Upamiętnienie to bardzo dobra rzecz o trudnej miłości, oglądanej w momencie krytycznym, a właściwie schyłkowym. Miłości trudnej, bo naznaczonej uprzedzeniami, różnicami kulturowymi oraz, co chyba najbardziej istotne, różnicami charakterów. Do tego dochodzą napięte lub zerowe relacje z rodzicami, którzy często zawodzili i w zasadzie nadal zawodzą swoje dorosłe już dzieci. Oryginalna mieszanka, inspirowana w dużej części doświadczeniami autora.
Książka wydaje się zaskakująco szczera: lakoniczne dialogi, nierzadko wulgarne, są prosto z życia wzięte. Żadnego wygładzania, polerowania, żadnego cackania się z ewentualnym wrażliwym czytelnikiem. Poszczególne epizody są równie zwięzłe i proste, narrator nie wchodzi w szczegóły, raczej odnotowuje kolejne zdarzenia i czynności, z rzadka opisuje swój stan emocjonalny. W rezultacie całość daje poczucie intymności, dopuszczenia do świata, do którego wstęp mają nieliczni, może tylko najbliżsi. Zresztą najważniejsze, najbardziej skryte przeżycia upamiętnia się głównie dla siebie.
Dla
mnie to znakomita powieść miłosna, na wskroś prawdziwa. Szkoda, że odbiór
zepsuł tłumacz popełniający szkolne błędy: angielskie stop nie zawsze znaczy zatrzymać się, a go – odejść, z kolei grilled
cheese to po prostu tosty z serem, nie smażony ser. Przekleństwa najwyraźniej
też wymagają większych umiejętności translatorskich, tu rażą swoją
sztucznością.
______________________________________________________
Ciekawa sprawa z tą naszą wrażliwością czytelniczą, czy też odbiorczą (np w teatrze). Tak mi się skojarzyło nie do końca w temacie ale trochę naokoło i owszem. Jak dotąd z reguły raziły mnie czy to wulgaryzmy, czy też epatowanie brutalnością czy nagością w teatrze i nagle poszłam na sztukę Piękna Zośka w gdańskim teatrze. Sztuka trudna (jaka ma być skoro jest o przemocy w rodzinie, brutalności, agresji i zbrodni) nie wolna od tego wszystkiego, co dotąd mnie często przeszkadzało w odbiorze, a tutaj pasowało doskonale, bo jak mówić o złu bez jego dotknięcia. Siedziałam trzy godziny niemal na wdechu, przedstawiona tak realistycznie i pomysłowo. Tak więc wszystko zależy od kontekstu, czasami razi, a czasami jest jak najbardziej uzasadnione a może nawet wskazane użycie pewnych środków wyrazu. Chylę czoła przed znajomością języka jeśli czytałaś w oryginale i możesz ocenić umiejętności tłumacza. Rzeczywiście szkoda, jeśli "zepsuł" dobrą powieść.
OdpowiedzUsuńO, czekam na "Piękną Zośkę", ma być pokazana w TVP. Tym bardziej cieszy mnie Twoja dobra opinia o spektaklu. Swoją drogą, jaka przygnębiająca historia.
UsuńMasz rację, wrażliwość to interesująca sprawa. Czasem niekoniecznie przemoc jest najtrudniejsza w odbiorze. Jako młoda osoba oglądałam np. "Przełamując fale" - film znakomity, ale na tyle bolesny, że drugi raz nie chcę go oglądać.;(
"Upamiętnienie" czytałam (niestety?) po polsku, tylko w chwilach krytycznych zaglądałam do wersji oryginalnej, żeby sprawdzić, czy słusznie coś mi zgrzyta.;( Co oczywiście oznacza, że lepiej nie być leniwym i wysilić szare komórki w kontakcie z językiem obcym.;)
I tak chylę czoła, skoro potrafisz sobie zweryfikować rażący cię fragment powieści w oryginale. Nie wiedziałam że Zośka będzie w TV. To dobrze, choć jest trudna w odbiorze w sensie bywa nieprzyjemnie. Nie wiem, czy dam radę obejrzeć po raz drugi, choć może odgrodzona szklanym ekranem.... zobaczę.
UsuńJeśli czyta się o smażonym serze na śniadanie (amerykańskie), to aż chce się sprawdzić, co to za rarytas.;) Akurat o grilled cheese ktoś już pisał przy okazji innej powieści, było łatwiej. Inne niezręczności wynikają z kontekstu, nie trzeba znać specyfiki języka.
UsuńZobaczymy, może przeniesienie spektaklu zniweluje wrażenia.
Łu. Książka zapowiada się b. ciekawie (odrobinę kojarzy mi się z prozą Jamesa Baldwina), ale martwi i zaskakuje kiepski poziom tłumaczenia. Przecież Świerkocki to wyższa liga - Joyce, Conrad, Flanagan, Beckett, Kerouac, Miller czy Yeats w CV wydają się być gwarantem wysokiej jakości.
OdpowiedzUsuńPoczytaj, zobaczysz, czy są paralele z Baldwinem.;)
UsuńAż tak niski ten poziom przekładu nie jest, inna rzecz, że ostatnio Świerkocki nie ma dobrej prasy.;( Gdzieś na FB czytałam analizę jego tłumaczenia "Trylobitów" Pancake'a i nie było to zbyt pochlebne. Dziwne, miałam go za dobrego tłumacza.
Gdzieś widziałam opinię, że ta powieść jest niesamowicie zabawna, ale z Twojej recenzji wynika, że mocno smutna...
OdpowiedzUsuńDla mnie była smutna, choć zdarzały się w niej zabawne sytuacje. Trzeba się osobiście przekonać, zachęcam do lektury.;)
Usuń