czwartek, 27 marca 2014

Koktajl czekoladowy na sposób hiszpański

    [...] Przybyła do domu z tabliczką czekolady schowaną w fartuchu. Po drodze „pożyczyła”, jak lubiła o tym myśleć, parę jajek z kurnika swojego kuzyna i odrobinę mleka z wymion kozy. W domu została ćwiartka cukru.
    Adela położyła składniki na stole w kuchni. Patrzyła na nie i gładziła dłońmi. Zaczęła rozpuszczać czekoladę w małej ilości mleka, ostrożnie. Ubiła mocno białka z cukrem i stopniowo dodawała schłodzoną czekoladę, nie przestając mieszać, uważając, aby się nie zważyło. Później schłodziła napój w wodzie ze zbiornika na deszczówkę. Wlała trochę mieszanki do bardzo zimnego metalowego naczynia, którego używano do nabierania wody z glinianego dzbana, aby była bardzo chłodna. Kiedy tylko zbliżyła napój do nosa Juana, ujrzała, jak na jego twarzy zarysował się uśmiech.
    Adela westchnęła. Ścisnęła szwy czarnej sukienki i przełknęła ślinę zastanawiając się, ile jeszcze koktajli będzie musiała zrobić w swoim życiu.

Yanet Acosta, Koktajl czekoladowy [w:] Portret kobiety w opowiadaniach dziesięciu hiszpańskich autorek, 
red. Małgorzata Kolankowska, Wrocław 2014


Czekoladę na gorąco można przygotować również w nieco prostszy sposób:

Składniki (2-4 porcje):

• 250 ml mleka
• 5 łyżek śmietanki kremowej 30%
• 2 łyżki cukru pudru
• 50 g gorzkiej czekolady

Przygotowanie:

Do rondelka wlać mleko i śmietankę, dodać cukier puder. Podgrzewać na średnim ogniu, co chwilę mieszając (nie zagotowywać).

Czekoladę posiekać na małe kawałki i wsypać do gorącego mleka. Podgrzewać na średnim ogniu cały czas mieszając aż czekolada się rozpuści. Można dodać cynamon i chili w proszku lub płatki chili. Zagotować. Na koniec można masę zmiksować.

A TU propozycja bardzo interesującej wersji z miętą.


39 komentarzy:

  1. Na początku myślałam, że ona sobie przygotowuje ten koktajl, ale nie, to dla jakiegoś Juana...
    PS. Do tekstu zakradł Ci się chochlik, bo w drugim akapicie dwa razy pojawia się to samo zdanie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Juan był schorowany po przeżyciach wojennych, żona mimo biedy chciała mu nieba zaskarbić. A czekolada miała wysoką cenę.;(
      Dzięki za info, ostatnio za często się powtarzam ze zdaniami i akapitami.;)

      Usuń
    2. A skąd wzięła tabliczkę czekolady? Kupiła, dostała czy "pożyczyła" tak jak jajka?

      Usuń
    3. Z małej fabryki czekolady należącej do dalszej rodziny. Wyprosiła, a wyglądało to tak:

      - Witaj, Antonio, jestem córką Marii, tej z La Culata.
      - Ach tak. Nie potrzebujemy nikogo do pracy.
      - Nie, nie przychodzę z tego powodu. Potrzebuję jedynie odrobinę czekolady.
      - Jest dostępna w punkcie sprzedaży.
      - Nie mam pieniędzy.
      Zapadła cisza. Słychać było jedynie turkot maszyn. W głębi. Antonio patrzy na Adelę. Ten sam wzrok. Ten, który rozbiera i czyni malutką. Ten, który zdejmuje chustkę i sukienkę, podczas gdy ręce bezsensownie przyciskają szwy.

      Usuń
    4. Ładna rodzinka... Dzięki, książka zaciekawiła mnie, poszukam jej. A czy chociaż Juan odzyskał zdrowie?

      Usuń
    5. Czasy frankistowskie, rodzina boleśnie doświadczona, a żona z gatunku poświęcających się. O wyzdrowieniu nic nie wiadomo, główny cytat był końcem opowiadania. A książkę polecam, jest bardzo różnorodna i dobra.

      Usuń
  2. Na kozim mleku? Ciekawe, swoją drogą, czy ktoś produkuje kozią mleczną czekoladę:) Wersja z miętą bardzo bardzo, to doskonałe połączenie, również w lodach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że czekolada na kozim mleku jak najbardziej istnieje: http://pinkcake.blox.pl/2011/12/Biala-czekolada-z-koziego-mleka.html

      Usuń
    2. Kozie mleko zapewne wynikało z biedy, głównej bohaterki nie było stać na krowę.;(
      Czekolada z miętą może być rewelacją, muszę wypróbować. Lody też pyszne, zgadzam się.

      Usuń
    3. Zapewne, koza żywicielka:) Ja się jakoś nie mogę do koziego nabiału przemóc.

