niechęci do służby, czego dowodzi książka Lucy Lethbridge ‘Servants. Downstairs View of the of The twentieth century Britain’. Publikacja tyleż fascynująca, co świetnie napisana: rzetelnie i przystępnie.
Autorka rozpoczyna opowieść jeszcze w epoce wiktoriańskiej, a więc w czasach, gdy w bogatych, arystokratycznych domach zatrudniano dziesiątki służących. Z jednej strony świadczyli o statusie majątkowym gospodarzy, z drugiej mieli być niewidoczni i niesłyszalni. Duża liczebność służących powodowała rozproszenie obowiązków (np. jedna osoba zajmowała się tylko łupaniem orzechów, inna uderzaniem w gong) oraz tworzenie rozbudowanej hierarchii wśród służby (tym wyższym rangą również przydzielano pomocników). „Państwu” nie wypadało wykonywać najprostszych czynności, nawet najmniejszy kontakt z pracą (np. otworzenie okna) naruszał dobre obyczaje i wizerunek. Klasa próżniacza, co się zowie.
Lethbridge cytuje liczne relacje świadków o nietypowych lub wyśrubowanych wymaganiach chlebodawców, jednak znacznie ciekawszy jest opis przemian zachodzących na przestrzeni stulecia. Te kluczowe dla relacji służący-pan miały miejsce w 1911 r., kiedy w parlamencie brytyjskim przeforsowano pierwszą ustawę o ubezpieczeniu społecznym, uwzględniającą także świadczenia dla bezrobotnych. Dalsze zmiany wymusiła I wojna światowa: wraz z odpływem mężczyzn na front kobiety przejęły część ich zadań, klasa robotnicza zaczęła domagać się swoich praw, na rynek wprowadzano nowinki techniczne ułatwiające prowadzenie gospodarstwa domowego. Arystokracja przywiązana do romantycznego wyobrażenia angielskiej świetności z trudem adaptowała się do nowych realiów, szczególnie dotkliwie odczuwając kłopoty z aprowizacją i chętnymi do pracy. Okazało się bowiem, że coraz więcej osób wybierało zatrudnienie w fabrykach ze względu na większą swobodę.
Po II wojnie światowej zmiany potoczyły się lawinowo. Klasa wyższa musiała zacząć zarabiać, z kolei klasy niższe, w tym głównie kobiety, mogły podjąć się znacznie lepszej pracy niż ta na służbie. To wszystko jest arcyciekawe i może wydawać się anachronizmem, tymczasem zawód służącego nadal przecież istnieje – w postaci pani sprzątającej czy opiekunki do dziecka także w Polsce. Co więcej, odradza się m.in. zawód kamerdynera, choć dotyczy to raczej wąskich kręgów (patrz: artykuł w Polityce nr 51/2013). Pasjonująca lektura, doprawdy.
_________________________________________________________________________________
Lucy Lethbridge ‘Servants: A Downstairs View of Twentieth-Century’, Bloomsbury Publishing, 2013
_________________________________________________________________________________
W tej chwili w roli bezpłatnych slużących występują głównie babcie.
OdpowiedzUsuńAle ciekawie jest czasem jest posłuchać rozmów nianiek/pań prowadzących dom.
jakby to nagrać, to polska wersja AD 2014 gotowa).
A propos babć - ciekawe jest to, co się dzieje, kiedy babcie odmawiają opieki: oburzenie.
UsuńOpowieści są nieziemskie, mam znajome opiekunki. O zwyczajach chlebodawców (bynajmniej nie skandalicznych) można faktycznie książki pisać. Zwłaszcza że taki przybysz z zewnątrz zauważa wszystko.;)
O rany, ależ to musi być lektura, miód po prostu. Czy autorka pisze o tym, jak bardzo wszechobecność służby wpłynęła na literaturę? Te wszystkie typy służących, kucharek, pokojówek, sprytnych lokajów: Sam Weller, Jeeves, Passepartout Fileasa Fogga, a w nowszych czasach serial "Pan dzwonił milordzie" :)
OdpowiedzUsuńMiodzio, żebyś wiedział.;) W prasie anglojęzycznej dużo się o tej książce pisze, więc jest szansa, że ktoś wyda ją i u nas.
