wtorek, 2 lipca 2013

Jeść czy nie jeść - oto jest pytanie

Jonathan Safran Foer dowiedział się pewnego dnia, że zostanie ojcem. Zaczął dbać o porządek, usunął wszelkie usterki w domu, zamontował bagażnik na dachu samochodu i wykonał pierwsze od pięciu lat badania lekarskie. A potem postanowił napisać książkę o jedzeniu zwierząt. W tym celu przestudiował tysiące dokumentów, przeprowadził liczne wywiady, odwiedzał rzeźnie, fermy, a na jedną z nich nawet nielegalnie zakradł się nocą. W rezultacie powstało „Zjadanie zwierząt”.


O dokonaniach Foera piszę nieco kpiąco, ponieważ jego podejście do problemu ma w sobie coś z gorliwości neofity. O ile zgadzam się z faktem, że zwierzęta zasługują na godne traktowanie i bez spożywania ich mięsa człowiek mógłby się obejść, to proponowanie, aby wszyscy (czytaj: cała ludzkość) przeszli na wegetarianizm, jest pomysłem nie do końca przemyślanym. Świetnie, że autor zadał sobie trud i wyszukał miejsca, w których indykom i świniom zapewnia się niemal idealne warunki życia i niemal bezstresową śmierć. Świetnie, że porozmawiał także z hodowcami zwierząt i właścicielami rzeźni. Zabrakło mi jednak opinii ekonomisty i mięsożernych przedstawicieli różnych klas społecznych. Wzmianka o tym, dlaczego ludzie kupują mięso, pojawiła się na chwilę, a warto tej kwestii przyjrzeć się bliżej.

Nawet jeśli uznamy „Zjadanie zwierząt” za książkę tendencyjną i nieco chaotyczną, nie można pozostać obojętnym wobec informacji w niej zamieszczonych. O tym, że zwierzęta hoduje się często w skandalicznych warunkach, a metody uboju są sadystyczne, wie prawdopodobnie wiele osób. Nie każdy natomiast zdaje sobie sprawę, że połów tuńczyka lub krewetek wiąże się z chwytaniem w sieci gatunków innych niż docelowe (w skrajnych przypadkach tzw. przyłów może wynosić 90%) i ich wyrzucaniem. Podobnie sytuacja wygląda na fermach kurzych nastawionych na maksymalną eksploatację niosek – samce z racji swej nieprzydatności często są uśmiercane i usuwane.

Książka raczej nie dokona rewolucji w nawykach żywieniowych czytelników, ale z pewnością pozostawi ich z pytaniami. Mnie na przykład ciekawi, czy polskie społeczeństwo byłoby skłonne jeść znacznie mniej mięsa niż obecnie? W „Zjadaniu zwierząt” najbardziej przemawiają do mnie względy zdrowotne – jeśli mięso trafiające na polskie stoły jest produkowane metodami przemysłowymi opisanymi przez Foera, to rzeczywiście lepiej rozważyć jego dalszą konsumpcję.

________________________________________________________________________________________

Jonathan Safran Foer „Zjadanie zwierząt” tłum. Dominika Dymińska, Wyd. Krytyki Politycznej, Warszawa, 2013
________________________________________________________________________________________


22 komentarze:

  1. Polskie społeczeństwo i tak chyba je mniej mięsa, widzę po świątecznych obiadkach u mamusi. Zdecydowanie więcej drobiu niż wieprzowiny, a wołowina w ogóle wyklęta. A ja tęsknię za tatarem :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obserwuję podobne zjawisko na obiadkach i imieninach. Tymczasem dane statystyczne pokazują wzrost spożycia mięsa.;)
      U mnie z mięsnymi zachciankami coraz słabiej - walory smakowe coraz bardziej zbliżone do papierowych.;(

      Usuń
    2. Szczególnie wędliny podupadły, niestety. U nas przoduje indyk, reszta rzadko się pojawia.

      Usuń
    3. U mnie mięso je głównie kot.;) Po lekturze filety kurczęce zastąpię chyba kotletami sojowymi - Foer podziałał na mnie.;)

      Usuń
    4. OK, będę miała Twoje ostrzeżenie na uwadze.;)

      Usuń
  2. A ja nie jem mięsa, jakoś sobie radzę, poza tym nigdy nie przepadałam za mięsem ;) a książka, no cóż może się skuszę, zapraszam http://qltura.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jem w ilościach śladowych i właściwie mogłabym całkowicie z niego zrezygnować (organizm sam wyrugował mięso), ale życia bez nabiału już sobie nie wyobrażam. Unikam wszelkich ekstremizmów.;)
      Dzięki za zaproszenie, na pewno skorzystam.

      Usuń
  3. W trosce o domowe menu chyba nie przeczytam. Nie jestem w stanie zrezygnować z mięsa całkowicie, a nie mam możliwości hodowania szczęśliwych kurek, względnie świnek... ;-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałam o tym samym - żeby mieć pewność, że je się np. dobre jajka (uwielbiam w każdej postaci), należałoby samemu hodować kury. Z uprawą warzyw jest właściwie identycznie.
      I przyznam, że jako niedowiarek mam poważne wątpliwości co do produktów z nalepką "eko". Kury mogą mieć wybieg, ale co jedzą? Hormony, antybiotyki czy spreparowane pasze?

      Usuń
    2. To wszystko jest odpowiednio uregulowane, zainteresuj się pieczęciami, oznaczeniami. Przy czym zdarzają się skandale ze źle etykietowanymi jajkami itd., ale staram się wychodzić z założenia, że jedząc jajka z hodowli ekologicznej minimalizuję ryzyko.

