poniedziałek, 18 marca 2024

Zakazany brulion

Źle zrobiłam kupując ten brulion, bardzo źle.  [s. 7]

Gruby zeszyt w czarnej, lśniącej okładce od chwili zakupu ma w sobie aurę czegoś zakazanego – nabyty pod wpływem impulsu, nielegalnie (w niedzielę w trafice), dla czterdziestotrzyletniej Walerii staje się ciągłym wyrzutem sumienia. Kobieta z jednej strony nie  lubi nic ukrywać przed rodziną, z drugiej strony chce, aby jej osobiste zapiski pozostały tajemnicą, mimo że nie zawierają zdrożnych treści.


Brak dobrego miejsca do ukrycia pamiętnika jest bodaj pierwszym przebłyskiem samoświadomości naszej bohaterki: nigdy nie jest sama, ponadto w mieszkaniu nie ma nawet szuflady na własność. Regularne notowanie przynosi coraz więcej spostrzeżeń i refleksji, pojawia się między innymi chęć posiadania własnego pokoju (sic), a przede wszystkim dochodzi do samopoznania.

[…] nauczyć się rozumieć rzeczy drobne, błahostki, które zdarzają się codziennie, to może właśnie nauczyć się rozumieć najgłębszy sens życia. Tylko nie wiem, czy to może dać szczęście, obawiam się, że nie. [s. 31]

O ile rozterki Walerii mogą wydawać się dzisiaj naiwne, Alba de Céspedes (1911-1997) stworzyła bardzo prawdziwą postać. Czytelnik długo współczuje zmęczonej narratorce, by w pewnym momencie zauważyć, że obraz sytuacji jest niepełny i że pisząca jest zaślepiona i/lub zakłamana. Nie dostrzega znaczących drobiazgów, bo nie nauczyła się jeszcze ich rozumieć, czy raczej nie dostrzega, bo nie chce – oto jest pytanie.

Brulion Walerii Cossati  wspaniale oddaje życie wewnętrzne dojrzałej kobiety, równie wspaniale pokazuje ją na tle środowiska i epoki. Jest rok 1952 i wiele się zmienia: panie domu coraz częściej podejmują pracę, córki wracają do domu późno w nocy albo wcale, rozwódki uchodzą za niezależne. Powieść jest wielowymiarowa i zasługuje na sążnisty wpis (np. o konflikcie pokoleń), nie jeden zresztą. Dla mnie była fantastycznym odkryciem.

______________________________________________________

Alba de Céspedes, Brulion Walerii Cossati, przeł. Zofia Ernstowa, Iskry, Warszawa 1961

 

12 komentarzy:

  1. A dziś mogłaby sobie pisać bloga, o ile miałaby gdzie postawić laptopa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wystarczyłby telefon komórkowy.;) Tylko kto pisałby dziś tak długie teksty, na dodatek okrągłymi zdaniami.

      Usuń
    2. Zgadza się, pięć minut to b. dużo czasu. Istnieje jednak ryzyko, że szybko zrezygnowałaby wskutek krytyki, Walerii brakuje pewności siebie.

      Usuń
    3. Może nie trzeba od razu tych tiktoków pokazywać całemu światu, tylko taki osobisty pamiętniczek mieć.

      Usuń
    4. Kręcić filmiki dla samej siebie? Hm.;)

      Usuń
    5. No fakt, w sumie już lepiej pisać tajny blog.

      Usuń
  2. Widzę, że nikt jeszcze o tej książce nie pisał, na LC nie ma ani jednej opinii. :) Ale że bohaterka nie miała nawet własnej szuflady? To gdzie trzymała rzeczy osobiste?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem więcej: była dostępna tylko w jednym antykwariacie.;( Tymczasem jest wznawiana po angielsku, o autorce mówi się jako inspiracji dla Ferrante.
      Rzeczy osobiste (np. bieliznę) trzymała w szufladzie, ale każdy miał do niej dostęp, na czele z dwudziestoletnią córką.

      Usuń
  3. Późne lata 40-te i początek 50-tych jest o tyle interesujący, że wciąż tam słychać jeszcze echa II wojny światowej, no i to okres bardzo dynamicznych przemian (nie tylko w Europie). Piękna perełka wpadła Ci w ręce. Aż się z ciekawości za nią rozejrzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, to okres b. interesujący, co widać też we włoskiej kinematografii lat 50-tych.
      Perełka, byłam zaskoczona, że była w ogóle przetłumaczona na polski.

      Usuń