Stół uginający się od żarcia. Zastaw się, a postaw się. Przejedzmy wszystkie problemy. Wielkie misy, stos talerzy, sztućce do każdej potrawy, szklanice, kubki i filiżanki. Ciasta z rybą, kompot z kawą, sałatka jarzynowa do wszystkiego. I chleb. Całuj chleb, ciało Chrystusa, smaruj ciało Chrystusa, masłem zatykając pory. Nakładaj na nie sery i szynki z półmiska, niech się przewracają od nadmiaru i rozpusty. Sosy lej na desery, oblizuj łyżkę, do ostatniej kropli. Nie ciesz się, bo za chwilę podwieczorek. Będzie można kruszyć na dywany i wklepywać w nie krem stopą w laczku lub rajstopie dwadzieścia den. Rodzina, rodzina, nikt tak nie zajada jak rodzina. Co innego pozostaje? Przecież nie rozmowa.
— Podaj no
mi soli.
— Ale sękacza to mama robić nie umie.
— Ja nie umiem? Może i nie umiem, dlatego kupiony dałam.
— Kupiony to najgorzej, mama wie, co tam do środka dają? Same chemie. Czytałam, że przyłapano cukiernika, jak nad ciastem się, no wie mama co.
— Co robił?
— dopytywała mała Madzia.
— To, co
dorośli robią, nie twoja sprawa. [...]
Sylwia Chutnik, Tyłem do kierunku jazdy, Kraków 2022 s. 60
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz