piątek, 3 stycznia 2014

Koktail à la Jerzy Pilch

Tak jest, Don Juan Ziobro pomiędzy ostatnimi pobytami na oddziale deliryków pijał wyłącznie denaturat, ale był to denaturat przyrządzony w sposób subtelny i finezyjny. Żadnego ordynarnego rozcieńczania wodą z kranu, żadnego budzącego technologiczną grozę wywabiania biskupiej barwy za pomocą wybielacza Ace, żadnego dolewania trzech buteleczek kropli miętowych celem nadania trunkowi bardzo kiepskich pozorów miętówki.

Don Juan Ziobro wpierw szykował kawę zbożową. Kawy sypał sporo i warzył ją długo, na końcu zaś, by nabrała gęstości smoły, barwy hebanu, mocy parowozu, dodawał jedną łyżkę spadziowego miodu, cztery łyżki rozpuszczalnej neski oraz dwie torebki cukru waniliowego. Tak przyrządzoną mokkę mieszał z denaturatem, to znaczy wlewał butelkę denaturatu do garnka z kawą zbożową, która już wzbogacona o podane składniki, wystudzona musiała być do lodowatości. (Na trywialne pytanie: dlaczego kawa musiała być wystudzona do lodowatości, nie będę odpowiadał). Drewnianą warząchwią mieszał koktajl tak długo, aż wpadał w swoisty trans mieszania i zaczęło mu się zdawać, że mieszać nigdy nie przestanie. Kiedy Don Juan Ziobro uświadamiał sobie, że chyba nigdy nie przestanie mieszać denaturatu z kawą zbożową, przerywał mieszanie, wydobywał z garnka drewnianą warząchew, muskał ją językiem, smakował smak jeszcze bardzo jałowy. Następnie kładł na garnku prawie całkowicie oskórowany z emalii durszlak, po czym wnętrze durszlaka wyścielał wysterylizowaną gazą. Teraz nadchodził sezon owoców cytrusowych. Dwie dorodne i jak najstaranniej na straganie wybrane cytryny Don Juan Ziobro z naturalną, jak na fryzjera i muzyka, i zarazem z zadziwiającą, jak na pijaka o roztrzęsionych rękach, precyzją przecinał na pół. Rad był z dokonanego dzieła i długo (choć nie do granic transu) wpatrywał się w cztery leżące na stoliku identyczne połówki owoców. Nad wyścielonym gazą durszlakiem kolejno, ze skrajną metodycznością, wyciskał sok z każdej z nich. Gazę wyżymał z wielką delikatnością i wyżętą rzucał, gdzie popadło – czas skrajnej metodyczności, w ogóle czas metodyczności skończył się bowiem – i tak Don Juana Ziobro czekało jeszcze jedno (chwała Bogu ostatnie) mieszanie, i tak czekało go jeszcze wymagające najwyższej uwagi przelewanie (czynił to za pomocą całkowicie oskórowanego z błękitnej emalii lejka) prawie już gotowego trunku do starej butelki po Johnny Walkerze, którą Don Juan Ziobro przechowywał z powodów sentymentalnych. (Przypominała mu ona pewną debiutującą w jego ramionach maturzystkę).

I tak czekało go jeszcze czekanie. Dramatyczne czekanie, aż odstawiony do lodówki trunek najprzedniejszego i nieporównywalnego z niczym smaku stanie się ciemny i głębinny jak morze porosłe butwiejącą trawą.
Jerzy Pilch „Pod Mocnym Aniołem”, Wyd. Literackie, Kraków 2000, s. 185-187



83 komentarze:

  1. Fantazja, a nie żadne tam cedzenie denaturatu przez chleb :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za to jaka fantazja, panie kochany!;)

      Usuń
    2. Trudno mi uwierzyć, że alkoholik miałby tyle cierpliwości, żeby cedzić, rozpuszczać, mieszać itp., ale co ja wiem o tym środowisku. Na szczęście nic.

      Usuń
    3. Bo może to nie alkoholik w tym stadium, co to zaczyna pić wino od razu po odejściu od kasy.

      Usuń
    4. Muszę przeczytać jeszcze raz i sprawdzić.;) A czym więcej przeglądam, tym więcej świetnych fragmentów znajduję.

