środa, 30 marca 2016

Domowa półka

Przeglądając publikację z testami maturalnymi z języka polskiego, znalazłam zadanie bazujące na tym oto  tekście Wojciecha Nowickiego:
Stoliki, szafki, podłoga przy łóżku. Na nich książki, do których się wraca. Tak jest w znanych mi domach. Po wiele z tych lektur przyłóżkowych ludzie sięgają przez całe życie. Wszystkim nam potrzeba stałych odniesień. Z tym czytaniem znanych książek jest jak ze słuchaniem muzyki, niekoniecznie dobrej - tych utworów, które pozostają świeże, choć dawno już są znane na pamięć. Chce się słuchać bez końca, nie myśląc o tym, dlaczego.

W którymś momencie zamiera chęć połknięcia wszystkich książek świata. Zawsze podziwiałem moich przyjaciół, którzy wiele czytają. Sam niemal rok spędziłem w czytelni British Museum, w bieżącej lekturze odkrywając tytuł następnej. Sens czytania tak wielu tytułów polegał na tym, by znaleźć książki, które miałbym ochotę czytać wciąż na nowo. Tak Verlyn Klinkenborg opisuje swój książkowy łańcuszek szczęścia.

Czytelnika musi w końcu ogarnąć strach przed kosmosem, nieskończoną przestrzenią - bo kiedy pomyśleć, że w każdej porządnej bibliotece ukryto miliony tomów, to wiadomo z góry, że nie wystarczy życia, żeby chociaż tę jedną bibliotekę poznać w całości. Wtedy pozostaje droga mnicha - wejście w przestrzenie ograniczone i przez to otwarte na świat wewnętrzny. W ten sposób rozpoczyna się praca literackiego działkowicza, porzucającego wielkie areały i uprawiającego swój spłachetek.

Ten fenomen domowej półki należy do kultury masowej - bo cóż innego kryje się w popularnym pytaniu o książki ulubione? Właśnie tych paręnaście tomów ratunkowych. Bo kiedy wydaje się, że niebo spadnie na głowę, trzeba szukać schronienia. Trzeba lektury, która zasłoni widok, trzeba miarowego kołysania znanej frazy.

Czy więc wracanie do tych samych książek ma w ogóle jakieś wady? Przynajmniej jedna zdaje się oczywista - im więcej książek czytamy wielokrotnie, tym mniej poznajemy nowych.

Nie znoszę czytania nowych książek. Czytałem w kółko 20 czy 30 tomów i tylko te książki mam ochotę czytać nadal. Kiedy książka jest zupełnie nowa, zasiadam do niej, jakbym się zabierał do dziwnego dania, obracał i dziobał tu i ówdzie, nie za bardzo wiedząc, co o niej sądzić. Apetyt winna wspomagać potrzeba zaufania i pewności, pisał William Hazlit.

Stoliki, szafki, podłoga: przy łóżku. Ludzie w kółko czytają. Każdy w czym innym szuka oparcia. Ofiarujemy sobie spokój w twardej albo broszurowej okładce, w kawałku plastiku z ekranem. Chyba o to właśnie chodzi: o budowanie wyspy własnej, jednoosobowej, o pewność następnego zdania, o poczucie, że jest ktoś bliski, kto nie zawiedzie. Po to ludzie łączą się z książkami na całe życie.

Wojciech Nowicki, Chwała półkownikom, „Książki" 2012, nr 4
 Nie wiem, czy maturzyści docenią tekst Nowickiego, mnie ujął celnością i swego rodzaju czułością.


56 komentarzy:

  1. A ja nie znoszę pytań o ulubione książki. Choć czasem zazdroszczę osobom, które umieją wskazać już nawet nie jedną, ale pięć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie znoszę i też zazdroszczę.;) Ale tłumaczę sobie, że moje "ulubione" to te, których nigdy bym się nie pozbyła. Nie zawsze są wybitne, ale są wartościowe z innych powodów. Tyle że w piątce na pewno bym się nie zmieściła.;(

      Usuń
    2. No właśnie. Gdyby mi ktoś kazał spakować książki na bezludną wyspę, to bym spytał, ile mam czasu i jak duży kufer :) A patrząc po liczbie powtórek, to moje ulubione też niekoniecznie są najwybitniejsze.

      Usuń
    3. Jeden kufer to stanowczo za mało.;)
      O ulubionych książkach podobno decydują okoliczności, w jakich były czytane po raz pierwszy. Podobno powtórki wynikają z chęci odtworzenia własnego nastroju, co tłumaczyłoby częste powtórki młodzieżowych lektur.