      Usuń
    4. Odkąd zjadłam kiedyś grilowane warzywa z rozmarynem i kozim serem właśnie, od czasu do czasu kupuję go. Idzie się przyzwyczaić.;) I warto, bo to zupełnie inne możliwości kulinarne. Ale czekolada z koziego sera to już dla mnie coś nie do wyobrażenia.;)

      Usuń
    5. Były kiedyś jakieś próby z kozim nabiałem, ale chyba mam uprzedzenia. Pewnie jakby mnie ktoś wziął z zaskoczenia, to byłoby inaczej:)

      Usuń
    6. Nic na siłę, wiadomo.;) Myślę, że w towarzystwie czerwonego wytrawnego wina może lepiej smakować.

      Usuń
    7. O ile kozi ser przemycony w czymś dobry pewnie dałbym radę znieść, o tyle wytrawnego czerwonego wina już nie :)

      Usuń
    8. Można zaryzykować półwytrawne, bo półsłodkie to już chyba zbyt ryzykowne, ale kto wie?;) Może też pasować do jakiegoś soku owocowego własnego wycisku.;)

      Usuń
    9. Takiego smaku sobie narobiłam, że chyba coś dzisiaj zaryzykuję.
      Ciekawe połączenie, ale raczej bez marchewki, znalezione w knajpianym menu:
      ser kozi, grillowany bakłażan, surowa marchewka, orzechy włoskie, sałata lodowa, grzanki, sos.

      Usuń
    10. Bez sałaty lodowej i mogę spróbować:) Normalnie grymaszę jak moje własne dzieci :P

      Usuń
    11. W przypadku sera koziego wcale się nie dziwię, mało osób go lubi, większość nie chce nawet o nim słyszeć.;)

      Usuń
    12. Dzieciom nawet nie podsuwamy takich frykasów:) Ale i mnie najłatwiej podejść podstępem, tak miałem z cukinią i bakłażanami. Chociaż ostatnio całkiem świadomie przeeksperymentowałem sushi :)

      Usuń
    13. I jak sushi? Ja lubię.
      Podstępem przyzwyczajałam do szpinaku surowego, w sałacie na szczęście wygląda mało podejrzanie.;)

      Usuń
    14. Zje się, ale szału nie było. Wolę śledzia:) Szpinak surowy to pikuś w obliczu surowej ryby:)

      Usuń
    15. Można poeksperymentować i ze śledziem, będziesz prekursorem.;)

      Usuń
    16. Paprać śledzie ryżem? Obraza majestatu:)

      Usuń
    17. Ale właśnie sobie narobiłem smaku na śledzika z cebulką, uch :P

      Usuń
  3. Nie wiedziałam, że to takie proste. Do tej pory próbowałam "raczyć się" gorącą czekoladą z proszku. Ale żadna to przyjemność... Muszę szybko "pożyczyć" od kogoś czekoladę! Koniecznie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekolada z saszetek to jednak nie to samo, wiem coś o tym.;(
      Tylko nie pożyczaj od Antonia, drogo liczy.;)

      Usuń
  4. trafiłaś idealnie z przepisem w pogodę :). W taki zapchany chmurami dzień zawsze ma się chęć na wielką porcje gorącej czekolady z gruba warstwą bitej śmietany. Żeby poczuć jak tykają kalorie i idzie w górę nastrój.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie tak!;) Szkoda tylko, że zdecydowana większość poprawiaczy nastroju jest właśnie kaloryczna.;)

      Usuń
  5. Ostatni raz w życiu zamówiłam czekoladę kilkanaście lat temu i skończyło się to strasznym uczuciowym zamieszaniem. Od tej pory unikam:P Adela chyba też przyrządzała ją w jakimś z grubsza uczuciowym celu (ten Juan wygląda mi na chorowitego)?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wygląda na to, że masz materiał co najmniej na opowiadanie, w którym punktem wyjściowym jest czekolada na gorąco.;)
      Tak, mąż Adeli miał za sobą pobyt w więzieniu, Franco dał mu się we znaki.;( Żona bardzo o niego dbała.

      Usuń
    2. Owszem, wyszedłby z tego niezły romans. Choć jak na dzisiejsze standardy trzeba byłoby go pewnie nieco podkręcić:P
      Mój mąż pewnie nie uśmiechnąłby się na widok filiżanki z czekoladą. Jest wyznawcą teorii, że w chorobie pielęgnuje się golonką:P

      Usuń
    3. Golonką? Jestem pod wrażeniem.;) Raz na ruski rok mogę zjeść, nie powiem, ale w chorobie nawet rosołu nie trawię.;( Zresztą męskie gusta są totalnie inne od kobiecych.;)

      Usuń
  6. Aż mi zaburczało w brzuchu. Idę coś zjeść!

    P.S. Kiedy od czasu do czasu wybiorę się do jakieś kawiarni to lubię zamówić sobie gorącą czekoladę. I z żalem stwierdzam, że znalezienie przybytku, który serwowałby smaczną, prawdziwą gorącą czekoladę to nie lada sztuka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety mam to samo odczucie w kawiarniach polskich. Nawet w Wedlu czekolada na gorąco nie jest najlepsza.;( Czyli: do dzieła i róbmy sami.;)

      Usuń