      Usuń
    5. I skończy się to tym, że w końcu i ja jakiegoś Pilcha przeczytam :)

      Usuń
    6. Mam pod ręką "Narty", więc pewnie od nich się zacznie :)

      Usuń
    7. Bardzo przyjemny początek znajomości, moim zdaniem.;) Nieustająco polecam "Tysiąc spokojnych miast" - rozkoszna historia.;)

      Usuń
    8. Ech, wszędzie propaganda, przekazy podprogowe... Chyba mam jeszcze denaturat w łazience, pójdę się znieczulić :P

      Usuń
    9. Ja zostanę przy likierze kawowym.;)

      Usuń
    10. Likier kawowy jest dla miętczaków:P Czy mogłabyś i mnie nalać? :D

      Usuń
    11. I kobiet w ciąży (choć to nie mój casus);)). Uwaga, polewam.;)

      Usuń
    12. No to na drugą nóżkę.;) Tym razem Twoje zdrowie.;)

      Usuń
    13. Impreza powoli się rozkręca.;)

      Usuń
    14. W końcu mamy piątkowy wieczór przed długim weekendem :)

      Usuń
    15. Jeszcze to do mnie nie dociera, za dużo ostatnio świąt było.;)

      Usuń
    16. To ja się tylko wtrącę, że jak Pilcha ogólnie nie polubiłam (czytając na studiach jak leci), tak "Narty" i "Anioła" polecam. I taką kolejność również ;-) ps. Ładną imprezkę widzę tu macie :-)

      Usuń
    17. Długi weekend zaraz po świętach to nowy wynalazek, jak też jeszcze nie przywykłem.

      Kasiu: "Narty" mam, mogę zerknąć, ale chyba wolałabyś, żebym zaczął od Krzysztonia? :P

      Usuń
    18. ZWL : oczywiście że od Krzysztonia! :-) Pilcha zostaw na później :-)

      Usuń
    19. Ech, zewsząd naciski, życie jest okrutne :P

      Usuń
    20. @ Kasiu

      "Narty..." są planowane jako lektura klubowa, najpewniej późną jesienią.;) Nie wiem, czy "Anioła" należy polecać na początek znajomości z Pilchem - czytanie o delirykach, wymiocinach itp. może być uciążliwe.;( A tak w ogóle i w szczególe to książka świetna.;) Czy "Tysiąc spokojnych miast" nie podobało Ci się?

      Usuń
    21. W sumie może zbyt popędliwie polecam tego "Anioła.." na prawo i lewo (i wprost ;D), choć sama poznałam go własnie od tego pozycji i jakoś mnie to nie zniechęciło.
      "Tysiąca spokojnych miast" albo nie czytałam, albo nie pamiętam. To było wszak dwanaście lat temu! Czytałam wtedy na pewno "Bezpowrotnie utraconą leworęczność" i "Upadek człowieka na dworcu centralnym" i na pewno coś jeszcze, ale jak mówię, przejadł mi się w pewnym momencie, było tego za dużo, do tego, niestety, zbyt wiele powtórzeń i stąd zawiesiłam znajomość na długo. A teraz chyba powoli reaktywuję ;-)
      Fajnie, że "Narty.." będą w klubie, chętnie sobie przypomnę (widziałaś Teatr Telewizji? ;D)

      Usuń
    22. Ja Pilcha lubię w regularnych dawkach, nawet tych mniej smakowitych.;( Z tego wszystkiego chyba zacznę odświeżać co starsze rzeczy.
      "Narty" podobały mi się tak bardzo, że widziałam je dwukrotnie w teatrze i mam nagrane z telewizji.;) Tematów sporo, świetni bohaterowie, do tego humor - majstersztyk. Oby innym też się podobały.

      Usuń
  2. O matko... wolę nie pytać, czy po wypiciu czegoś takiego można przeżyć. Likier kawowy to bardzo dobry pomysł jest ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat Don Juan Ziobro skończył marnie. Kiedyś w przypadku denaturatu chyba głównie ślepotą straszono?
      Likier kawowy domowej roboty, jeśli trzeba służę przepisem - jest wyjątkowo prosty w realizacji.;)

      Usuń
    2. Oczywiście na przepis reflektuję! Zwłaszcza, że żaden z kupnych nie spełnia moich jakże wyśrubowanych wymagań konsumpcyjnych.

      Usuń
    3. 05, l wódki
      0,5 litra mleka kondensowanego
      1 szkl cukru
      3 łyżki kawy rozpuszczalnej
      3 łyżki prawie-wrzątku
      2 opak. cukru waniliowego

      Mleko z cukrami podgrzewać do chwili rozpuszczenia się cukru (nie gotować). Odstawić, dolać kawę rozpuszczoną wcześniej w 3 łyżkach wody, dobrze wymieszać i schłodzić. Wlać wódkę, wymieszać i próbować.;)

      Usuń
    4. Dzięki. Prosty, jasny, wysokokaloryczny, za to niskoprocentowy :)

      Usuń
    5. I jak przyjemnie wchodzi.;)

      Usuń
    6. Dam znać później, skonsultuję się ze znawcą tematu.;)

      Usuń
    7. Bo to akcyza od nowego roku wzrosła :)

      Usuń
    8. Pani matka mówi, że spirytus lepiej rozcieńczyć (z 1 l spirytusu powinno wyjść 1,25 l wódki), bo wykonanie likieru z nierozcieńczonego s. może zepsuć smak (że o zdrowiu nie wspomnę).