      Usuń
    4. No nie przesadzajmy, taki Robinson Crusoe miał tylko Biblię, a i to dopiero po paru latach na wyspie :D
      Nie wiem, czy przy powtórkach chcę odtwarzać nastrój, natomiast dokładnie wiem, w jaki nastrój książka mnie wprawi :)

      Usuń
    5. Niektórzy twierdzą, że Biblia starcza za wszystkie książki.;(
      Myślę, że tego nastroju, o którym piszesz, też oczekujemy decydując się na powtórkę.

      Usuń
    6. W sumie lepiej znaleźć się na bezludnej wyspie z Biblią niż z powieścią Michalak :) Jest tam (w Biblii, nie u Michalak) parę niezłych literacko fragmentów :)

      Usuń
    7. Niezłych literacko? Nie wiedziałam.;)

      Usuń
    8. Taka Pieśń nad Pieśniami to kawał dobrej poezji, a wielbiciele horroru i fantastyki poczują się usatysfakcjonowani Apokalipsą :) A poza tym sporo seksu, okrucieństw, intryg i wojen, jak w dobrej sadze :)

      Usuń
    9. No przecież! Zupełnie zapomniałam o Pieśni nad pieśniami. Horror, fantastyka + kryminał i parę innych gatunków lit. Rzeczywiście mieszanka pierwszorzędna.;)

      Usuń
    10. No i są wydania kieszonkowe, bardzo cenna rzecz przy ograniczonym bagażu :)

      Usuń
    11. Ba! Można nawet w tłumaczeniach wybierać.;)

      Usuń
    12. Czyli faktycznie zastępuje wszystkie książki.

      Usuń
    13. Na to wychodzi. Nawet Szekspir staje się zbędny.;)

      Usuń
    14. Zostawmy Szekspira jako lekturę drugiego wyboru :)

      Usuń
    15. Zwłaszcza że sporo miejsca zająłby w kufrze.;)

      Usuń
    16. Raptem ze dwa tomy wydania zbiorowego, nie przesadzajmy.

      Usuń
    17. 37 sztuk w dwóch tomach? Hm.

      Usuń
    18. Znak wydał w dwóch, chociaż nie komplet, tylko przekłady Barańczaka.

      Usuń
    19. Zupełnie umknęło mi to wydanie.

      Usuń
    20. Przemknęło mi w stosikach, bo mam pierwsze wydanie, więc się nie interesowałem.

      Usuń
    21. Też mam pierwsze wydanie, ale powinnam uzupełnić o kilka tomów. Fajnie, że teraz wyjdzie taniej na aukcjach.;)

      Usuń
    22. O widzisz, o tym nie pomyślałem, a brakuje mi jednego Henryka.

      Usuń
    23. Zrobiłam rozeznanie, ale szału nie ma.;(

      Usuń
    24. No faktycznie, mój brakujący tom 69 zł plus wysyłka. Taniej wychodzi wydanie zbiorowe :(

      Usuń
    25. No. Do dziś sobie pluję w brodę, że się nie zapożyczyłem i nie kupiłem, póki leżało w księgarniach :(

      Usuń
    26. Moje zainteresowanie nie sięgało jednak aż do Henryka.;(

      Usuń
    27. Brałem, jak leciało. I okazało się, że słusznie.

      Usuń
    28. Prawdziwy z Ciebie bibliofil.;)

      Usuń
    29. Snob :) Zachciało mi się Szekspira czytać. I naprawdę miałem nadzieję, że się Barańczakowi uda całość przełożyć.

      Usuń
    30. Taki snobizm jest godny naśladowania.
      Barańczak i tak wiele zdążył przełożyć, jeśli wziąć pod uwagę inne rzeczy.

      Usuń
    31. Na pewno, ale już straciłem szansę posiadania kompletu w jednym świetnym tłumaczeniu.

      Usuń
  2. Gdyby dobrze poszukać, może brakujące tomy by się znalazły a antykwariatach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będę szukał tego Henryka IV, ale to biały kruk.

      Usuń
    2. Tak, i sprzedawcy też to wiedzą.;( Teraz dopiero zauważyłam, że nawet szata graficzna w pewnym momencie uległa zmianie.

      Usuń
    3. Byłem na to wściekły. W Drodze wydawało to bardzo ładnie, okładki Znaku są dużo gorsze. Zresztą cóż chcieć, szwagier szwagrowi projektował dla W Drodze.

      Usuń
    4. Mnie już dobiło przejście z oprawy twardej na miękką przy Learze.;(

      Usuń
    5. O tym nie wspomnę. Chyba były wydawane po dwie wersje; kupowałem wysyłkowo niby w twardej, a przysyłali w miękkiej niestety. Lear mi się rozpadł, Burza się rozpadła :(

      Usuń
    6. No właśnie - strach szerzej otworzyć.;(

      Usuń
    7. Oj tak, strzelało od razu. Ech, wspomnienia

      Usuń
    8. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby ktoś wznowił "Szekspira współczesnego" Kotta. Chyba zapomniana książka.