UsuńOwszem, są odniesienia do literatury. Nawet zaczęłam się zastanawiać, czy "Okruchy dnia" nie nadawałyby się na lekturę klubową. Niby mają ok. 300 stron, ale ten klimat...
Nie zapominajmy o ciemiężonych służących a la Dickens.;(
Mógłby mi ją ktoś dać do przetłumaczenia, o :D
UsuńIshiguo nie znam, chociaż film chyba widziałem, przynajmniej w kawałkach. U Dickensa faktycznie pełno służby, ale chyba tylko Weller się wybił na indywidualność. Przypomniały mi się jeszcze narzekania miss Marple na służbę :D
Przetłumaczyć to jedna sprawa, trzeba jeszcze znaleźć chętnego do wydania.;(
Usuń"Okruchy..." też znam tylko z filmu i naturalnie zachciało mi się teraz przeczytać powieść.;) Weller wybił się, miał niewyjęte teksty. Na służbę głównie się narzekało, taka Mansfield była zadowolona tylko z francuskich pokojówek.
Toteż nie rzucam się sam, tylko czekam na tłuste zlecenie :)
UsuńMansfield chyba narzekała na całą służbę, w sanatoriach i kurortach też, o ile pamiętam:
"Muszę zawołać tę idiotkę, żeby przyniosła garść liści czy coś podobnego na podpałkę." http://plaszcz-zabojcy.blogspot.com/2013/03/odcinek-631-katherine-mansfield-1918-rok.html
Wertując jej listy i dziennik, doszłam do wniosku, że musiała być trudną osobą. Choroba chorobą, ale marudziła okropnie.
UsuńChciałam tylko zastrzec, że Lethbridge odnosi się głównie do lit. faktu czyli wspomnień i listów, o przykładach służących w fikcji wspomina rzadziej. Zresztą to zrozumiałe: książkę pisała w oparciu o dokumenty. Wyjątki z nielicznych dzienników służących są całkiem niezłe.
No właśnie to podejście Mansfield do codzienności, a szczególnie do ludzi, jest dość dziwne, może to kwestia skupienia się głównie na sobie.
UsuńDomyślam się, że lit. piękna w tej pracy to mniejszość, w końcu pewnie o służących z samego Dickensa dałoby się co najmniej magisterium napisać:)
Mam wrażenie, że Mansfield prawie na wszystkich patrzy z góry. W połączeniu z marudnością daje to nieciekawą osobowość.;(
UsuńTak, beletrystyka jest tu marginesem, książka należy w końcu do lit. faktu. Masz rację, służba w powieściach Dickensa to temat rzeka, można napisać interesującą książkę.
Wydaje mi się, że to chodzi o coś więcej niż o nieciekawą osobowość, szkoda że po polsku nic nie można przeczytać o Mansfield:(
UsuńPowiedzmy, że "nieciekawa" to był eufemizm dla: nieznośna, uciążliwa itp.;(
UsuńSzkoda, ale w końcu nie ją jedną tak u nas potraktowano.
W sumie i tak, jak na mało popularną u nas autorkę, to jest dobrze reprezentowana, dziennik, listy, opowiadania. Tylko jakaś biografia by się zdała.
UsuńPewnie ze względu na tę słabą reprezentację ew. biografię uznano za zbędną.;( A życiorys ciekawy, gdyby jeszcze połączyć ją z Woolf, z którą ponoć się nie lubiły, może wyszłoby coś ciekawego.
UsuńWoolf popularniejsza, więc może się kiedyś czegoś takiego doczekamy.
UsuńKto wie, może?
UsuńSwoją drogą kilka lat temu wydano książkę poświęconą V. Woolf i służącym.;)
Ta o W. i służbie wygląda ciekawie.
UsuńBardzo!
