piątek, 15 listopada 2024

Drugie śniadanie à la Felicia Berliner

W zwykłym miejscu przed głównym wejściem na kampus stoi stoisko z jedzeniem, którego zapach drwi z Rajzli. Codziennie zwalnia lekko, by poczuć zapach nieco podobny do pastrami, ale bogatszy, bardziej pikantny, marzenie o półbagietce przed chwilą wyjętej z piekarnika, aromat tak mocny, że wypełnia jej nos i gardło.

Dziś staje w kolejce za innymi studentami w dżinsach i bluzach z logo Cohen College. Kiedy dociera do małego okienka, wskazuje smażące się kawałki mięsa.

– Jaja na bekonie? – pyta mężczyzna.

– Jaja na bekonie – powtarza Rajzla, mając nadzieję, że nie mówi z akcentem jidysz.


Nie czeka, aż wejdzie na kampus. Otwiera torebkę i gdy odwija folię, natychmiast zakochuje się w mięsnym nadzieniu. Zjada kęs i oblizuje wargi, czując sól. Der Baszefer nie razi jej piorunem. Przełyka i znowu je. Jajko jest miękkie, podobne do kremu, otacza chrupiący chazer. Nie powinna wiedzieć, co to takiego, ale Google jej pokazał: różowe zwierzę z wklęsłym nosem i wielkimi uszami. Jidn umierali, żeby nie jeść wieprzowiny, a Rajzla żyje! Kanapka ma smak pieprzu i masła; smak jest nie tylko w ustach, lecz również w nosie i uszach, rozchodzi się po całym ciele, pochłania je.

Kanapka znika za szybko. Rajzla czuje pustkę, trefne jedzenie się skończyło i nie ma zwykłego sposobu, by podziękować B. na końcu posiłku. Oczywiście przed jedzeniem również nie wypowiedziała błogosławieństwa. Gdyby tylko istniało błogosławieństwo, które wypowiada się nad trefnym jedzeniem: „Jesteś błogosławiony, Haszem, że tworzysz mięso świni, że tworzysz boczek ze świni”.

Kiedy dociera do szklanych drzwi college’u, szuka rozpaczliwie serwetki, przekonana, że zdradzi ją tłuszcz na podbródku. Grzebie w plecaku, najpierw wyczuwa zapasowe podpaski, a później sider, miniaturowy modlitewnik, który szybko chowa z powrotem na dnie torebki.

Felicia Berliner, Szmuc, przeł. Tomasz Wyżyński, Wyd. Czarna Owca, Warszawa 2023








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz