niedziela, 8 listopada 2015

Młode skóry

Nie byliście w mojej miejscowości, ale znacie inne z tej samej sztancy. Zjazd z drogi krajowej, strefa przemysłowa, pięciosalowy Cineplex, stulecie pubów upchane na jednej mili kwadratowej, w granicach miasta. Niedaleko do Atlantyku, niedaleko do gruzłowatej szczęki wybrzeża i półwyspów rojących się od mew. W letnie wieczory na pachnących obornikiem pastwiskach satelickich parafii krowy, niewzruszone niczym mistrzowie zen, unoszą łby i wsłuchują się w wycie V8 ścigaczy, którymi młode chłopaki rozbijają się po bocznych drogach. [s. 7]


Ta miejscowość to fikcyjne Glanbeigh na zachodnim wybrzeżu Irlandii. Całkiem spore miasto, w którym nic ciekawego się nie dzieje. Bohaterowie „Młodych skór”, także ci starsi, przypominają chłopców ze starej piosenki zespołu Myslovitz – wieczorami wychodzą na ulicę i szukają czegoś, co wypełni im czas. Oni również palą skręty, rozrabiają i uganiają się za dziewczynami, które ich nie chcą.

Colin Barrett (ur. 1982) kapitalnie oddał atmosferę marazmu i beznadziei, wybierając na bohaterów swoich opowiadań osobników po przejściach, bez aspiracji i bez perspektyw na jakąkolwiek odmianę w życiu. Bramkarz z knajpy, barman, sprzedawca ze stacji paliw od rzeczywistości uciekają, szkolny wuefista i były bokser próbują ją zmienić, niestety z marnym skutkiem. Trudno jest wytrzymać we własnej skórze, zwłaszcza w zapomnianym przez wszystkich Glanbeigh. Między wierszami da się wyczytać, że taka jest po prostu Irlandia.

W „Młodych skórach” zwraca uwagę dojrzały styl. Barrett pisze o swoich postaciach jednocześnie ze zrozumieniem i z szorstkością, a to trudne połączenie. Swobodnie posługuje się poetycką metaforą, ale potrafi też od czasu do czasu zaaplikować czytelnikowi dawkę okrucieństwa. To jest pełnokrwista, bliska życiu proza, wyjątkowo dobra jak na debiut. Ciekawi mnie bardzo, jak rozwinie się talent Barretta.

________________________
Colin Barrett Młode skóry
przeł. Agnieszka Pokojska, Wyd. Igloo, Wrocław 2015


12 komentarzy:

  1. Kolejna prezentowana przez Ciebie perełka opublikowana przez wydawnictwo, o którym nigdy wcześniej nie słyszałem :) Książa sprawia wrażenie b. ciekawej lektury - dobór bohaterów, wśród których dominują osobnicy bez perspektyw i bez większych aspiracji, kojarzy mi się z Chinaskim Bukowskiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydawnictwo jest młode, a książka na pewno warta lektury. Zdobyła już kilka nagród za granicą.
      Chinaski to jednak inny typ człowieka, w moim odczuciu olewus. O bohaterach Barretta tego nie można powiedzieć, mają jeszcze jakieś ciche marzenia. Choć ostatecznie mogliby skończyć podobnie jak bohater Bukowskiego.

      Usuń
  2. O tej książce jak i o wydawnictwie słyszę po raz pierwszy... widzę, że warto im się jednak przyjrzeć bliżej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo książka chyba nie jest promowana.;( Sama przeczytałam o niej na stronach anglojęzycznych i byłam mile zaskoczona, że została już u nas wydana. Zdecydowanie warto było.

      Usuń
  3. O! Ostatnio literacko zainteresowałam się Irlandią właśnie. Colm Toibin średnio mnie zachwycił. Bardziej spodobał mi sie John Banville, którego styl pisania jest przepiękny. A teraz wypróbuję Barrett'a. Jak znalazł :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Toibina znam tylko z dwóch książek i mam o nim dobre zdanie. Banville'a tylko z "Mefista", który zrobił na mnie b. pozytywne wrażenie. Czy czytałaś coś Williama Trevora? Też ciekawy Irlandczyk.;)

      Usuń
    2. Dla mnie Toibin jest za chłodny i wycofany, ale czytałam tylko "Mistrza" i "Brooklyn", więc to wrażenie tylko po dwóch książkach.
      O Trevorze nawet nie słyszałam wcześniej. Zapamiętam sobie to nazwisko.

      Usuń
    3. W "Południu" Toibin jest rzeczywiście chłodny, ale w "Testamencie Marii" już nie.;) Za "Brooklyn" wciąż jakoś nie mogę się zabrać, chociaż mam pod ręką.
      Dawno temu zaczytywałam się McGahernem - może trochę przygnębiający, ale dobry.

      Usuń
  4. Z pewnością przeczytam za czas jakiś, bo tęsknię już do literatury irlandzkiej. Myślę jednak, że to zaledwie wycinek - obraz Irlandii prowincjonalnej, z dala od zgiełku i możliwości dużych miast. Z poprzednich swoich lektur wyniosłam nieco inny obraz tego kraju, a także jego mieszkańców. Marazm, beznadzieja - owszem, ale też radość życia, witalność, poczucie humoru. Wszystko zależy od punktu widzenia ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie Irlandia Barretta jest wilgotna, wietrzna i ziemista.;) Ale krajobrazy opisuje tak, że zachciało mi się więcej tego surowego klimatu.;) Wciąż czekam na książki pokazujące Irlandię w takim świetle, o jakim wspominasz - pogodne i przyjazne. Wierzę, że kiedyś do takich dotrę.;)

      Usuń
  5. no proszę, wstyd się przyznać, ale nie słyszałam! i tak właśnie wyobrażam sobie Irlandię: wilgotną, wietrzną i ziemistą. trzeba sie panem Barrettem zainteresować, znalazłam teraz wywiad z autorem w Paris Review, brzmi ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żaden wstyd przy takiej podaży książek jak obecnie.;)
      Mnie podobało się tak bardzo, że chętnie poczytam innych Irlandczyków.

      Usuń