UsuńRelacje obydwu pań były burzliwe, ale korespondencja i zapiski Woolf świadczą o tym, że była śmierci Mansfield zdruzgotana. Tutaj więcej na ten temat.
UsuńOczywiście po śmierci.
UsuńDziękuję Ci za link. Myślę, że mimo antypatii można ciężko przeżyć czyjąś śmierć. VW była wrażliwą osobą, więc...
UsuńBardzo podoba mi się porównanie KM do japońskiej laleczki, coś w nim jest.;)
To prawda, świetne porównanie. Wydawać by się mogło na pierwszy rzut oka, że opowiadania Mansfeld to są takie lekkie pisaninki, tymczasem Woolf traktowała jej twórczość literacką niezwykle poważnie, bardzo ją ceniła i uważała Katherine za najważniejszą rywalkę.
UsuńPrzeczytałam zaledwie kilka i choć niezbyt mi odpowiadały (zbyt smutny nastrój), uważam je za całkiem niezłe. Wiem, że do KM jeszcze powrócę, może po "Dzienniku". Może Woolf miała kompleks niższości?
UsuńJa za nimi przepadam, za listami i dziennikiem zresztą też. Raczej nie wygląda mi to na kompleks, po prostu Woolf w pełni doceniała te opowiadania, lekkość pióra Mansfield i według mnie miała rację. :)
UsuńNajwyraźniej doceniała, ale mam nadzieję, że o własnych opowiadaniach tez miała dobre zdanie.;)
UsuńMam wrażenie, że nawet bardzo dobre. :)
UsuńKiedy czytałam kresowe wspomnienia Lety Kutyłowskiej, gdzie była mowa o licznych służących, pomyślałam sobie, że zdumiewający jest brak zainteresowania polskich pisarzy pokojówkami, lokajami, stajennymi,etc. To była armia ludzi! Zwykle pojawiają się w rolach epizodycznych, podczas gdy np. autorzy serialu "Dowtown Abbey" potrafili temat świetnie wyeksploatować.:) Oglądałam kilka odcinków i było naprawdę nieźle.
OdpowiedzUsuńBo u nas żaden lokaj ani kucharka nie zostali pisarzami. A tylko w takiej sytuacji klasy niegdyś niższe wchodziły do literatury: o kelnerach pisał kelner, a o tancerkach tancerka.
Usuń@ Lirael
UsuńArmia służących to b. dobre określenie. Jedna posiadłość mogła być obsługiwana przez ok. 100 osób, z czego 1/4 zajmowała się samym domem. Ale nic dziwnego, skoro np. podanie kolacyjki (dla jednej lady) w postaci sucharka i napoju mlecznego wymagało pracy 6 osób. Jedna dawała zlecenie do kuchni, inna gotowała, ktoś inny z zamykanej na klucz szafy wyciągał srebrną tackę, jeszcze ktoś inny zanosił danie. Obłęd. Nawet po drugiej wojnie było podobnie, gdy np. królowa matka chciała skorzystać z toalety.;)
Widziałam kilka odcinków "Downtown Abbey", ale jakoś nie wciągnęłam się. Tak czy inaczej, zrobione nieźle.
Ciekawostka: znana Ci już Monica Dickens dla żartu pracowała przez jakiś czas jako służąca, kucharka (plus parę innych profesji), co nawet później opisała w książce 'One Pair of Hands'.;)
@ ZWL
UsuńW naszej literaturze pierwsza na myśl przychodzi mi Hanka od Dulskich, później parobkowie u Gombrowicza. Pewnie u Orzeszkowej coś by się znalazło.
Jestem pod wrażeniem, ale imponujące te liczby! Przypuszczam,że w Polsce na dworach magnaterii musiało być podobnie.
UsuńNiedawno u Beaty (Słowem Malowane) widziałam książkę, która bardzo mnie zainteresowała: "Służba domowa w miastach na ziemiach polskich od połowy XVIII do końca XIX wieku", mam nadzieję, że kiedyś do niej dotrę, bo temat mnie intryguje.