      Usuń
    9. Podziękuj Pani Matce, ja bym raczej dodał więcej mleka:)

      Usuń
    10. To może dodaj i daj znać jak wyszło.;) Najwyżej będzie nieco inny smak. Pewnie trzeba będzie też więcej kawy dodać.

      Usuń
    11. Niee, lepiej faktycznie rozcieńczyć spirytus. Chwilowo jestem molestowany o zrobienie żurawinówki z owoców, które mrożą się od paru lat, więc kawówka musi poczekać.

      Usuń
    12. U mnie żurawina tak długo by nie wytrwała.;)

      Usuń
    13. A co byś z nią zrobiła? Bo surowa nadaje się tylko na kisiel i nalewkę, chyba że o czymś nie wiem :)

      Usuń
    14. Jemy garściami, albo dodajemy do chleba, sałatek itp. Pasuje jako zamiennik rodzynek, a w rezultacie daje często tzw. nową jakość.;)

      Usuń
    15. Rodzynków, miało być.;(

      Usuń
    16. Wymieszana z nerkowcami nie jest kwaśna.;) Nadaje się też do smażonych jabłek i bananów. Nie uściśliłam, że w chlebie ląduje w środku, nie na wierzchu.

      Usuń
    17. Ciekawe:) U nas do bezpośredniego spożycia jest tylko suszona albo kandyzowana.

      Usuń
    18. Może to kwestia indywidualnych upodobań, albo składników towarzyszących? Dzieci surowej do ust nie wezmą, fakt.

      Usuń
    19. Nasze i za suszoną nie bardzo:P Mamy całą dla siebie:)

      Usuń
    20. U nas nawet podjadają niedojrzałe wiśnie.;( Widocznie organizm się domaga, bo czasem to tylko etap przejściowy.

      Usuń
    21. Nasze nawet dojrzałych nie uznają, Ani truskawek. Ani mnóstwa innych witamin, taki etap.

      Usuń
    22. Arbuzów i jagód też nie lubią? Za truskawkami sama nie przepadam, tylko w kompocie.;(

      Usuń
    23. Starsza z łaską zjada jabłko, młodsza arbuza i owszem, nawet bardzo i w dużych ilościach.

      Usuń
    24. Na arbuza chyba wszyscy dają się skusić, ciekawe dlaczego. I na winogrona. Może dlatego, że zawierają głównie wodę.;)

      Usuń
    25. Winogrona odpadają, mimo dużej zawartości wody:P Może w końcu gust im się zmieni :)

      Usuń
    26. Na pewno, całe życie przed nimi.;)

      Usuń
  3. Ślepotą i wszystkim, co się dało. A przepis, że się wtrącę, poproszę również :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepis w komentarzu piętro wyżej.;)

      Widać strachy były na lachy, bo obecnie podobno mocno się zakwasza denaturat, żeby odstraszyć potencjalnych konsumentów. Ech, Polak potrafi!

      Usuń
  4. Czy już widziałaś tzw. okładkę filmową?
    Już się nie mogę doczekać premiery, choć film na pewno da mi w kość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z całą sympatią dla Więckiewicza - nie podoba mi się.;( Dzisiaj zauważyłam, że na allegro książki prawie nie ma, w księgarniach też. Niesamowite.
      Ja też już przebieram nogami, stąd moje wertowanie Anioła.;)

      Usuń
    2. Gdzieś czytałam jakąś wypowiedź, że "Leaving Las Vegas" to będzie przy tym bajeczka dla dzieci i już się boję. Choć też zarazem nie przypuszczam, aby nasza ścieżka dźwiękowa mogła przebić tę amerykańską (a zwłaszcza Stinga!).
      A tego akurat Pilcha nie przeczytałam nigdy w całości, a ponieważ z tego co piszecie wynika, że w najbliższym czasie można liczyć tylko na okładkę filmową, pewnie przez jeszcze jakiś czas nie przeczytam.

      Usuń
    3. ~ Ania
      Według mnie koszmarrr, a już zwłaszcza te wielobarwne butelki. :(

      ~ Momarta
      Znając Smarzowskiego, to na pewno będzie mocny film, wprawdzie zapowiada się świetnie, ale też mam opory.
      Właśnie mi przypomniałaś, że kiedyś byłam zagorzałą fanką Nicolasa Cage'a. :P Przeszło mi po "Skarbie narodów". :(

      Usuń
    4. @ momarta

      To chyba sam Pilch tak mówi o filmie Smarzowskiego, zdaje się w wywiadzie dla GW z poprzedniej soboty. Obawiam się, że w naszej produkcji ścieżka dźwiękowa będzie składała się głównie z naturalnych odgłosów.;(
      Jest szansa, że po premierze nowego wydania, na aukcjach pojawią się za grosze starsze wydania - już kilka razy widziałam takie sytuacje.

