W najnowszym zbiorze opowiadań Haruki Murakami ponownie przygląda się mężczyznom po przejściach: wycofanym, stęsknionym, tkwiącym w martwym punkcie. Jednak wbrew tytułowi kobiety mocno zaznaczają swoją obecność w każdej z historii: są ważnymi uczestniczkami wydarzeń lub wręcz ich sprawczyniami. Występują w rolach kochanek, opiekunek, pacjentek, a nawet kierowców, wprowadzając mniejszy lub większy ferment w życie bohaterów.
Wszystkie opowiadania dotyczą tego samego tematu czyli
rozczarowania miłosnego, na szczęście Murakamiemu udało uniknąć się powtórzeń. Stworzył
sześć zajmujących opowieści, od czasu do czasu serwując czytelnikowi małą
niespodziankę. Mnie po raz pierwszy zaskoczył poczuciem humoru, widocznym chyba
najlepiej w „Zakochanym Samsie”, gdzie kafkowski robak przeobraża się w
człowieka. Zapożyczeń literackich jest tu zresztą więcej (m.in. z Wujaszka Wani
oraz Baśni tysiąca i jednej nocy), jak zwykle u tego autora pojawiają się również
liczne cytaty muzyczne – od Beatlesów po klasyków, co dobrze buduje nastrój. Nie przekonał mnie natomiast
pomysł tłumaczki, która dla oddania różnych dialektów japońskich zastosowała w
jednym z tekstów gwarę poznańską – jeszcze chwila i bohaterowie zaczęliby się raczyć pyzami zamiast zupą miso.
Urok „Mężczyzn bez kobiet” tkwi w klimacie i różnorodności.
Być może także krótka forma lepiej służy autorowi, który używając identycznego stylu
w powieściach, potrafi niestety nudzić (patrz: Bezbarwny
Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa). Tym razem efekt jest niezły,
a lektura przyjemna (acz nie wybitna). Zbiór idealnie wpisuje się w jesienną aurę – melancholijne
i niespieszne historie Japończyka szczególnie dobrze „smakują” o zmroku, w
towarzystwie gorącej herbaty i nastrojowej muzyki. Wtedy nie drażnią nawet pompatyczne zdania.;)
___________________________________
Haruki Murakami Mężczyźni bez kobiet
przeł. Anna Zielińska-Elliott, Muza, Warszawa 2015
Kogo jak kogo, ale melancholijnych samotnych mężczyzn Murakami umie wykreować doskonale. Wydaje mi się, że cała jego twórczość powinna być promowana pod hasłem takim, jaki jest tytuł tej książki: "Mężczyźni bez kobiet". Kobiety bowiem u Murakamiego to taki tylko dodatek, który zazwyczaj zwiastuje kłopoty.
OdpowiedzUsuńKsiążka ta była moim łupem z krakowskich Targów Książki i niestety nie zauważyłam w ogóle, że nie jest to powieść! Krótkiej formy się boję, ale może akurat Murakamiemu powinnam zaufać?
Masz rację, Murakami pisze głównie o mężczyznach bez kobiet. Jednak po lekturze tej książki niektóre bohaterki zapisały się w mojej pamięci lepiej niż ich partnerzy.;)
UsuńCzytałam kiedyś dwa opowiadania HM z innego zbioru, ale były dla mnie zbyt surrealistyczne.;(
do Murakamiego zniechęciłam się przy 1Q84, której, przyznam, nawet nie skończyłam, bo po lekturze stu stron wymieniłam książkę na coś innego, bodajże Hilary Mantel ;) ale może w opowiadaniach udało mu się uniknąć powtórzeń, czy tłumaczenia wszystkich szczegółów...
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że tym razem Murakami trafił w mój nastrój, stąd pozytywny odbiór. Na dodatek dawkowałam sobie te opowiadania, wiec powtarzający się wątek nie nużył.
UsuńNie pamiętam konkretów, ale samo streszczenie zniechęciło mnie do 1Q84.;(
Z Murakamim mam bardzo różnorodne doświadczenia, a ich jakość nie zawsze związana jest z długością prezentowanej prozy. Dla przykładu bardzo dobrze wspominam zarówno "Kafkę nad morzem" jak i "Kronikę ptaka nakręcacza", czyli dość długie powieści. Dobre wrażenie wywarła na mnie także króciutka powieść "Po zmierzchu", przednio bawiłem się w trakcie lektury "Zniknięcie słonia" (zbiór opowiadań), natomiast największy zawód sprawił mi "Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa" (w kwestii tego dziełka mamy jak widać podobne doświadczenia). "Mężczyźni bez kobiet" sprawiają wrażenie bardzo odpowiadającej mi twórczości - leniwa i niespieszna narracja to coś, co szczególnie lubię w wykonaniu japońskich literatów :)
OdpowiedzUsuńNo proszę, a wydawało mi się, że uznałeś "Bezbarwnego..." za całkiem dobrą książkę, musiało mi się coś pomylić. Wydaje mi się, że następna w kolejce będzie u mnie własnie "Po zmierzchu".
UsuńDawno temu podobało mi się "Na południe od granicy...", ale taki "Sputnik Sweatheart" już zupełnie nie. Tak czy owak, raz na kilka lat mogę sobie zaserwować jego dziełko.
Wydaje mi się, że większość czytelników najbardziej chwali właśnie "Kafkę nad morzem", także przez Ciebie przywołaną jako pierwszą.;)
Gwara poznańska??? Mnie to - absurdalnie - zachęca, choć raczej nie wierzę w pomyślność. Wewnętrzna sprzeczność czasem motywuje. Poza tym: pogubieni faceci. W zasadzie na tak. Gdyby nie to, że się nie wyrabiam, więc nie deklaruję. Ja wciąż jestem przed pierwszym Murakamim. Trochę już mi to ciąży. Czy jak od tego zacznę, to będzie typowo? ;)
OdpowiedzUsuńZnam tylko 4 książki HM, ale widzę, że ten zbiór opowiadań to taki typowy Murakami.;)
UsuńMnie użycie gwary poznańskiej początkowo dobrze nastroiło, ale podczas lektury nie było już "miło". W końcu różnice w dialektach można zaznaczyć inaczej.
Książka krzywdy nie zrobi, więc zachęcam do sprawdzenia.;)
No proszę, udany Murakami, niebywałe! Chyba znowu się skuszę i kupię komuś pod choinkę ;)
OdpowiedzUsuńUdany, choć oczywiście nie jest to dzieło wybitne.;) Myślę, że na prezent nada się dla szerokiego kręgu czytelników, także tych, którzy HM nie znają.
UsuńSwoją przygodę z Murakamim zaczęłam od "Przygody z owcą". Później była Norwegian Wood, Kafka nad Morzem, Po zmierzchu, Ślepa wierzba i płacząca kobieta. Bardzo miło wspominam te lektury. Później postanowiłam odpocząć od jego książek. Myślę, że ten zbiór opowiadań będzie bardzo przyjemnym powrotem dla mnie. Książkę już mam, zakupiłam w Biedronce :)))
OdpowiedzUsuńMurakami w Biedronce? Co za czasy.;)
UsuńSkoro podobały Ci się inne książki HM, ten zbiór raczej też Cię nie rozczaruje. Miłej lektury.;)