[...] Przybyła do domu z tabliczką czekolady schowaną w fartuchu. Po drodze „pożyczyła”, jak lubiła o tym myśleć, parę jajek z kurnika swojego kuzyna i odrobinę mleka z wymion kozy. W domu została ćwiartka cukru.
Adela położyła składniki na stole w kuchni. Patrzyła na nie i gładziła dłońmi. Zaczęła rozpuszczać czekoladę w małej ilości mleka, ostrożnie. Ubiła mocno białka z cukrem i stopniowo dodawała schłodzoną czekoladę, nie przestając mieszać, uważając, aby się nie zważyło. Później schłodziła napój w wodzie ze zbiornika na deszczówkę. Wlała trochę mieszanki do bardzo zimnego metalowego naczynia, którego używano do nabierania wody z glinianego dzbana, aby była bardzo chłodna. Kiedy tylko zbliżyła napój do nosa Juana, ujrzała, jak na jego twarzy zarysował się uśmiech.
Adela westchnęła. Ścisnęła szwy czarnej sukienki i przełknęła ślinę zastanawiając się, ile jeszcze koktajli będzie musiała zrobić w swoim życiu.
Yanet Acosta, Koktajl czekoladowy [w:] Portret kobiety w opowiadaniach dziesięciu hiszpańskich autorek,
red. Małgorzata Kolankowska, Wrocław 2014
Czekoladę na gorąco można przygotować również w nieco prostszy sposób:
Składniki (2-4 porcje):
• 250 ml mleka
• 5 łyżek śmietanki kremowej 30%
• 2 łyżki cukru pudru
• 50 g gorzkiej czekolady
Przygotowanie:
Do rondelka wlać mleko i śmietankę, dodać cukier puder. Podgrzewać na średnim ogniu, co chwilę mieszając (nie zagotowywać).
Czekoladę posiekać na małe kawałki i wsypać do gorącego mleka. Podgrzewać na średnim ogniu cały czas mieszając aż czekolada się rozpuści. Można dodać cynamon i chili w proszku lub płatki chili. Zagotować. Na koniec można masę zmiksować.
A TU propozycja bardzo interesującej wersji z miętą.
Na początku myślałam, że ona sobie przygotowuje ten koktajl, ale nie, to dla jakiegoś Juana...
OdpowiedzUsuńPS. Do tekstu zakradł Ci się chochlik, bo w drugim akapicie dwa razy pojawia się to samo zdanie :)
Juan był schorowany po przeżyciach wojennych, żona mimo biedy chciała mu nieba zaskarbić. A czekolada miała wysoką cenę.;(
UsuńDzięki za info, ostatnio za często się powtarzam ze zdaniami i akapitami.;)
A skąd wzięła tabliczkę czekolady? Kupiła, dostała czy "pożyczyła" tak jak jajka?
UsuńZ małej fabryki czekolady należącej do dalszej rodziny. Wyprosiła, a wyglądało to tak:
Usuń- Witaj, Antonio, jestem córką Marii, tej z La Culata.
- Ach tak. Nie potrzebujemy nikogo do pracy.
- Nie, nie przychodzę z tego powodu. Potrzebuję jedynie odrobinę czekolady.
- Jest dostępna w punkcie sprzedaży.
- Nie mam pieniędzy.
Zapadła cisza. Słychać było jedynie turkot maszyn. W głębi. Antonio patrzy na Adelę. Ten sam wzrok. Ten, który rozbiera i czyni malutką. Ten, który zdejmuje chustkę i sukienkę, podczas gdy ręce bezsensownie przyciskają szwy.
Ładna rodzinka... Dzięki, książka zaciekawiła mnie, poszukam jej. A czy chociaż Juan odzyskał zdrowie?
UsuńCzasy frankistowskie, rodzina boleśnie doświadczona, a żona z gatunku poświęcających się. O wyzdrowieniu nic nie wiadomo, główny cytat był końcem opowiadania. A książkę polecam, jest bardzo różnorodna i dobra.
UsuńNa kozim mleku? Ciekawe, swoją drogą, czy ktoś produkuje kozią mleczną czekoladę:) Wersja z miętą bardzo bardzo, to doskonałe połączenie, również w lodach.
OdpowiedzUsuńWidzę, że czekolada na kozim mleku jak najbardziej istnieje: http://pinkcake.blox.pl/2011/12/Biala-czekolada-z-koziego-mleka.html
UsuńKozie mleko zapewne wynikało z biedy, głównej bohaterki nie było stać na krowę.;(
UsuńCzekolada z miętą może być rewelacją, muszę wypróbować. Lody też pyszne, zgadzam się.
Zapewne, koza żywicielka:) Ja się jakoś nie mogę do koziego nabiału przemóc.