      @ Lirael

      Swoją drogą chyba żadna okładka filmowa jeszcze nie przypadła mi do gustu.;(

      Usuń
    5. Masz rację, nie pamiętałam, ale to chyba faktycznie sam Pilch. właśnie obejrzałam dwa trailery, pardon, zwiastuny i widzę, że będzie rzeczywiście strasznie. Muzykę robi Trzaska, teoretycznie powinno być więc nieźle, ale w praktyce zobaczymy (tak czy siak, Stinga ciężko będzie przebić). Nie wiem, czy dam radę w zbliżonym czasie i przeczytać Pilcha, i obejrzeć film; może faktycznie poczekam z książką.

      Usuń
    6. Przyznam, że "Zostawić LV" pamiętam dość dobrze, ale muzyki wcale.;( Najwyraźniej nie rzuciła mi się na uszy, aż dziwne, bo mowa w końcu o Stingu.
      Co do filmu Smarzowskiego, przyjmę wszystko z dobrodziejstwem inwentarza.;) Czytanie Pilcha po obejrzeniu ekranizacji na pewno ma dobre strony, raczej trudno przenieść na ekran jego frazę. Ale wszystko przed nami.;)

      Usuń
    7. Mi podobała się tak bardzo, że aż kupiłam sobie płytę ze ścieżką dźwiękową, co u mnie jest rzadkością (ostatnio zdarzyło mi się przy nowej wersji Gatsby'ego, ale ciągle jeszcze nie zdecydowałam się ostatecznie, kupić czy nie).
      Przeniesienie frazy Pilcha jest absolutnie niemożliwe; trudniej byłoby chyba tylko z Vargą:) Kiedy byłam w kinie na "Drogówce", to po zakończeniu seansu, salę opuszczał głucho milczący tłum. Teraz będzie pewnie podobnie, choć podejrzewam, że część mniej odpornych może wybiec w trakcie.

      Usuń
    8. U mnie odwrotnie - płyt ze ścieżkami filmowymi trochę mam, z ostatnich najbardziej podobało mi się "Django".;)
      Masz rację, Varga jest mało filmowy, choć na spotkaniu mówił, że Smarzowski miał w szufladzie scenariusz do "Tequili". Niestety, kiedy zdołał znaleźć wreszcie środki na film, nakręcił "Wesele".;( Z "Anioła" wybiegną chyba tylko ci nieświadomi, na co się wybierają.;)

      Usuń
  5. Widziałam fragmenty filmu, tego biez wodki nie rozbierosz jak mawiał niegdyś mój Dziadek ;) czyli ze nie ma siły żeby nie pójść do knajpy jeśli nie przed to przynajmniej po seansie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo lubię to powiedzenie.
      Można jeszcze zaryzykować piersiówkę jako ostatnią deskę ratunku podczas seansu.;)

      Usuń
  6. Aż się chce zostać alkoholikiem. ;b Uwielbiam Pilcha, choć po jego książkach potrzebuję dłuższej detoksykacji. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, alkoholikiem ani innym nałogowcem nie chciałabym być.;(
      Dla mnie Pilch w małych dawkach tygodniowych jest w porządku. Nie czytam hurtem, żeby dłużej cieszyć się poszczególnymi fragmentami.

      Usuń
  7. Dla mnie bomba.Teraz czytam "Drugi dziennik" i zaraz sama o nim napiszę. Przyjemnej lektury i Tobie, Anko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziennik już przeczytałam, niektóre fragmenty genialne, niektóre nudne, ale napisane w świetnym stylu.

      Usuń
  8. Jeślibyś kiedyś potrzebowała dodatkowych przepisów na wykwintne inaczej napitki procentowe, to polecam "Moskwę Pietuszki" Jerofiejewa :D A na "Pod ..." do kina pójdę, ale ze względu na Braciaka, który był mnie zaintrygował i ubawił w trai..., zwiastunie znaczy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za podpowiedź, kiedyś na pewno w końcu Moskwę przeczytam. Chwilowo musi mi wystarczyć audiobook czytany przez Wilhelmiego.;)
      Mnie zaintrygował z kolei Woronowicz, cóż on będzie robił w takim towarzystwie?;)

      Usuń
    2. Niesamowite. Mój typ to drink Psiakrew.;)
      Wielkie dzięki, takie kawałki rzeczywiście zachęcają do lektury.;)

      Usuń
    3. Ze względu na składniki, czy na charakterystykę oddziaływania na organizm? :D

      Usuń
    4. Ze względu na kreatywność przepisu.;)

      Usuń