A z literatury polskiej dorzucę jeszcze "Kaśkę Kariatydę" Zapolskiej, Dyndalskiego z "Zemsty" i Eunice z "Quo vadis".
Aniu, u Orzeszkowej właśnie jakoś w służbę nieobficie, bo przecież nie policzymy Marty Korczyńskiej. U Prusa jest parę niezłych typów, ale zupełnie migawkowo. Za to u Reymonta w Chłopach choćby Kuba, świetna postać.
Usuń@ Lirael
UsuńJedna ze służących porównywała takie sytuacje do dużego dźwigu, którego uruchomiono do podniesienia agrafki.;)
Książka o służbie w Polsce może być równie ciekawa, dla mnie zaskoczeniem był kiedyś fakt, że wiele niań przed wojną stać było na wille. Chyba w tym
artykule też jest o tym mowa.
Powoli znajdzie się skromna reprezentacja służby w naszej literaturze.;) A jak Dyndalski, to od razu przypomina mi się Gerwazy i Protazy.;)
@ ZWL
UsuńZaskoczyłeś mnie, sądziłam, że u pani Elizy będzie jakaś reprezentacja. Kuba postać znakomita, dla mnie tylko z fizjonomią Fijewskiego.
U Myśliwskiego jest klucznik - narrator "Pałacu".
Porównanie do dźwigu bardzo trafne. :) Czy Lethbridge wspomina o rozpakowywaczkach cukierków z papierków albo ubijaczkach bitej śmietany, bo byłabym zainteresowana taką funkcją? :)
UsuńZastanawiam się też, czy jest coś na temat imigrantów, m.in. Żydów, którzy w czasie II wojny znaleźli schronienie w Wielkiej Brytanii i pracowali jako służba? Również artyści, intelektualiści, etc.Czytałam o tym m.in. w "Powieści w altówce" Natashy Solomons.
Artykuł w Polityce rzeczywiście świetny! Zaskoczyła mnie wzmianka o czasie pracy pokojówki: 14–18 godz. na dobę i uzmysłowiłam sobie,że w przyszłym tygodniu u mnie będzie podobnie (koniec semestru). :(
Niestety tych funkcji nie wymienia, ale może dlatego, że jak twierdzi, brakowało nazewnictwa dla poszczególnych zawodów, bo np. niektóre łączyły w sobie kilka innych. Nie wspomina też nic o brązowych ubiorach (to a propos naszej niegdysiejszej rozmowy o tym kolorze), raczej o szarych. Pranie było b. nielubiane: dla praczek uciążliwe, dla państwa drogie.
UsuńO imigrantach jest osobny rozdział, też pomyślałam o Solomons w tym kontekście.;)
Godziny pracy służby były z reguły uważane za niewolnicze, stąd odpływ pracowników do fabryk, gdzie praca była trudniejsza, ale krótsza.
Czy w "Dolinie Issy" nie było jakiegoś epizodu ze służącą? Ostatnio oglądałam fragment ekranizacji i wydaje mi się, że Barbarka jakoś się tam zaznaczyła. Przypomniała mi się też ciekawa postać Jadwigi ze "Sławy i chwały", ale znam tylko z serialu. U Iwaszkiewicza sporo chyba przewijało się służby.
Mamy jednak współczesną powieść o służącej/gosposi: "Przystupa" Plebanek.;)
Aniu, jeszcze trochę Orzeszkowej przede mną, ale chwilowo nie służba ją interesowała:)
UsuńZe współczesnych książek o gosposi dorzucę "Gosposię do wszystkiego" Szwai, ale ta gosposia mało typowa.
A jak u Nałkowskiej?
UsuńPrzystupa też mało typowa, ale dużo mówi o pracodawcach. I tak chyba żadna postać nie przebije Emerenc z "Zamkniętych drzwi" Szabo.;)
W Granicy jest kucharka, o ile pamiętam. Za to w dziennikach słynna Genia, cerber pisarki.
UsuńZamkniętych drzwi nie czytałem, ale w Abigel jest guwernantka Marchell.
