- Ja bym się nie śmiał, jakbym był poważnie chory.
A ten, co sprzedaje ubezpieczenia, mówi:
- No i tak tu sobie żyjemy.
Pierwszy raz czytałam prozę Jaroslava Rudiša i od pierwszych stron miałam wrażenie, że dobrze trafiłam. Czeski Raj to książka bezpretensjonalna, umiejętnie wyważona: niby traktuje o codziennych troskach zwykłego obywatela, niejednokrotnie zahaczając o kwestie fundamentalne, a jednak nie brak jej lekkości i dystansu.
Bohaterowie powieści spotykają się niemal w stałym składzie w miejscowej saunie, by porządnie się wypocić i przy okazji wymienić nowinkami. Być może dlatego, że znają się wyłącznie ze starego, odrapanego przybytku i nie łączą ich więzy krwi, powiązania biznesowe itp., rozmawiają szczerze, bez zgrywania kogoś, kim nie są, co najwyżej przemilczają niewygodne fakty. Bardzo naturalnie brzmią ich pogawędki o rzeczach błahych i niebłahych, z powracającymi motywami oraz ze stałymi odzywkami.
To nie jest alkoholizm, to jakiś magnes we mnie. Mój stary już to miał. I jego stary też. Jeden dziedziczy forsę, drugi — dom, a ja odziedziczyłem magnetyzm piwny.
W towarzystwie panów szybko można się poczuć jak wśród starych znajomych, którzy owszem, czasem irytują, ale z którymi można porozmawiać absolutnie o wszystkim, poplotkować, powspominać przygody z młodości i posprzeczać się. I tu refleksja: w Polsce raczej by to nie przeszło. Jeśli wierzyć Rudišowi, nasi sąsiedzi z południa w saunie nie politykują, nie narzekają jakoś nadmiernie na żony ani na pracę; ot, prowadzą luźne rozmowy. Niebywałe, zważywszy na zróżnicowany wiek oraz profesje bohaterów.
Żona mnie kocha, bez dwóch zdań. Najbardziej mi się podoba, że tak mało mówi. Miałem szczęście. Wszystko, co ważne, powiedzieliśmy sobie w pierwszym wspólnym roku, teraz nie musimy już nic mówić.
Nie powiem, że Czeski Raj jest rzeczą wybitną czy niesłychanie ważną. Dla mnie to idealna powieść środka, która oferuje inteligentną rozrywkę i ma szansę trafić do szerokiego grona czytelników. Niewątpliwie nie czytałoby się jej tak gładko, gdyby nie świetny przekład Katarzyny Dudzic-Grabińskiej – brawo!
Jaroslav Rudiš, Czeski Raj, przeł. Katarzyna Dudzic-Grabińska
Książkowe Klimaty, Wrocław 2020
Czeka na półeczce, że tak pojadę klasykiem :D Ale ciekawe, że sauna jest takim integrującym miejscem, pamiętam Saunę Bajona, chociaż tam było i bardziej internacjonalistycznie, i bardziej politycznie. Trochę szkoda, że u nas sauna nie jest szczególnie popularna, a w literaturze to chyba w ogóle nie występuje.
OdpowiedzUsuńOtóż to. Kiedyś chodziłam i żadnych rozmów nie było, panowała cisza. U Bajona było chyba głównie politycznie i chyba z dużą ilością alkoholu, ale też grono było szczególne. U nas w literaturze to co najwyżej siłownia albo basen może się pojawić, choć w tej chwili nic nie przychodzi mi do głowy. My chyba nie mamy potrzeby small talku.😉
UsuńMam wrażenie, że nie czujemy się swobodnie nago i to nas tak krępuje, że nie umiemy słowa wydusić :) Pomijając oczywiste zacofanie w kwestii sauny. Sauny nie było, były łaźnie publiczne, które się źle kojarzyły, jak u Witkowskiego.
UsuńMnie nawet basen odkryty źle się kojarzył, ale że względów higienicznych, nie nagościowych.🙄 Co do łaźni pełna zgoda.
UsuńTeż myślę, że mamy problem z nagością, skutki takiego a nie innego wychowania.
Tak, wychowanie wciąż obowiązuje mocno purytańskie, a zmiany są raczej dość powolne. Za dwa, trzy pokolenia może dojdziemy i do pogaduszek w saunie, o ile jeszcze wtedy będzie dość wody do kąpieli.
UsuńMusielibyśmy bardzo wyluzować, żeby upodobnić się do Czechów. I zaiste może do tego czasu zabraknąć wody.🙄
UsuńNo, do Czechów to nigdy się nie upodobnimy, za bardzo nimi pogardzamy, my, potomkowie husarii :( Musiałoby się paru Szczygłów przez parę stuleci męczyć, żeby coś zmienić. A mnie się tak podoba ich podejście do życia i historii...
UsuńMnie też się podoba, w tym również podejście do religii, co bardzo zmienia wiele rzeczy. Nie dziwne, że mają Czeski Raj.😉
UsuńPamiętam ze Zrób sobie raj wyznanie czeskiego katolika, że trochę strach, a trochę wstyd przyznawać się do wiary. Szczerze mowiąc, mnie by pasował układ, w którym religia jest wyłącznie prywatną sprawą jednostki.