UsuńOdkąd zjadłam kiedyś grilowane warzywa z rozmarynem i kozim serem właśnie, od czasu do czasu kupuję go. Idzie się przyzwyczaić.;) I warto, bo to zupełnie inne możliwości kulinarne. Ale czekolada z koziego sera to już dla mnie coś nie do wyobrażenia.;)
UsuńByły kiedyś jakieś próby z kozim nabiałem, ale chyba mam uprzedzenia. Pewnie jakby mnie ktoś wziął z zaskoczenia, to byłoby inaczej:)
UsuńNic na siłę, wiadomo.;) Myślę, że w towarzystwie czerwonego wytrawnego wina może lepiej smakować.
UsuńO ile kozi ser przemycony w czymś dobry pewnie dałbym radę znieść, o tyle wytrawnego czerwonego wina już nie :)
UsuńMożna zaryzykować półwytrawne, bo półsłodkie to już chyba zbyt ryzykowne, ale kto wie?;) Może też pasować do jakiegoś soku owocowego własnego wycisku.;)
UsuńPółwytrawne prędzej:)
UsuńTakiego smaku sobie narobiłam, że chyba coś dzisiaj zaryzykuję.
UsuńCiekawe połączenie, ale raczej bez marchewki, znalezione w knajpianym menu:
ser kozi, grillowany bakłażan, surowa marchewka, orzechy włoskie, sałata lodowa, grzanki, sos.
Bez sałaty lodowej i mogę spróbować:) Normalnie grymaszę jak moje własne dzieci :P
UsuńW przypadku sera koziego wcale się nie dziwię, mało osób go lubi, większość nie chce nawet o nim słyszeć.;)
UsuńDzieciom nawet nie podsuwamy takich frykasów:) Ale i mnie najłatwiej podejść podstępem, tak miałem z cukinią i bakłażanami. Chociaż ostatnio całkiem świadomie przeeksperymentowałem sushi :)
UsuńI jak sushi? Ja lubię.
UsuńPodstępem przyzwyczajałam do szpinaku surowego, w sałacie na szczęście wygląda mało podejrzanie.;)
Zje się, ale szału nie było. Wolę śledzia:) Szpinak surowy to pikuś w obliczu surowej ryby:)
UsuńMożna poeksperymentować i ze śledziem, będziesz prekursorem.;)
UsuńPaprać śledzie ryżem? Obraza majestatu:)
UsuńOj tam, oj tam.;)
UsuńAle właśnie sobie narobiłem smaku na śledzika z cebulką, uch :P
UsuńA ja na cokolwiek;(
UsuńNie wiedziałam, że to takie proste. Do tej pory próbowałam "raczyć się" gorącą czekoladą z proszku. Ale żadna to przyjemność... Muszę szybko "pożyczyć" od kogoś czekoladę! Koniecznie :D
OdpowiedzUsuńCzekolada z saszetek to jednak nie to samo, wiem coś o tym.;(
UsuńTylko nie pożyczaj od Antonia, drogo liczy.;)
Co tu dużo pisać, mniam mniam.
OdpowiedzUsuńZgadzam się.;)
Usuńtrafiłaś idealnie z przepisem w pogodę :). W taki zapchany chmurami dzień zawsze ma się chęć na wielką porcje gorącej czekolady z gruba warstwą bitej śmietany. Żeby poczuć jak tykają kalorie i idzie w górę nastrój.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie tak!;) Szkoda tylko, że zdecydowana większość poprawiaczy nastroju jest właśnie kaloryczna.;)
UsuńOstatni raz w życiu zamówiłam czekoladę kilkanaście lat temu i skończyło się to strasznym uczuciowym zamieszaniem. Od tej pory unikam:P Adela chyba też przyrządzała ją w jakimś z grubsza uczuciowym celu (ten Juan wygląda mi na chorowitego)?
OdpowiedzUsuńWygląda na to, że masz materiał co najmniej na opowiadanie, w którym punktem wyjściowym jest czekolada na gorąco.;)
UsuńTak, mąż Adeli miał za sobą pobyt w więzieniu, Franco dał mu się we znaki.;( Żona bardzo o niego dbała.
Owszem, wyszedłby z tego niezły romans. Choć jak na dzisiejsze standardy trzeba byłoby go pewnie nieco podkręcić:P
UsuńMój mąż pewnie nie uśmiechnąłby się na widok filiżanki z czekoladą. Jest wyznawcą teorii, że w chorobie pielęgnuje się golonką:P
Golonką? Jestem pod wrażeniem.;) Raz na ruski rok mogę zjeść, nie powiem, ale w chorobie nawet rosołu nie trawię.;( Zresztą męskie gusta są totalnie inne od kobiecych.;)
UsuńAż mi zaburczało w brzuchu. Idę coś zjeść!
OdpowiedzUsuńP.S. Kiedy od czasu do czasu wybiorę się do jakieś kawiarni to lubię zamówić sobie gorącą czekoladę. I z żalem stwierdzam, że znalezienie przybytku, który serwowałby smaczną, prawdziwą gorącą czekoladę to nie lada sztuka :)
Niestety mam to samo odczucie w kawiarniach polskich. Nawet w Wedlu czekolada na gorąco nie jest najlepsza.;( Czyli: do dzieła i róbmy sami.;)
Usuń