Granicy aż tak dobrze nie pamiętam, ale raczej ktoś się przewinął. Może Teresa Hennert też miała służbę?
UsuńGuwernantki to już inna klasa, u nas nieźle reprezentowane.;)
Z Teresy nie pamiętam kompletnie nic, chociaż pewnie kucharkę miała.
UsuńFakt, o guwernantkach można godzinami, z Mary Poppins na czele.
Można, bo dość barwne: albo zołzy, albo złote serca, ewentualnie zakochane w panu domu.;)
UsuńI Gorgonowa na dokładkę:))
UsuńTak, to zdecydowana odmiana, burzy wszelkie stereotypy.
Usuń"Pewnie u Orzeszkowej coś by się znalazło"
UsuńA pewnie. Przypominam sobie Frankę z "Chama", która pracowała jako służąca u dziedzica :)
Koczowniczko, dziękuję. Tak mi się wydawało, że Orzeszkowa jednak uwzględniała służących.;)
UsuńGombro lubił się obracać swoich bohaterów w środowiskach służących - powieści "Ferdydurke" (bratanie się z parobkiem), "Opętani" (Walczak, trener tenisa młodej arystokratki może być chyba od biedy zaliczony w poczet "służby"), opowiadanie "Na kuchennych schodach" - mamy przedstawicieli klasy wyższej, którzy wchodzą w pewne interakcje ze służbą. Oczywiście sam Gombro miał korzenie arystokratyczne.
UsuńJeśli chodzi o "Romans Teresy Hennert" to nie przypominam sobie, żeby było tam coś na temat służby. Bardziej środowiska byłych wojskowych, młodych urzędniczek.
Wydaje mi się, że w książkach Iwaszkiewicza mogłoby się również pojawić coś na interesujący nas temat. W powieści "Księżyc wschodzi", jeśli dobrze pamiętam pojawia się kilku służących.
Orzeszkowa była bardzo wszechstronna, uwzględniała chłopów, drobną szlachtę, mieszczan, Żydów, służących... Ale innych służących nie przypominam sobie, pomimo że przeczytałam kiedyś kilka jej powieści i opowiadań :)
UsuńJeśli chodzi o opowiadania Iwaszkiewicza, bohaterka "Słońca w kuchni" jest służącą, tylko że nie u polskiej rodziny, a u duńskiej.
@ Ambrose
Usuń"Opętani" chodzili mi po głowie, w opowiadaniach z tomu "Bakakaj" chyba też występują służący.
"Księżyca..." nie znam, ale może poznam.;)
@ koczowniczka
Twoje słowa o Orzeszkowej pasowałyby także do Konwickiego, choć to zupełnie inna proza. Myślę, że w jego powieściach wileńskich służący występują.;)
Znowu Iwaszkiewicz!:) W sumie nie ma się czemu dziwić, wychował się w dworku, na Stawiskach też miał gosposię i szofera, więc materiał poglądowy był.;)
I jeszcze Malina w "Brzezinie". :)
UsuńZajrzałam wczoraj do "Bohini" Konwickiego i już po kilku sekundach trafiłam na słowa pana skierowane do lokaja: Milcz, chamie!.;(
UsuńAle, być może, była niewinna :P
OdpowiedzUsuńOglądając film Majewskiego skłaniałam się ku tej wersji.;)
UsuńBył serial według "Sławy i chwały"?! Zupełnie mi umknął. :(
OdpowiedzUsuńZ Żebrowskim, Adamczykiem, Fryczem, Szczepkowską, Globiszem itd. Chyba w drugiej połowie lat 90. wyświetlano go w piątki w publicznej telewizji. Fragmenty do obejrzenia na YT, sporo ich.;)
UsuńNadrobię zaległości, może też w końcu uda mi się przeczytać powieść Iwaszkiewicza.
UsuńA "Doliny Issy" nie pamiętam aż tak dobrze.:(
Mnie też się marzy lektura "Sławy i chwały", Iwaszkiewicz był do niej b. przywiązany.