UsuńMarzę o tym coraz intensywniej, ale chyba nie doczekam rozdziału państwa od kościoła. Ależ byłby spokój!
UsuńOj tak. Ale nie zanosi się :(
UsuńNiestety. Chyba nie w tym życiu.
UsuńZaczynając czytać Twoją recenzję i natrafiając na fragment przedstawiający fabułę, też pomyślałam sobie w pewnym momencie: "u nas by to nie przeszło" ;)
OdpowiedzUsuńTrochę to smutne, prawda? Może jednak jesteśmy smutnym narodem i brak nam dystansu do wielu rzeczy, wbrew temu, co o sobie myślimy.
UsuńHa właśnie wietrzę ją na parapecie, więc niedługo będzie czytanie. Wtedy tu wrócę żeby pogadać
OdpowiedzUsuńBędę cierpliwie czekać.😉
Usuń"Magnetyzm piwny", urocze :) Trochę jak wprowadzanie do organizmu bajkowego nastroju w wykonaniu Himilsbacha, który swoją drogą świetnie by się, mam wrażenie, wśród Czechów odnalazł. A o saunie, a raczej odmianie zwanej ruską banią, myślałem swego czasu intensywnie. Ale sam zdolności do wybudowania nie mam, a gotowe rozwiązania są poza możliwościami moich finansów :P
OdpowiedzUsuńAbsolutnie bajkowe ujęcie tematu.;) Można się poczuć rozgrzeszonym, a pilznerek leje się w saunie u Rudisa obfitą strugą.;)
UsuńNiestety sauna (przy)domowa to droga impreza, chyba także w użytkowaniu.
Literaturę czeską liznąłem, ale Jaroslava Rudiša jeszcze nie czytałem. A z Twoich słów opisujących styl, jakim operuje autor, to mam skojarzenia z Petrem Šabachem.
OdpowiedzUsuńDo Sabacha kiedyś zajrzałam, ale jakoś nie uwiódł mnie. A "Czeski Raj" trafił na swój czas w moim przypadku, bo potrzebowałam czegoś niezobowiązującego, ale i niegłupiego. I udało się.;)
UsuńMam nadzieję, że się nie pogniewacie, jak się tu na chwilkę wtrącę, bo ciekawy wątek. Mimo całej mojej sympatii dla Šabacha wydaje mi się, że Rudiš jest jednak literacko kilka oczek wyżej. Šabacha czyta się głównie dla samej opowieści i dla humoru, a Rudiš robi też dużo ciekawych rzeczy z językiem.
UsuńAleż wtrącaj się, Naiu, bardzo proszę.;)
UsuńChyba właśnie ten humor Sabacha mi jakoś nie podszedł. Albo inaczej: zabrakło całej reszty czyli głębszej treści.
A propos tej sauny i zamiłowania do niej – w wywiadzie, który niedawno ukazał się w „Newsweeku”, Rudiš stwierdził, że może Czesi są takimi Finami Europy Środkowej. I odkąd to przeczytałam, to porównanie ma dla mnie coraz więcej sensu. Sauna to jedno, ale faktem jest, że Czesi mają w sobie dużo takiego skandynawskiego chłodu i dystansu. Za to kiedy dochodzimy do poczucia humoru, podobieństwa się kończą – dla Czecha nie ma żadnej świętości, obśmiewa wszystko i wszystkich, a Skandynawowie są chyba pod tym względem dużo bardziej spięci. :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że „Czeski Raj” Ci się podobał. I cieszę się też, że chwalisz przekład – ja, prawdę mówiąc, w całości czytałam tylko oryginał, wersję polską z braku czasu tylko skubnęłam, a mnóstwo jest w tej książce obecnej češtiny, którą się ciężko tłumaczy na polski, więc to naprawdę musiało być tłumaczeniowe wyzwanie. Ale nie miałam wątpliwości, że Katarzyna Dudzic-Grabińska i tym razem świetnie sobie poradzi. :)
To bardzo ciekawe, Naiu, co piszesz, o "fińskości" Czechów.;)
UsuńTeż mi się wydaje, że dużo tu współczesnej czeszczyzny. Ciekawi mnie, jak w oryginale bohaterowie mówi na "komendantki" i czy "Chyba się zesram na malinowo" jest tłumaczone dosłownie.;)
„Chyba się zesram na malinowo” – musiałabym poszukać :D – ale co do „komendantek” to od razu z pamięci mogę powiedzieć, że były to „velitelky”, a więc przekład dosłowny. :) A po czesku brzmi to równie uroczo. :)
UsuńBardzo dziękuję za wyjaśnienia. "Komendantkę" chyba zacznę używać, bo to celne skojarzenie.;)
UsuńPrzyłączam się klubu miłośników frazy "magnetyzm piwny". Zdecydowanie polecam też "Ciszę w Pradze".
OdpowiedzUsuń;)
Usuń"Ciszę..." kiedyś na pewno przeczytam, na razie nęci mnie "Aleja Narodowa".;)