      Usuń
    3. Po lekturze "Zjadania zwierząt" mam wątpliwości nawet co do pieczątek, a dokładniej tego, co one gwarantują. Wolny wybieg i zdrowe pasze - być może. Co do hormonu wzrostu nie mam już pewności.

      Usuń
  4. A ja znam kilka osób, które po lekturze tej książki (recenzowałam już dość dawno temu) przeszły na wegetarianizm. Do mnie bardzo trafiły wywody na temat wpływu masowej hodowli na skażenie środowiska. Mięsa z hodowli masowych w domu w ogóle nie jadamy. Ja natomiast odnoszę wrażenie, że w Polsce je się dużo mięsa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi się wydaje, że nadal je się u nas go dużo. Pewnie wynika to z tego, że jest najprostsze w przyrządzeniu (łatwiej wrzucić na patelnię kotlet niż pracowicie obrać i pokroić kolejne warzywa). Brakuje jednak też rzetelnych informacji na temat tego, co jemy (zdaje się, że ostatnio była jakaś afera, czyż nie? szczegółów jednak nie znam, bo wstrzeliła się w absolutny brak mojego czasu na cokolwiek).
      Ciekawi mnie w tym kontekście, czym właściwie jest recenzowana książka i czy ma szansę trafić do szerszego grona odbiorców. Wzmianki o tendencyjności i chaotyczności nie rokują dobrze:(

      Usuń
    2. @ Anna

      Czytałam Twoją notkę.;) Informacje o skażeniu środowiska były dla mnie zaskakujące. Nie sądziłam, że to w ogóle dopuszczalne. Pracuję w firmie uciążliwej dla środowiska i wiem, ile wymogów trzeba spełnić, żeby nie narazić się na kary. Ale może w Stanach są inne przepisy.
      Ogólnie w Polsce podobno je się dużo mięsa, wśród rodziny i znajomych nie znam żadnego jarosza. Stojąc czasem w kolejce w supermarkecie podglądam cudze kosze i w zasadzie zawsze są w nich produkty mięsne.

      Usuń
    3. @ momarta

      Proste w przyrządzeniu, do tego dochodzi wieloletnia tradycja jadania mięsa i jego niewysokie ceny (tak, tak;). Wiele osób uważa np. że mięso jest najbardziej pożywne. W książce podobała mi się uwaga o tym, że producentom mięsa nie chodzi o nakarmienie obywateli, ale o zysk. Poniekąd dlatego jemy więcej (nie tylko mięsa) niż potrzebujemy. I to wg mnie warto również społeczeństwu uzmysłowić.
      Odnoszę wrażenie, że dość często okazuje się, że jemy produkty o podejrzanym składzie.;(
      W moim odbiorze książka Foera ma na celu wyczulić ludzi na złe traktowanie zwierząt, w tym ich zabijanie w celach konsumpcyjnych (bo dlaczego np. nie zjemy naszego Reksia?). Jedno z jego haseł to: nie jestem obojętny, co do mnie przemawia. A w naszym kraju (nie wiem jak to wygląda w Stanach) trzeba zaczynać od podstaw czyli dokarmiania zwierząt, że o reagowaniu na bicie tychże nie wspomnę.

      Usuń
    4. Zgadzam się z Tobą, kto z nas nie słyszał: zjedz mięsko, ziemniaczki możesz zostawić. Zdecydowanie nie chodzi o karmienie. Dla mnie przerażający jest asepkt, że żeby wyżywić zwierzęta z hodowlii masowej produkuje się dla nich pasze na wysoką skalę, zabierając np. Afrykanom ich tereny uprawne, a oni potem jedzą mrożone mięcho nie wiadomo skąd. W Niemczech, odnoszę wrażenie, świadomość w tej kwestii jest dużo wyższa, ale nie wykluczam, że ja się obracam też w takim środowisku. Niemcy masowo wspierają organizację ochrony zwierząt, kampanie tutaj trafiają na duży oddźwięk społeczny.

      Usuń
    5. Wydaje mi się, że ze świadomością dot. praw zwierząt jest w Polsce niezbyt dobrze, niektórzy nie wiedzą, że do straży miejskiej można zgłosić np. wygłodzone zwierzęta z czyjegoś podwórka.
      Mnie przeraża, że Afrykę w ogóle się wykorzystuje w bezczelny wręcz sposób. Tak jest z polami, o których piszesz, tak jest z odpadami komputerowymi, które wysyła się w tamte rejony w celu rzekomego recyklingu.
      A wracając do jedzenia w ogóle - smutne jest jeszcze to, ile z wyprodukowanej żywności po prostu się marnuje. I nie chodzi tu nawet o to, że inni głodują, ale o to, że kupuje się przeważnie z nadwyżką.

      Usuń
  5. Polecam ci recenzję tej samej książki z bloga
    Poza psem. Okazuje się, że polskie tłumaczenie jest pełne błędów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałam zalinkowany post, dzięki. Wygląda na to, że czytałam książkę Foera w błogiej nieświadomości.;( Byłoby miło, gdyby tłumaczka ustosunkowała się do zarzutów. Wydawnictwo zresztą też.

      Usuń
    2. Z tego co wiem, autorka recenzji napisała do wydawnictwa, ale na razie echo. ;b

      Usuń
    3. Bardzo jestem ciekawa odzewu. Błędy są tak poważne, że trudno je przemilczeć.

      Usuń