      Usuń
    9. I niezła. Hala Koszyki, kosztowała jakieś 1,50 :) Ale 20 lat temu.

      Usuń
    10. Oj, chyba później. Na studiach nie było mnie na nią stać, a potem zniknęła. Studenci anglistyki obnosili się z Kottem na pokaz.;)

      Usuń
    11. Sprawdzę w domu, czasem notowałem datę kupna na okładce.

      Usuń
    12. Nie zanotowałem daty kupna niestety, ale wydanie jest z 1990 roku, więc pewnie jakiś 1992-93 rok to był.

      Usuń
    13. Cóż, mogę tylko żałować, a Tobie zazdrościć.;) Może jednak ktoś się ocknie i wznowi tę książkę, okazja jest.

      Usuń
  3. No w końcu ktoś powiedział coś o czym myślałam, w sposób trafny, bezpretensjonalny i czuły. Taka była moja pierwsza myśl.
    A druga: To, a zaraz zaraz, co ze zmienianiem siebie, i tak dalej i tak dalej... A więc, nie wiem... Pewnie to jest rodzaj podróży, albo wagi, raz szala się przechyla w jedną, raz w drugą stronę... Możesz coś napisać o "Szekspirze współczesnym"?

    OdpowiedzUsuń
  4. Cóż, całe życie jest podróżą, a zmiana dokonuje się nawet bez naszego chcenia.

    "Szekspir współczesny" to zbiór esejów na temat dramatów Szekspira. Przystępnie podane, z ciekawymi spostrzeżeniami/interpretacjami. Coś, co naprawdę warto mieć. Niestety za późno sobie o tym przypomniałam.;(

    OdpowiedzUsuń
  5. ja też nie przepadam za pytaniem o ulubione książki ;) łatwiej już z autorami, ale jak ktoś się mnie pyta o ulubioną książkę Iris Murdoch, wymieniam conajmniej cztery!
    ale powoli się pogodziłam z tym, że nie przeczytam wszystkiego. nie przeczytam nawet tego, co bym chciała, bo i chcenia co jakiś czas mi się zmieniają, fasynacje przychodzą i odchodzą, czasami wracają, czasami nie. a i coraz częściej wracam do raz przeczytanych książek - może nie bardzo często, ale biorąc pod uwagę fakt, że kiedyś nie wracałam do czytanych książek, to tendecja wzrostowa jest ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie - łatwiej wymienić ulubionych autorów. Które powieści Murdoch wymieniłabyś w pierwszej kolejności?:)
      Ja też się pogodziłam z ta myślą i dotyczy to zwłaszcza posiadanych książek. Czego oczywiście b. żałuję, ale to przecież naturalne. O dziwo, mnie też zdarza się wracać do lektur, choć jeszcze niedawno tego nie lubiłam. Ale po 20-letniej przerwie to nie boli, nawet dostarcza nowych wrażeń.;)

      Usuń
    2. Przede wszystkim "Czarnego księcia" i "Sandcastle", ale również "Skromną różę", która pewnie nie jest jej najlepszą powieścią, ale ja akurat ją bardzo lubię ("Sandcastle" pewnie też nie jest jej najlepszą powieścią, ale należy do moich ulubionych). Lubię też jej niemal wszystkie 'baggy monsters', z "Morzem, morzem" na czele i "The Book and the Brotherhood", którzy z jakiegoś powodu zostali przetłumaczeni jako "Mędrcy i kochankowie". No i chyba na tym poprzestanę, bo zaraz wymienię wszystkie ;)
      Tak, niemożność przeczytania nawet tych posiadanych książek przeraża, ale cóż począć! ja zbieram dalej ;)

      Usuń
    3. 'Sandcastle" jest uroczo staroświecka, nieprawdaż?:) Jak dotąd najbardziej podobała mi się 'A Fairly Honourable Defeat' i 'W sieci'. No i 'The Severed Head'. Bardzo lubię jej negatywnych bohaterów. Coś mi się zdaje, że wyciągnę któryś tom na wierzch, żeby mieć większą motywację do dalszego ciągu znajomości z Murdoch.
      Właśnie - można tonąć w książkach, a nadal się kupuje kolejne (mimo posiadania czytnika;)).

      Usuń
    4. Też byłam bliska wyliczenia 'A Fairly Honourable Defeat' wśród swoich ulubionych ;) Ostatnio przeczytałam ją po raz drugi i podobała mi się znacznie bardziej niż przy pierwszej lekturze.
      Mam tak samo, czytnik mam i używam (chociaż nie tak często jak chyba powinnam), a książek papierowych i tak przybywa!

      Usuń
    5. Jeśli przeczytam inne powieści Murdoch, to do 'A Fairly...' chciałabym kiedyś wrócić.
      Czytnik czytnikiem, ale papier nie ma sobie równych. Dla samej okładki czasem warto kupić tradycyjną książkę.;)

      Usuń