Usuń"Doliny Issy" w ogóle nie pamiętam - czytałam ją na szybko przed maturą, żeby mieć o niej choćby nikłe pojęcie.;(
Ta książka też zapowiada się nieźle. :)
UsuńJak najbardziej! Mignęła mi w sieci podczas zgłębiania tematu.
UsuńA propos tego, co piszą o kamerdynerach w zalinkowanej przez Ciebie notce - podobno niektóre towarzystwa ubezpieczeniowe nie chciały ubezpieczać panów wykonujących ten zawód, ponieważ słynęli ze słabości do trunków.;)
Może panowie musieli odreagowywać stresy, bo niektórzy pracodawcy na pewno byli kapryśni. :)
UsuńByć może, ale raczej chodziło o nieograniczony dostęp do alkoholu - to kamerdyner zazwyczaj trzymał klucze od "barku".;)
UsuńTo teraz bardzo nośny temat, zwłaszcza po edycji Downton Abbey w TVP. Pisano też o tym tytule w ostatnich "Książkach" może czytałaś?
OdpowiedzUsuńCzytałam, a jakże.;) Artykuł mocno zintensyfikował poszukiwania książki, o której wcześniej czytałam na stronach anglojęzycznych.
UsuńBardzo ciekawą pozycję zaprezentowałaś, dziękuję:)
OdpowiedzUsuńO służbie na terenach rodzimych:
"Służba domowa w miastach na ziemiach polskich od połowy XVIII do końca XIX wieku", Radosław Poniat, Warszawa: DiG, 2013.
Mam nadzieję, że książka Poniata będzie równie interesująca.;) Mam nadzieję, że kiedyś powstanie ciąg dalszy, bo pierwsze cztery dekady XX wieku zapewne też przyniosły sporo materiału.
UsuńDoczytałam się, że to rozprawa doktorska, wiec pewnie przypisów i opracowań w bibliografii tam sporo. Dobrze byłoby, aby powstała taka książka jak piszesz. Trochę pisali o tym Łozińscy w swoich książkach, ale wydaje mi się, że odrębna pozycja byłaby tu na miejscu.
UsuńOby tylko nie była sucho napisana, skoro to praca doktorska.
UsuńOdrębna pozycja byłaby jak najbardziej na miejscu i myślę, że może się doczekamy. Temat służących robi się modny w literaturze angielskiej i amerykańskiej, więc może i u nas się przyjmie.;)
Obawiam się, że książka nie spełni pokładanych w niej nadziei. Jest sucha, pełna przypisów, tabel, wykresów, modeli regresji. Odniesień do literatury pięknej lub pamiętników zaś w niej brak.
UsuńNie powstała ona jednak po to, aby opowiedzieć o służbie pracującej u arystokratów. Nawet w Anglii takich osób było niewiele, stanowiły one grupę dość wyjątkową wśród setek tysięcy służących. W wieku XIX większość domów zatrudniało jedną-dwie dziewczyny. Zazwyczaj przybywały one z pobliskich wsi i po kilku latach zawód opuszczały, wnosząc zdobyty kapitał do własnego gospodarstwa. Nie było też mowy o jakiejś specjalizacji czy separacji między państwem a sługami. Mieszkania zresztą były zazwyczaj za małe, aby coś takiego dało się osiągnąć, a pani musiała sama w pracach domowych uczestniczyć.
Jeśli ktoś poszukuje romantycznego świata w stylu Downton Abbey, szybciej znajdzie go w książce Elżbiety Koweckiej "W salonie i Kuchni" albo artykułach Moniki Piotrowskiej-Marchewy.
R. Poniat
A jednak sucha? Szkoda, bo mogłaby zaistnieć także poza środowiskiem akademickim. I bynajmniej nie chodzi tu o romantyczny świat, raczej przybliżenie codzienności wybranej grupy zawodowej na przestrzeni kilkudziesięciu lub więcej lat.
UsuńTak czy inaczej, dziękuję za uwagi.